Panaceum
Albus Dumbledore zawsze rozważał moralność w kategorii tej jednej, wiecznie milczącej ciotki, która na proszonych obiadach siedzi na samym końcu stołu, ukradkiem robi na drutach i ogólnie przez większość czasu zajmuje się sobą, ale gdy w końcu ktoś się do niej odzywa, okazuje się, że przez ten cały czas miała do powiedzenia całkiem rozsądne rzeczy. Zmarnowane szanse, niewątpliwie. Zmarnowane szanse, uznawał osobiście najpotężniejszy czarodziej dwudziestego wieku, są w tym wszystkim całkiem podobne do tego ostatniego kawałka ciasta, który przeleżał w lodówce tak dużo czasu, że wszyscy domownicy zdążyli stracić na niego apetyt.
Zbliżał się nowy rok szkolny i dyrektor Hogwartu miał jeszcze całkiem sporo czasu na przemyślenia różnego sortu. Wojna skończyła się bardzo niespodziewanie w stosunku do tego jak się zaczęła, a zaczynała się powoli, metodycznie, ukradkiem. Do tego stopnia ukradkiem, że gdy Voldemort ujawnił swoją obecność w pełnej krasie, było już za późno na powolne układanie strategii.
Fawkes spłynął z gracją ze swojej żerdzi i zatoczył pod sufitem majestatyczne koło, tylko po to, by zniknąć za oknem. Odleciał w sobie tylko znanym kierunku, co Dumbledore przyjął bez zaskoczenia. Feniks z pewnością wiedział co robi, widocznie nastąpiła jakaś wyższa konieczność. Czarodziej poprawił okulary na nosie i odchylił się dalej na fotelu, na chwilę odrywając od „Proroka Codziennego". Musiał zrobić sobie przerwę. Czarodziejski świat podnoszący się z upadku koncentrował się, według Dumbledore'a, zupełnie nie na tych aspektach życia, na których powinien. Z okładki gazety szczerzyła się opętańczo Bellatrix Lestrange, którą w końcu czekał proces, Rita Skeeter roztrząsała brudną przeszłość niemal każdego, kto nawinął jej się pod pióro, a Korneliusz Knot nadal odmawiał komentarza w jakiejkolwiek sprawie. Azkaban zapełniał się powoli wszystkimi, którzy zasłużyli sobie na wieloletni pobyt. No, prawie wszystkimi.
Albus odsunął przestronną szufladę biurka, w której trzymał korespondencję. Była prawie pusta, starał się załatwiać wszystkie sprawy na bieżąco, ale z tyłu głowy wciąż dręczyło go tych kilka najtrudniejszych, niezałatwionych. Oprócz pustego, świątecznego pudełka po czekoladowych żabach, w szufladzie leżała jedna, prosta koperta ze znaczkiem ze stacji benzynowej w Portsmouth. Na przodzie, w wielkim pośpiechu, wąskim i zbitym pismem ktoś naskrobał nazwisko dyrektora. Adresat czytał ten list tyle razy, że znał go już na pamięć. Nie było to wielkim wysiłkiem, wiadomość była niezwykle zwięzła, choć Dumbledore lubił tę świadomość, że w swoim wieku posiada jeszcze tak wspaniałe umiejętności kojarzenia. Nadawca postanowił pozostać anonimowym i się nie podpisał, jego trud był jednak zbyteczny. Swego czasu wszystkie prace pisane tą samą nerwową, ciasną czcionką zyskiwały najlepsze oceny z eliksirów, jakie Hogwart widział od bardzo dawna. Przypuszczalnie przedtem ostatni Wybitny na owutemach otrzymał Horacy Slughorn. Dumbledore zamyślił się głęboko i zasunął szufladę. Tak, moralność to istotnie ciekawa rzecz.
***
Do połowy dziewiętnastego wieku produkty roślinne stanowiły solidną bazę dla niemal całej medycyny. Herbatka z naparstnicy leczyła niewydolność serca, kora wierzby działała jako środek przeciwbólowy, a opium i jego pochodne stosowano jako szeroko pojęte panaceum. Chyba największym powodem tej popularności był fakt, że po prostu działało. Działało dobrze i natychmiast, a chociaż skutki tej kuracji były łatwe do przewidzenia, powszechność specyfiku czyniła uzależnienie łatwiejszym. Równie często lekarze zalecali laudanum, alkoholową nalewkę z opium. Szczególnie na „histerię" – popularne w tamtych czasach określanie wyhodowania przez kobiety jakiejkolwiek formy charakteru. Alkaloidy opium hamowały kaszel, przynosiły ulgę od chronicznych boleści, pomagały zasnąć, a nawet... Oddalały melancholię. Samo to już brzmi jak magiczny specyfik, nic dziwnego, że był szczególnie modny również w świecie czarodziejskim.

CZYTASZ
Laudanum
Фанфик1982. AU o Severusowej naturze w słowach więcej niż kilku, czyli co się dzieje z najmniej ulubionymi Ślizgonami jeśli nie kochają Gryfonow. Bary, opary, szemrane biznesy, nielegalne substancje - zło nie zniknęło ot tak z powierzchni ziemi tylko dlat...