Rozdział XI

4.2K 435 25
                                    


CHANYEOL POV. || ParkYongJin9

Przeziębienie było najgorszą rzeczą, jaką mogłem przeżywać właśnie teraz. Już od dzieciństwa przechodziłem tę chorobę dość poważnie. Może kąpiel w jeziorze była głupim pomysłem, ale szczęście, jakie malowało się na twarzy Baekhyuna było czymś piękniejszym niż zachód słońca.

Pocierpię troszkę, to oczywiste, ale mogłem być pewien, że nie będę wtedy sam. Baek się mną zajmie.

Ostatnie co pamiętam sprzed zaśnięcia to to, że mój kochany na mnie skoczył. Reszta odpłynęła gdzieś w zapomnienie.

Nagle obudziłem się w całkiem innym miejscu. Leżałem na trawniku, który wcale go nie przypominał, zważywszy na niebieski kolor. Niebo było fioletowe, a drzewa wokół mnie zdawały się szeptać coś do siebie. One również były inne. Ich korony skrzyły się srebrem, a kora samoistnie lśniła w blasku czerwonego księżyca. Po chwili zrozumiałem, że to sen. Zresztą bardzo niezwykły. Gdy się podniosłem, poczułem, że moje ciało stało się nienaturalnie lekkie. Jakbym mógł latać, jednak nie to było moim priorytetem. Moją uwagę skupił biały punkt, znikający pomiędzy konarami. Mój umysł rwał się w stronę tego zjawiska, więc ciało ustąpiło.

Zatrzymałem się dopiero na granicy lasu i polany.

- Halo?! Jest tu ktoś?! - zawołałem, ale moje słowa odbiły się dziwnym echem i zniknęły pomiędzy drzewami.

Byłem zmuszony do przekroczenia tej linii. Gdy to zrobiłem, poczułem jakieś pęknięcie pod stopami, jednak zignorowałem to. Musiałem odnaleźć ten biały punkt. Podążałem za nieokreślonymi kształtami. Sam nie wiedziałem czy dobrze idę, ale coś mną targało w otchłań tego magicznego miejsca, więc przemierzyłem setki metrów, aż w końcu dotarłem do małej polanki, na której środku stał mały domek z kominem. Wydobywał się z niego złoty pył, który był niemal hipnotyzujący. Niemal, bo moją uwagę przyciągnął biały punkt, jednak nie był on tylko punktem. Zobaczyłem siebie w wilczej postaci.

Masywne cielsko pokryte białym futrem odznaczało się pewną gracją. Nie czułem od niego siebie. To było coś całkiem innego, a raczej ktoś. Te czerwone ślepia były zbyt rozumne, żeby pomyśleć o wilku jako dzikim zwierzęciu.

- Już czas Chanyeol - przemówił w końcu, co mnie odrobinę zdziwiło. Barwa głosu przypominała tą należącą do mnie, ale władczy ton całkowicie zmienił jego brzmienie.

- Czas na co? - zapytałem, podchodząc bliżej.

- Na zmianę - odpowiedział, usiadłszy na ziemi wyłożonej ściółką. - Zbyt długo siedziałem cicho. Nie mogę cały czas siedzieć z boku i przyglądać się twoim czynom. Nie taką powinieneś być Alfą.

Przechyliłem głowę nieco na bok i zmrużyłem oczy.

- Jesteś moim wewnętrznym wilkiem, prawda?

- Owszem - skinął głową - ale nie to jest teraz ważne. Mam za mało czasu. Twoje zmysły się wyostrzą, a charakter nieco spoważnieje. Musisz pokazać światu, że wilki takie jak ty są warte wszystkich skarbów tego nędznego świata, w którym jesteśmy zmuszeni żyć. Spraw, by wszyscy cię docenili.

Nagle wszystko zniknęło. Nastąpiła ciemność, a zaraz po niej ujrzałem słodką twarz Baekhyuna, który po chwili przyłożył do mojego nosa chusteczkę. Poczułem się jak w domu. Zwykle zajmowała się mną babcia. Gest ze strony chłopaka przywołał naprawdę miłe wspomnienia. Dmuchnąłem tak jak poprosił. Potem wszystko działo się za szybko. Nie zdołałem pojąć z taką prędkością tych wszystkich informacji. Wymrukiwałem po kolei odpowiedzi na jakieś pytania, a nawet rozwaliłem swoją kanapkę, którą podarował mi Baekkie z powodu tej wstrętnej papryki. Poźniej... później jakby film mi się urwał i nie byłem w stanie zrozumieć tego, co się działo przed moim ponownym lądowaniu na tej dziwnej polanie, na której czekała na mnie moja Alfa.

Now You're MineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz