Wigilia

292 27 107
                                    


"Co też Courfeyracowi strzeliło do głowy, żeby zorganizować coś takiego?" Myślał Enjolras wędrując mroźnymi ulicami Paryża. Jego buty zaczynały powoli przemakać, płaszcz i szalik nijak nie pomagały w obronie przed ekstremalną temperaturą, a czapki i rękawiczek zapomniał przez co już ponad godzinę temu stracił czucie w dłoniach, a jego włosy zaczęły wyglądać jak wielkie złote gniazdo.

"A co ważniejsze, co MI strzeliło do głowy, żeby w ogóle się na to zgadzać? Przecież to beznadziejny pomysł. Po prostu musiało się tak skończyć. Mogłem to przewidzieć."

Przerwał na moment swój marsz i przystanął przed sklepem monopolowym. Patrzył przez chwilę na witrynę, po czym potrząsnął głową i ruszył dalej ulicą. Po kilku krokach zatrzymał się jednak ponownie.

"Nic innego mi się z nim nie kojarzy." Pomyślał, ale już po chwili skarcił się za tą myśl. "Przecież nie mogę mu kupić butelki na Święta Bożego Narodzenia... Z drugiej strony, to przecież Grantaire. Na pewno się ucieszy, a gdybym kupił jakiś lepszy alkohol, nie powinno być problemu... A co mi tam. Najwyżej się tylko ogrzeję i wyjdę z pustymi rękami."

Gdy przekroczył próg sklepu, otuliło go przyjemne ciepło, a do jego uszu doleciały ciche słowa jakiejś świątecznej piosenki. Uśmiechnął się delikatnie, po czym podszedł do półki z droższymi alkoholami i zaczął się zastanawiać czy w ogóle powinien cokolwiek kupować.

Po chwili usłyszał znajomy głos dochodzący tuż zza jego pleców.

- O. Serwus Apollo. Nie spodziewałem się zobaczyć cię w takim miejscu. Z tego, co pamiętam jeszcze dwa dni temu byłeś abstynentem.

Enjolras delikatnie skrzywił się na te słowa. Nie do końca potrafił powiedzieć czy to przez przezwisko, którego nie był wielkim fanem, czy fakt, że nie miał najmniejszej ochoty być zmuszonym do tłumaczenia się ze swojej obecności w sklepie monopolowym.

- Dzień dobry, Grantaire - powiedział obojętnym tonem. - Ja z kolei jak najbardziej spodziewałem się spotkać cię w, jak to nazwałeś, takim miejscu. Właściwie dziwne byłoby spotkać cię gdziekolwiek indziej.

- Jak zwykle ciepły i kochany. Ty to wiesz co powiedzieć, żeby człowiekowi poprawić humor. Pomóc ci w wyborze Apollo? W końcu masz przed sobą eksperta - Grantaire nie tracił dobrego humoru i przyjaznego uśmiechu. Podszedł, równocześnie poprawiając na ramieniu wielką teczkę malarską. Enjolras spojrzał na nią zainteresowany, ale postanowił nie pytać.

- Właściwie, to nie. Nie potrzebuję pomocy. Chciałem kupić butelkę jakiegoś dobrego alkoholu dla osoby, którą wylosowałem na naszą Wigilię, ale po dłuższym zastanowieniu, doszedłem do wniosku, że to chyba nie jest najlepszy pomysł.

- Żartujesz sobie Apollo? - Grantaire wyglądał na naprawdę oburzonego. - Czy ty w ogóle wiesz na czym polega Duch Świąt? Nie możesz sprezentować komuś pod choinkę procentów. Nawet ja bym nie chciał ich tam widzieć, a to już coś mówi! - Enjolras delikatnie spiął się słysząc ten komentarz. Nie spodziewał się po Grantairze takiego zaangażowania w całą tą świąteczną zabawę.

- Co w takim razie mam kupić, skoro nic - prawie powiedział "oprócz", ale na szczęście zdążył ugryźć się w język. Grantaire nie musi wiedzieć od kogo dostanie prezent. Nie na tym polegała ta zabawa - ... konkretnego mi się z tą osobą nie kojarzy?

Grantaire westchnął kręcąc głową z lekkim uśmiechem.

- Najwyraźniej będę musiał ci pomóc - powiedział delikatnie klepiąc Enjolrasa po ramieniu. - Przecież to twoi przyjaciele. Jakim cudem nic ci się z nimi nie kojarzy? Zakładam, że wiesz co lubią, czym się interesują. W czym problem?

WigiliaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz