// i zabraniają
ust całować płci tej samej,
a sami dają mi karabin i każą strzelać
do ludzi innej wiary //24.12.2016 (23:46)
Kolejny raz mój telefon zawibrował. Nawet nie sprawdzam kto dzwoni czy pisze. Wiem, że to kolejne, szybko rozesłane życzenia świąteczne, które prawdopodobnie trafiły do całej listy kontaktów cudownego nadawcy. Co z tego, że jestem niewierząca. Po co przejmować się tak nieistotnymi szczegółami?
O jeny, ale mi się nudzi. Już 25 grudnia! Ale super, dziś dwutysięczne szesnaste urodzinki Jezusa. Super. Jak wyjdę z domu to zobaczę ulice Warszawy totalnie zalane świątecznymi dekoracjami. Ble.
Jestem zmęczona opisywaniem moich uczuć, a jak już to robię, to czuję, że wychodzi mi to źle, sztucznie, niepoprawnie.
Po prostu chyba odczuwam zmęczenie. Zmęczenie, które mnie wypełnia. Które nie pozwala mi być szczęśliwą, wypoczętą. Nie mogę robić tego czego chcę i nie mogę być tym kim jestem. To smutne. To męczące. Chciałabym czasem zniknąć, bo nicość nie męczy, pomimo tego, że jest wieczna. Naprawdę bym tego chciała.Czytanie tego zajmuje minutę, ale jaki jest sens pisania więcej, gdy nie mam nic więcej do powiedzenia?
Czuję się niczym bohaterka tragedii antycznej; wszystko co robię, prowadzi do zguby.
Rok temu byłam narcystyczna. Zakochana w sobie. Nie kochałam rodziny, kochałam tylko ją. To był punkt kulminacyjny mojego dojrzewania, teraz to wiem. Wtedy nie wiedziałam. Wtedy naprawde myślałam o sobie jako o kimś lepszym, wyjątkowym. Teraz już wiem, że jestem tak samo gównianym człowiekiem jak reszta. A nawet bardziej, bo nie mam już nikogo, komu na mnie zależy.
CZYTASZ
piękne wieczory
Acakpiszę o cierpieniu, którego nie doświadczam o miłości, której nie zaznałam o byciu kimś, kim się nie jest o prawdzie bycia kimś zwyczajnym, co mnie absolutnie przeraża tytuł zainspirowany książką "Piękne wieczory" Piotra Kofty