Wszedłem za Y do jego kryjówki. Znajdowaliśmy się w samym środku Nowego Yorku przy ogromnym Mc Donaldzie. Byłem ciekaw czy mój nowy mistrz często tam chodzi skoro ma blisko. Lecz to nie było teraz ważne. Myślałem tylko o pokonaniu mojego wuja. Może i ma on armię. Jeśli się nie mylę to po swoim szkoleniu też będę mieć jakieś moce, potęgę umysłu czy podobne rzeczy. I będę mógł go pokonać. To najważniejsze! Pokój do którego teraz weszliśmy był mały i pusty. Po drugiej stronie znajdowały się drzwi windy. - W dół zjedziemy.- odezwał się po chwili milczenia Yoga.- Do bazy tajnej zjedziemy! - Super. To pewnie jakaś jaskinia w której odbędzie się moje szkolenie! Skrzat zaśmiał się tajemniczo. Zjechaliśmy windą na piętro ,,-1". Gdy drzwi się otworzyły myślałem, że dostanę epilepsji. Podłoga pokryta była matami, a na każdej ścianie wisiał głupawy jaskrawy neon ,,poczuj moc". Nie wiem jak miałem się uczyć walki na miecze lub opanowania mocy. Przypominało mi to wielką salę do gimnastyki. Nienawidzę gimnastyki! - Myślę, że pomyliliśmy sale. Chodźmy do innej proszę! - zabłagałem Y. - Najpierw na rękach stań! To takie proste jest, mówisz. Udowodnij. Co miałem robić? Spróbowałem stanąć. Nie podniosłem się nawet z ziemi. Wtedy Yoga stanął na jednym palcu, co przy jego powierzchni ciała wydawało się niemożliwe. Otworzyłem buzię ze zdziwienia. Y chyba to zauważył, bo uśmiechnął się. -Dalej nie rozumiem jak to ma mi pomóc pokonać Lidera. Wyjaśnij mi. - Moc prowadzi do zaangażowania. Zaangażowanie prowadzi do pracy. Praca prowadzi do wysiłku. Wysiłek prowadzi do zwycięstwa. Muszę przyznać, że albo to prawda albo wyjątkowo dziwny kocopoł. Obstawiam to drugie. - W siebie uwierz! Spróbuj!- zachęcał Y. Spróbowałem. Tym razem udało mi się stanąć choć na chwilę. Nagle usłyszałem wystrzał torpedy. Myślę, że nie dokończę szkolenia...