Każdy z nas kiedyś się zakochał . To normalne ludzkie zachowanie. Chcemy, aby osobie, na której nam zależy było jak najlepiej. Pragniemy się o nią troszczyć. Kiedy marznie, grzejemy ją, gdy jest jej przykro, pocieszamy. Kupujemy drobne prezenciki bez powodu, tylko po to, żeby zobaczyć jej uśmiech. Możemy przejść 15 km , żeby jego/ ją przytulić. Trzeba być też trochę samolubnym... bo to nie tylko jest tak, że my jesteśmy tacy dobrzy. Nie tylko pragniemy uszczęśliwiać naszą drugą połówkę, ale także być docenionym przez niego/ nią. Ale żeby kogoś kochać, najpierw trzeba się poznać. Przede wszystkim nie powinno się nic obiecywać, tylko po prostu to zrobić. I tu jest pies pogrzebany. W swoim jakże krótkim życiu spotkałam się z taką sytuacją. Znajoma poznała chłopka, który od razu jej się spodobał. Po prostu był w jej typie. Godzinami rozmawiali przez telefon, pisali na facebooku, a potem pod pretekstem pożyczenia płyty z filmem nastolatek zaprosił ją na pierwszą nieoficjalną randkę. Spotykali się codziennie. Przychodził po nią pod jej szkołę i odprowadzał do domu. Za każdym razem witali się przytuleniem, który automatycznie zmieniał uroczej dwójce humor na dobry. Chłopak nawet poszedł z nią do odległego szpitala, żeby odwiedzić jej przyjaciółkę. Gdy jemu było smutno, ona wyciągała go na spacer, przytulała i pocieszała dopóki się nie uśmiechnął. Wszyscy znajomi widzieli, że coś z tego będzie. Nawet potajemnie wymyślali plany, żyby szybciej zaczęli ze sobą chodzić. Po jego pierwszej wizycie w jej domu ona go odprowadziła i oglądali razem gwiazdy. Na pożegnanie pierwszy raz ją pocałował. Następnego dnia miał przyjść pod jej szkołę, ale niestety tego nie zrobił. Tydzień później już miał inną dziewczynę. A jeszcze dwa tygodnie wcześniej dbał o nią jak o coś niezwykle delikatnego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie dowiedziała się od niego o jego związku, tylko od przyjaciółki, której informację przekazał najlepszy przyjaciel naszego agenta. Chłopak był i nadal jest niestabilny emocjonalnie. Uważa się za wielkiego dorosłego, zarzuca byłej prawie dziewczynie nieumiejętne prowokowanie, a sam je stosuje i nie czuje się niczemu winny. Uważa, że problemu nie ma. Nie chciał nawet z nią porozmawiać i wyjaśnić sytuacji. Tacy ludzie przyprawiają mnie o mdłości i uważam, że nie powinniśmy tracić czasu na kogoś, kto i tak tego nie doceni oraz utrzymywać kontaktu, co w niektórych przypadkach może być niestety trudne. Przestroga: trzeba dogłębnie poznać osobę, zanim jej się w pełni zaufa.