Rozdział 6

7 0 0
                                    


  Zmarszczka pojawi się na jego czole, kiedy wzrok wbijał w moje ręce. Cholera.
- Pytam co to jest ?
- J..ja podrap..pałam się.
- Nie szanuje ludzi, którzy kłamią. Więc nie kłam.
Przecież nie skłamałam. Spuściłam głowę wyrywając dłoń. "Dalej powiedz coś, za nim cię wywali".
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Wyszeptałam to tak cicho, że najprawdopodobniej nie usłyszał.
- Co się nie powtórzy, kłamstwo czy twoje poranione ręce ?
A jednak.
- To i to.
Nie mam zamiaru się mu stawiać i przekonywać do swoich racji. Wiadomo kto wygra.
- Drugi raz podpadłaś, pilnuj się.
Pokiwałam głową na zgodę i wypuściłam postrzępiony oddech.
- Jesteś pewna decyzji co do umowy ?
Ponownie pokiwałam na tak.
- W porządku, ale dam ci jeszcze czas. Jutro przyjdę po ostateczną odpowiedź.
Co mu tak zależy ? Zwilżyłam usta i przełknęłam ślinę.
- Mogę iść ?
- Tak..... możesz.
Wzdycha zrezygnowany, a ja wychodzę.
Lekko spóźniona wkraczam na scenę, wykonując to co do mnie należy.

***
Jestem zmęczona, kiedy schodzę z podwyższenia. Naprawdę zmęczona. Powieki bardzo ciążą. Marzę o odrobinie snu. Odetchnęłam głośno, odgarniając dłonią przydługie włosy. Nawet oddychania mnie męczy. Chcę chwycić klamkę, ale jak oparzona odsuwam się widząc, że drzwi są uchylone. Serce zaczyna uderzać ciężko o żebra, a znużenie odchodzi w jednej chwili. Myśli od razu napływają falami do mózgu. On tam może być. Oczy zaczynają mnie piec, natychmiastowo wypełniając się łzami. On tam może być. Nie wiem co powinnam zrobić. Nie mogę stąd odejść, ale jak wejdę, a on... Palce wplątuję w swoje włosy, ciągnąc za nie w zdenerwowaniu. Plecami uderzyłam o ścianę za sobą i gdyby nie to, że opieram na niej cały swój ciężar, upadłabym.
- Dobrze się czujesz ?
Pan Malik idzie do mnie z drugiego końca korytarza, co wbija mnie w jeszcze większą panikę.
- T.tak.
Nie wiem jak, ale udaje mi się wykrzesać dość przekonujący głos.
- Jesteś pewna ? Wejdźmy do garderoby, powinnaś usiąść.
Dłoń kładzie w dole moich pleców, naciskając na nie bym się ruszyła. W jednej sekundzie odskakuję od niego, kiedy słowa do mnie docierają. Kręcę szybko głową, cofając się jeszcze trochę.
- Co się dzieje ?
-Ja..aa czy mógłbyś.. Pan...czy mógłby Pan... sprawdzić...
Zagryzam wargę, kiedy wypowiedzenie jednego zdania okazuję się zbyt trudne. Głos mi drży i chociaż chcę, nie mogę go opanować.
- Spokojnie... nic nie rozumiem.
- Czy mógłby... Pan... s..sprawdzić moją.. garderobę ?
Jego brwi łączą się, a głęboka zmarszczka ukazuję na czole. Stoi chwilę skonsternowany, ale kiwa głową i wchodzi do pomieszczenia. Denerwuję się kiedy nie ma go dłuższą chwilę, a żadne dźwięki nie docierają do moich uszu. Zastanawiam się czy może nie wejść tam, albo nie wziąć nóg za pas i uciec. Drzwi otwierają się na całą szerokość, a jego osoba staje w progu.
- Niczego tu nie ma.
Oddycham z ulgą.
- Możesz mi wyjaśnić o co tu chodzi ?
Kręcę głową na nie.
- Mayer ?
- O nic.
Spina się, ściągając swoje łopatki i prostując ramiona.
- Przed chwilą stałaś tu zupełnie przerażona, w dodatku masz pokaleczone ręce, nie jestem idiotą.
Syczy groźnie, po czym jego szczęka tężeje. Spuszczam wzrok na podłogę, nie mogąc znieść jego spojrzenia.
- Słuchaj mnie uważnie !
Znacznie podnosi głos na co wzdrygam się.
- Jednym z moich zadań jako szefa, jest zadbać o bezpieczeństwo swoich pracowników, więc powiedz mi z łaski swojej o co tu chodzi.
Jest zły, a ja w strachu nie mogę wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Milczę i widzę, że ściąga go to na samą granicę opanowania. Zbliża się do mnie i zostawia tylko kilka centymetrów przestrzeni. Czuję jak po policzku spływa mi łza, a w ustach, gotowy do ujrzenia świata tkwi szloch.
- Jeżeli coś ci się stanie, nie próbuj mnie ciągać po sądach. Sama sobie szkodzisz Mayer i uważaj co robisz, bo powinienem cię wyrzucić. Moje zaufanie już straciłaś.
Odsunął się kawałek, po czym zaczął odchodzić. Rozchylam usta, kiedy więcej łez spływa w dół. Ziemia osuwała mi się z pod nóg przez jego słowa.
- On tam był.
Mówię mu, płacząc jednocześnie. Nie mogłam zapanować nad tym co się ze mną teraz dzieje. Jeżeli rozumiecie. Moja psychika jest u kresu życia, przestaje działać, a ja wpadam w stan, gdzie nie mam kontroli.
- Wczoraj tam ktoś był.
Powtarzam głośniej, na co Pan Malik odwraca się.
- On wróci.
Zapłakałam w głos, chowając twarz w dłoniach. Ta praca jest dla osób twardych psychicznie, a to co ja teraz robię. Sama proszę się o zwolnienie. Staje przede mną, przeczesując w zdenerwowaniu włosy.
- Wiesz kim on jest ?
Kręcę głową, wycierając łzy.
- Nie zwalniaj mnie proszę... potrzebuję tej pracy.
Wiem, że poniżam się teraz, ale mogę nawet paść na kolana. Nie chcę wracać na ulicę, nie chcę tracić dachu nad głową.... ta praca to ona trzyma moje życie. Tu nie działa system, że masz pieniądze nie wiadomo skąd i jesteś szczęśliwy. Kurwa.. to jest właśnie chora rzeczywistość, gdzie pieniądze są bardziej potrzebne niż tlen.
- Pokaż się zaraz w moim biurze.
I odszedł.

***
- Widziałaś jego twarz ?
Zaprzeczam ruchem głowy, kuląc się na siedzeniu. Przyszłam tu, zaraz po tym jak się przebrałam, a teraz dostaję serie pytań od niego, na które niemo odpowiadam.
- Powinnaś powiadomić mnie o tym wczoraj.
Jego zdenerwowanie, nie jest w żaden sposób porównywalne z moim. Jestem bardziej przerażona nim, niż moim napastnikiem z poprzedniej nocy.
- Wracaj do domu Mayer. Zamierzam przejrzeć nagrania, teraz nic nie zrobię.
Wstaję z miejsca, dbając aby nie narobić hałasu. Nie chcę, by w złości mnie skrzywdził. Odchodzę do drzwi, ale on będąc szybszym blokuje mi drogę. Przecież kazał mi iść... Wstrzymuję oddech widząc jakie ma zamiary. Instynktownie zaciskam oczy, czując już całym ciałem nadchodzące cierpienie...  

Obiecujesz ? Zayn Malik :*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz