Rozdział 9

1.2K 216 198
                                    

Po ujrzeniu obecnej godziny wyskoczyłam z łóżka szybciej od światła. Wykonałam wszystkie poranne czynności w tempie ekspresowym, ponieważ byłam już spóźniona ponad godzinę. Zaspałam. Mój budzik miał czasem gorsze chwile i odmawiał posłuszeństwa. Dlaczego to musiało być dzisiaj? Jak zwykle dom był pusty, a w kuchni leżała zaadresowana do mnie karteczka. Tym razem jednak zatrzymałam się przy niej odrobinę dłużej, gdyż nie była to normalna wiadomość. Tata, o ile mogłam go dalej tak nazywać, informował o swoim służbowym wyjeździe. Ostatnio nie miewał ich prawie wcale, a ten nagły wyjazd był bardzo podejrzany. Widocznie mu na mnie nie zależało. Nawet nie przyszedł. Nie porozmawiał ze mną. Nie pożegnał się. Rozum podpowiadał mi, żebym przestała się martwić, lecz ja nie potrafiłam. Nie ważne jak bardzo mnie skrzywdził, był moim ojcem. Ojcem, którego kochałam i jednocześnie nienawidziłam.

Chcąc jak najszybciej dotrzeć do szkoły, odpuściłam śniadanie i ruszyłam na przystanek. Podróż autobusem, w przeciwieństwie do moich zamierzeń, zleciała jak za jednym mrugnięciem. Pragnęłam przedłużyć to jak najbardziej, zwalniając krok na widok szkoły, lecz to też nie pomogło. Musiałam tam wejść. Musiałam wejść i udawać, że wszystko w porządku. Musiałam się uśmiechać i witać z innymi, jakby byli moimi przyjaciółmi. To naprawdę męczyło.

Otwierając drzwi budynku, nie byłam świadoma, że trafiłam na najgorszy moment, jaki mogłam wybrać - przerwa. Od początku czułam na sobie ciekawskie spojrzenia uczniów. Każdy wiedział o wypadku nie tylko z gazet, ale i z telewizji. Takim sposobem stałam się sensacją szkoły - dziewczyną, która załamała się po starcie przyjaciela. Nikt nie pytał. Oni tylko osądzali. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a jeszcze bardziej przez śmierć bliskiej mi osoby.

Ignorując cały świat, dotarłam do swojej szafki, gdzie zostawiłam niepotrzebne książki. Odwróciłam się na śmiech dobiegający z końca korytarza. Zobaczyłam Luke'a w towarzystwie kolegów. Najbardziej kojarzyłam Caluma, który chodził z nami do klasy. Nawet kiedyś przyjaźnił się ze mną i Shawnem, ale potem dostał propozycję gry w zespole i zmienił towarzystwo. Nie winiłam go za to, bo aż tak bardzo się ze sobą nie zżyliśmy, a mój pingwinek był od niego ważniejszy.

By mieć już to z głowy, wyjęłam zeszyty blondyna i ruszyłam w stronę ich grupy. Wizja rozmowy z nimi trochę mnie przerażała, ale nie chciałam odkładać tego na później. Musiałam tylko podejść i zwrócić chłopakowi jego własność. Jedno słowo. Jeden gest. Osiem sekund. Powinnam dać radę.

Trudniejszą sprawą było zwrócenie na siebie uwagi, kiedy ich rozmowa ciągnęła się w nieskończoność. Chrząknęłam głośno i dopiero wtedy cztery pary oczu popatrzyły w moją stronę. Zestresowałam się i nieświadomie przygryzłam dolną wargę. Wszystkie możliwe scenariusze wypadły mi z głowy.

- Hej Maia - pierwszy odezwał się Calum, uśmiechając się do mnie. Szczerze nigdy nie widziałam go smutnego. Długo zastanawiałam się, skąd brał pozytywną energię i doszłam do wniosku, że pewnie wróżki załatwiały mu magiczny nektar. Ciekawe, czy miał go więcej. Dałabym go w prezencie tacie.

- Cześć - odpowiedziałam, nie do końca wiedząc, jak się zachować. Ich spojrzenia sprawiały, że czułam się malutka. Musiałam szybko zainicjować akcję i uciekać.

- Ymm... dziękuję - zwróciłam się do Luke'a i podałam mu zeszyty. Nie czekając na jego reakcję, odwróciłam się na pięcie, kierując do sali fizycznej. Słysząc z tyłu swoje imię, nie przystanęłam, ale jeszcze bardziej przyspieszyłam. Wszystko szło po mojej myśli dopóki postać blondyna nie zjawiła się przede mną.

- Maia zaczekaj - Chłopak zagrodził mi drogę, więc nie miałam innego wyjścia, jak tylko się zatrzymać. Mój wzrok spotkał się z jego. Wspomnienia z naszego ostatniego spotkania powróciły i bałam się, że mózg znowu będzie chciał spłatać mi figla, że znowu ujrzę Shawna.

FIX MEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz