pierwszy

219 18 5
                                    

Siedziałam nad kartką pergaminu ściskając pióro w ręce.
Po raz kolejny nie wiedziałam dlaczego to robię.
Spojrzałam na Rugby, która siedziała na parapecie wpatrujac się we mnie, dużymi czarnym oczami. Zawsze tak siedziała, kiedy pisałam list w gotowości do dostarczenia go do odbiorcy.

- Niestety nie mam dziś weny Rugby, musisz zaczekać. - posłałam sowie wymuszony uśmiech, odkładając pióro do pojemnika z atramentem.

Czarna sowa z oczami jak węgielki, była jedyną osoba do której się odzywałam tego lata, oprócz oczywiście rodziców i kuzynki Emmy.

Była połowa sierpnia a ja nadal nie napisałam obiecanego listu, do Benjamina Leto, wysokiego bruneta z Gryffindoru.
Poznałam go pod koniec piątego roku w Hogwarcie, kiedy uratował mnie przed pewnym szlabanem u Snape'a.
Obiecałam napisać do niego list, jednak nadal nie miałam na to odwagi i chęci. Jest z Gryffindoru, gdyby rodzice się dowiedzieli z kim mam do czynienia - zabiliby mnie.
Można mi było utrzymywać kontakt tylko i wyłącznie z uczniami czystokrwistymi z Hufflepuffu i Slytherinu.
Niestety osoby z tego drugiego domu, trzymały się ode mnie z daleka.
Śmierdzący, nędzni, zakochani w sobie idioci.

Zaprzyjaźniłam się z Kate, Luną, Marcusem i Izaakiem. Jedni z nielicznych osób czystego pochodzenia w Hufflepuffie.

***

Za dwa tygodnie wracam do szkoły, wreszcie.
Nie szło wytrzymać z moimi rodzicami, na szczęście często opuszczali dom na dłużej.

***

Planowałam właśnie kiedy wybrać się na zakupy przed końcem wakacji, rzeczy potrzebnych do szkoły. Kiedy nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się gwałtownie.
Za nimi stała moja matka z różdżką w ręce.
Niska brunetka z prostymi jak drut włosami, sięgającymi zaledwie obojczyków. Jak zawsze ubrana w ciemne szaty.
Zaraz za nią pojawił się ojciec. Wysoki brunet z burza kręconych włsów, zawsze ubrany w czarny dopasowany garnitur.

Spojrzeli na mnie, a ja mierzyłam nich wzrokiem znad grubej książki.

- Słucham. - zamrugałam szybko.

- Wstawaj, załóż coś ciemnego. Wyvhodzimy za dziesięć minut, lepiej się pośpiesz. - matka była ewidentnie zdenerwowana, co poznałam po lekko drżącym głosie.

- Coś się sta... - nie dane mi było dokończyć ponieważ drzwi zamknęły się z hukiem.

Przekreciłam oczami, typowe.

Zastanawiało mnie jedno, a mianowicie zdanie "Włóż coś ciemnego...".
Poruszyłam ramionami i wstałam kierując się prosto w stronę szafy.

Często ubierałam się cała na czarno, czarny i szary do moje ulubione kolory.
Zdecydowałam się ubrać czarne podarte spodnie z wysokim stanem i czarną, obcisłą bluzkę z golfem. Na to nałożyłam czarną ramoneskę ze srebrnymi suwakami i guzikami.

Uwielbiam modę mugoli, śledziłam ją na bierząco i zawsze w wakacje wiele razy odwiedzałam cantra handlowe.

Zmęczona zeszłam na parter dużego dworu należącego do rodziny Blake'ów od lat.
Mieszkałam tu tylko ja i rodzice. Reszta rodziny zmarła myślę, że z tego powodu rodzice wybrali zostanie śmierciożercami, ponieważ nie mieli już nikogo.

- O co chodzi? - zapytałam znudzona opierając się o skórzaną kanapę w salonie.

Po drugiej stronie pomieszczenia stali rodzice z mężczyzna którego nigdy wczesniej nie znałam.

- Yoyce podejdź tu. - rozkazała mi matka.

Podeszłam szybko do trójki czarodzieji.

- To jest Antonin Dołohow, zabierze cie do Malfoy Manor. - oznajmiła zerkajac to na mnie, to na mężczyznę.

Przepraszam, co proszę?
Myślałam, że się przesłyszałam.
Miałam taką nadzieję.

Malfoy'owie, chyba wszyscy wiemy kim są.
Tak więc kiedy tylko zrozumiałam, że się nie przesłyszałam.
Chciałam uciec jak najdalej, żałując że nie zrobiłam tego wcześniej.

Wbiłam spojrzenie w podłogę, czując nabierające się do oczu łzy.

save us if you really want. // Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz