Rozdział pierwszy

251 25 0
                                    


Ocean bez końca

sierpień, 1982

– Więzień 4577-009, wprowadzić!

Dwóch strażników przyprowadziło, a raczej bardziej wniosło, na salę sądową wychudzonego mężczyznę o czarnych, tłustych włosach i w brudnym uniformie więźnia Azkabanu. Ledwo stał na nogach, ale gdy tylko usadzono go na krześle na środku sali, a magiczne więzy oplotły jego ciało, szarpnął się z taką siłą, że strażnicy cofnęli się o krok i wyciągnęli różdżki.

– Dziękuję, panowie. – Bartemiusz Crouch uniósł dłoń i tym samym oddelegował dwóch mężczyzn, gdy tymczasem więzień zaśmiał się głośno i splunął na podłogę. Siedząca najbliżej czarownica w szacie Wizengamotu skrzywiła się z obrzydzeniem. – Więzień 4577-009, Antonin Dołohow. Wezwany jako świadek w sprawie zeznań dotyczących rozprawy 65-007: śledztwo i rozpatrzenie zarzutów wobec Severusa Snape'a, oskarżonego o przynależność do Wewnętrznego Kręgu Śmierciożerców i działalność przestępczą z ramienia Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Czy świadek jest gotów zeznawać?

Pociągła, wychudzona twarz Dołohowa wykrzywiła się w paskudnym uśmiechu. Crouch pozostawał niewzruszony, a siedząca po jego prawej stronie czarownica rozprostowała pergamin, na którym z zawrotną prędkością magiczne pióro protokołowało przebieg rozprawy.

– Uznam to za potwierdzenie. Proszę protokolantkę o zaznaczenie, że świadek uczestniczy w rozprawie dobrowolnie. Co zeznaje świadek w sprawie oskarżonego i stawianych mu zarzutów?

– Winny! – zakrzyknął ochoczo Dołohow, opryskując śliną pierwszy rząd.

– Czy świadek wie, gdzie obecnie przebywa oskarżony? – Jeśli nawet przewodniczący procesu był jakkolwiek zachowaniem śmierciożercy poruszony, to nie dał po sobie absolutnie nic poznać. Dołohow przesunął językiem po spierzchniętych wargach i przekrzywił głowę, chwilę obserwując siedzących przed nim członków Wizengamotu.

– Czy świadek zrozumiał zadane mu pytanie? – zniecierpliwił się Crouch.

– Zrozumiał – potwierdził.

– Proszę zatem zeznawać.

Śmierciożerca zawahał się jeszcze chwilę, po czym wbił spojrzenie czarnych oczu w protokolantkę i zaczął mówić. Jego głos był monotonny i nieprzyjemny, zupełnie jakby większą część czasu spędzał na krzykach do utraty tchu. Biorąc pod uwagę, że przebywał w Azkabanie od czasu zniknięcia Voldemorta, było to wielce prawdopodobne.

– Severus Snape, poszukiwany numer jeden. Nieuchwytny szpieg – zaczął i znów oblizał usta. Uśmiechnął się krzywo i wbił wzrok w czarownicę naprzeciwko siebie, która spojrzała na niego krótko, a potem zaraz straciła odwagę, by dłużej mierzyć się na spojrzenia z człowiekiem o twarzy, która była wręcz esencją postradania zmysłów. – Poproszę protokolantkę o zaznaczenie... Że w Wewnętrznym Kręgu ja byłem tym od brudnej roboty. – To powiedziawszy, zarechotał.

– Severus Snape! – Crouch wyglądał, jakby lada chwila miał wybuchnąć.

Dołohow zmrużył oczy i zwrócił się wprost do niego:

– Snape był tym od niebrudzenia sobie rączek! – warknął. – I wątpię, żeby coś się tutaj zmieniło. Nie dostaniecie go żywego.

***

– Niech to szlag! – Snape poderwał się gwałtownie, gdy bulgocząca, zielona breja przerwała jego rozmyślania, wyciekła z kociołka, przeżarła się przez jego szaty, a następnie zaczęła nadtrawiać podłogę. – Szlag, szlag, cholera jasna!

LaudanumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz