Rozdział 1.

1.8K 131 14
                                    

- Nie – jęknął Louis, gdy nachalny dźwięk dzwonka zmusił nas do tego, by oderwać się od siebie. Również wydając z siebie niezadowolony pomruk, odchyliłam się, w samym staniku i jeansach siedząc na jego kolanach, będąc podtrzymywaną przez jego dłonie. Powiedzieć, że czuliśmy irytację, byłoby sporym niedomówieniem. W tamtym momencie byliśmy wręcz wkurwieni – szczególnie, że podobne sytuacje miały miejsce już cztery raz w przeciągu ostatniego tygodnia.

- Przypomnij mi, kto chciał zorganizować święta tutaj? – odezwałam się, wracając spojrzeniem na jego twarz. Przeskanowałam spojrzeniem jego rysy, zauważając rumieńce widniejące na nieogolonych policzkach i słabo zarysowane wory pod oczami. Rozwichrzone włosy opadały na jego czoło, a roziskrzony wzrok nadal raz za razem omiatał moją sylwetkę. Bez wątpienia mogłam stwierdzić, że miał na mnie taką samą ochotę, jak ja na niego.

- Na mnie nie patrz – burknął, raz jeszcze nachylając się i całując mnie przeciągle. Dużo bym dała, żeby zatrzymać tę chwilę na dodatkowe kilka minut. – To moja mama się wprosiła.

- Lottie mnie zaprosiła, kochanie. – Oboje odwróciliśmy się w kierunku drzwi, gdy kobiecy głos rozbrzmiał od strony korytarza. Moje oczy powiększyły swoje rozmiary co najmniej dwukrotnie, a kolory momentalnie odpłynęły z mojej twarzy. Fakt, że brunetka stała właśnie przed nami, mając idealny widok na zaistniałą sytuację, w której siedziałam bez koszulki na kolanach jej syna, sprawił, że w myślach spoliczkowałam samą siebie. Natychmiast zerwałam się z miejsca i odchrząkując w zażenowaniu, zabrałam się za poszukiwania górnej części garderoby. – Czy to Victoria's Secret? Ta koronka jest przepiękna!

- Mamo... – westchnął chłopak, zasłaniając twarz dłonią. – Proszę cię, czy mogłabyś... No wiesz.

- Och, mam sobie iść? – zapytała, unosząc brwi. Nie do końca wiedząc, co mogłabym powiedzieć, zdałam się w pełni na Louisa. On jedynie pokiwał energicznie głową, zaciskając przy tym usta. – No dobrze. Chciałam jedynie powiedzieć, że przyjechali niezapowiedziani goście i pytają o Ellie. Greta się nimi zajęła, więc nie jestem nawet pewna kto to. Wydaje mi się, że jeden z nich to Robert, przynajmniej ta kobieta tak go...

- O cholera – przerwałam jej w połowie zdania, przy okazji upuszczając koszulkę, którą dopiero co dorwałam w swoje ręce. Posłałam szatynowi spanikowane spojrzenie, a po lekkim szoku malującym się na jego twarzy wywnioskowałam, że doskonale rozumiał moją reakcję. – Czy mogłabym mieć do pani prośbę?

- Zawsze i wszędzie, słonko! O ile przestaniesz nazywać mnie panią. Przecież przeszłyśmy już na ty. – Wydęła zabawnie wargi, podpierając dłonie na biodrach. Uśmiechnęłam się delikatnie, zupełnie zapominając o niezręczności, którą, w teorii, nadal powinnam odczuwać, biorąc pod uwagę fakt, że wciąż stałam na środku pokoju półnaga. Tymczasem jednak jej pogodne nastawienie przeszło również na mnie i dziwny, nieznany mi dotąd rodzaj odwagi spłynął na mnie w niewyjaśniony sposób, sprawiając, że zupełnie przestałam się tym przejmować.

- Czy mogłabyś ich, proszę, zagadać? Tylko na moment. Muszę się nieco ogarnąć – powiedziałam, machając rękami w każdą stronę. Moja gestykulacja ostatnimi czasy stała się o wiele bardziej rozbudowana. I tym samym nieporównanie mocniej irytująca.

- Nie ma problemu! Wytłumacz mi tylko kim są i już mnie nie ma.

- To jej rodzice – Louis znów zabrał głos. – Ojciec to Robert, jest przemiły, a matka to Vivian, z nią nieco gorzej. W razie gdyby pytali, dom odziedziczyłem po zmarłym ojcu – dodał, na co brunetka prychnęła śmiechem.

- Masz szczęście, że siedzi w Stanach. Zabiłby cię, gdyby się dowiedział, że zrobiłeś z niego trupa – zaśmiała się, po czym odwróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia z pokoju. – Jesteś pewien, że... - zawahała się przez moment, jednak zaraz odpuściła i wzruszając ramionami, wymaszerowała na korytarz.

Lights of Our Home | L.T. (GITD spin-off)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz