Rozdział IV

90 7 2
                                    

Nie pytajcie jak trzy osoby i droid znaleźli się w skrywce w podłodze. Nagle pokrywa została odsunięta, nie mam pojęcia kim byli przybysze, pewien droid zasłaniał mi pole widzenia.

- Gdzie jest reszta? - skądś znałem ten głos - Gdzie pilot?

- J...ja jestem pilotem! - usłyszałem głos Rey.

- Ty? 

- Oprócz nas nikogo tu nie ma. Nas i droid.

I Robin za droidem, no chyba że znalazłem się w ,,nas''.

- Czy możemy wyjść, BB - 8 do lekkich nie należy.

Nagle zostałem wyciągnięty w górę, przez jakąś włochatą łapę. Po chwili byłem twarzą w twarz z Wookie.

- Nie takiej pomocy się spodziewałem. - odparłem.

- Puść go, Chewie.

Wookie zabrał swoją łapę z mojej szyi. Moje płuca czują się zbawione. Czekaj, czy to nie są...

- Cóż, w takim razie, przekażcie mu, że Han Solo odzyskał ,,Sokoła Millenium'' . Na dobre.

To jest wujek Han i Chewie!

- Robin? - z transu wyrywa mnie głos Rey, która ciągnie mnie za rękaw i wyprowadza ze ,,Sokoła''.

Przy jakieś konsoli stoi dziewczyna.

- Guaviańska Banda Śmierci - rzekła dziewczyna, odwracając się do nas twarzą, ściągając w tym samym czasie coś na kształt gogli - Muszą nas śledzić od Nantoon.

- Myślisz, że w nadprzestrzeni ich zgubisz, a oni uparci i tak cię znajdą. Nie lubię takich. - odparł Han Solo i następnie wraz z Wookie, ruszyli przed siebie.

- Jestem Susan. - przedstawiła się - Chodźcie. - ruszyła w stronę w którą poszli człowiek i Wookie, poszliśmy za nią.

Robin, musisz wszystko poskładać do kupy. Wujek Han, Chewbacca , ,,Sokół'' oraz dziewczyna o imieniu Susan.  Czy to najmłodsza z Solo aka miś koala? Ona jest już kobietą! Ale jak? Robin, każdy dorasta, spójrz na Rey. Racja. Nagle się zatrzymaliśmy, wujek Han (nie powinienem mówić po prostu Han? Jestem dorosły i nie powinienem zwracać się wujek do wujka) kazał nam wejść do kolejnej skrytki w podłodze. Jak ja nienawidzę skrytek w podłogach.


( Susan P.O.V)

- Może ja powinnam z nimi porozmawiać? - odparłam.

- Nie ma takiej opcji.

Ale ja nie mam już pięciu lat, umiem o siebie zadbać i o sytuację, lepiej od ciebie, tato.

- Daj mi spróbować! Twoje wykręty zna już cała Galaktyka, tato!

Nagle wrota się otworzyły, w wejściu stała Guaviańska Banda Śmierci.

- Han Solo - wycedził Bala - Tik, szef gangu - Jesteś trupem.

- Bala - Tik! Witamy na pokładzie. Miło widzieć znajomą twarz. W czym problem.

Bo jego minie, było widać, że nie jest w nastroju do żartów.

- W tym, że pożyczyliśmy ci na tę fuchę pięćdziesiąt tysięcy.

Znowu? Chwilę odwracam wzrok, a ty znów przehulałeś wszystko? Na serio, ojcze? 

- Tak, tak . Pięćdziesiąt tysięcy. - odparł mój ojciec uśmiechając się - Skromna inwestycja, która przyniesie ci niezły zysk. Czyż wszystkie moje przedsięwzięcia nie kończą się sukcesem?

Chewie, trzymaj mnie bo nie wytrzymam.

- Nie. - odburknął przywódca guaviańskiego gangu.

- Ale każdy wie, że jakakolwiek ze mną inwestycja, kończy się tym, że oddaję z powrotem pieniądze, nawet jeśli są jakieś strarty!

Serio? Nie kojarzę. Może tak było jak mnie na świecie nie było? Niee. Mój ojciec to Han Solo, a Han Solo zawsze jest Hanem Solo.

- Daj mi z nimi się rozmówić - powiedziałam szeptem - Dam radę.

- Nie. - odszepnął mi ojciec.




____________________________________________________________________

Pampampammm!!! Czwarty rozdział! Ktoś to jeszcze czyta? Może. Długo nie było rozdziału, wiem. Typowa wymówka: brak weny. Ale mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Zostawcie gwiazdki, możecie też zostawić komentarze. To motywuje do pisania. Do następnego!

NMBZW!!!



To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 10, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

You Were My Brother, Ben || Star WarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz