tabula rasa {Iwaizumi x Oikawa}

467 48 22
                                    

Oikawa nie był złym dzieckiem, po prostu bardzo irytującym. Nic nie zawinił, albowiem to raczej rodzice ukształtowali go w ten sposób, okaleczając. Młodemu Hajime jednak wcale ta wiedza nie pomagała: Tooru nadal go irytował.

Po latach przyjaźni Oikawa wciąż potrafił zaskoczyć rzeczami, których Hajime nie mógł znieść, jakby się nie zagryzał zębów. Czy był złym człowiekiem? Czy Tooru był zły? Nie wiedział. Może był zbyt młody.

Zawartość szuflady zabrzęczała, gdy Iwaizumi otworzył ją z impetem.

Drobiazgi i drobiażdżki, tym razem bez wyciągniętych blaszanego pudełka nożyczek, zabrzmiały i po raz drugi, gdy szuflada została gwałtownie zatrzaśnięta.

Nożyczki zaś, przeżarte rdzą, niezbyt dobrze wypełniały swe pierwotne przeznaczenie. Przecięcie zdjęcia na pół przyszło brunetowi z pewnym trudem, a wzdłuż linii cięcia wykwitły odrażające zmięcia.

Linia sama nieco zbiegła mu na bok w drżących wściekle dłoniach, naszła na pierś uwiecznionego na zdjęciu Oikawy, którego Hajime w złości chciał wyrwać z wieczności. I z serca, och, zwłaszcza z serca.

Zanim Tooru dotarł do mieszkania w ślad za nim, upłynęło może kilka minut.

Iwaizumi nie liczył, nieważne. Ważne, że do tego czasu rozprawił się z większością ich wspólnych zdjęć.

- Nienawidzę cię! - wrzasnął brunet z przekonaniem. - Zejdź mi z oczu.

x

Rok to mało dla zranionej duszy.

Po roku bezmiar niechęci, który napełnił Hajime, przestawał dopiero burzyć się jak ogarnięte burzą morze. Za to pozostawał ogromnym morzem.

A jednak - kochał. Cały czas, w awersji i pogardzie nawet. I było to najgorsze. Bo gdyby tylko zawierało się w nim jedno uczucie, choćby najbardziej jadowite, mógłby zaznać duchowego spokoju. Spójności. Tymczasem był rozerwany. Tak mocno, jak się tylko dało. Tak mocno jak ktoś, kto zarazem chce otrzeć łzy i zadać ból.

Po roku, wprowadzając się znowu do jednego mieszkania, byli sobie wrogami.

Po kolejnych kilku miesiącach animozje nieco się odsunęły, lecz za to ich miejsce wypełniła obcość. Oikawa był mu obcy, jakby pierwszy raz spotkany. Lata temu.

Choć Oikawa może raczej się przytrafiał?

Dotyk jego dłoni był nie mniej obcy i nieomal przyprawiał Hajime o dreszcze niepokoju. Odetchnął z ulgą, gdy Tooru, przyjrzawszy mu się jeszcze pokrótce ze smutkiem, wycofał się na swoją stronę łóżka.

Smakowało to Iwaizumiemu nieco gorzko, ale nie tak, jak musiałyby usta szatyna. Czas jeszcze nie nadszedł.

Ale może to było dobre. Mógł poznać go na nowo, mógł ofiarować mu czyste konto, tabula rasa.

Mógł poznać go od lepszej strony. Może poznali się zbyt wcześnie, przez co musieli wyszarpać trochę czasu na dojrzenie. Może byli niedobrymi ludźmi, a może nie byli.

Jednego dnia Tooru dotknął jego dłoni, a Hajime spojrzał mu w oczy, mówiac "tak". Innego pocałował go krótko w usta na pożegnanie zamiast tylko czaić się w progu pokoju i wykrztuszać jakieś ostrożne pożegnanie. Przecież nawet czekał, aż Oikawa wróci do domu.

Rozmawiali, przebywali w jednym pomieszczeniu. Współlokatorzy? Znajomi? A jednak nawet na małej powierzchni dało się utrzymać odpowiedni dystans. Potem, gdy złożyło się jeszcze kilka razy, że Oikawa wychodził z domu przed nim, znów pożegnali się kilka razy nieco śmielej.

Oikawa pocałował go na dobranoc, patrząc mu w oczy; zgadywał czy może pytał? Hajime pogłaskał go zachęcająco po policzku bez odrobiny przymusu, bez napięcia.

A potem była randka, jak gdyby nie mieli już tego dawno za sobą, i było to niebezpieczne, bowiem w rozmowie, nieskupionej dla odmiany na problemach wspólnego życia, wychodziło na wierzch wszystko, co kiedyś przyciągnęło do drugiej osoby. I trochę, niczym pierwiosnek, wychynęło to, co dawało poczucie bezpieczeństwa. I może problemy dało się rozwiązywać inaczej? Lepiej?

Może to jeszcze tam było, może to nie był błąd - i to było niebezpieczne. Bez gwarancji. Bez trzymanki. To Iwaizumi równie dobrze mógł tracić grunt pod nogami, gdy popchnął Tooru na łóżko. Nie wiedział, czy jest spontanicznym młokosem, czy racjonalnym dorosłym, czy szczęśliwą mieszanką czegoś pomiędzy. Oikawa pociągnął go za sobą za krawat, pocałował długo, zerkając co jakiś czas, sprawdzając. Kilka razy zerknęli na siebie w tym samym czasie i błyskawicznie zamknęli oczy, jakby musieli się ukrywać.

Wreszcie Tooru pogładził go lekko po łuku brwiowym, dla zaakcentowania, że się nie ukrywa i patrzył. Nie było potrzeby, by idealizował ich relacje, a tym bardziej, by ukrywał, że przejmuje się komfortwem partnera. Partnera?

Potem pocałował go jeszcze raz i jeszcze raz, bo nie musieli się spieszyć, bo badali, bo dawali temu czasu. I choć to Iwaizumi rozpiął pierwszy guzik białej koszuli, Oikawa zapytał:

- W porządku.

- Tak. Tak. A ty?

- Tak. - Dłoń Tooru wędrowała po jego ramieniu, gdy pochylał się nad nim, a poczucie bezpieczeństwa było równie podniecające, co niespieszny dotyk.

Skóra była wrażliwa i zaczerwieniona, ale równie wiele znaczyło patrzenie na osobę, którą się kiedyś kochało. Tooru zsuwał z siebie sweter, a Hajime cieszyło rozpoznawanie pieprzyków na kego brzuchu. Były w końcu częścią Tooru.

Wieki upłynęły, zanim nacieszyli się tym, że są, tym, że mieli cudowny wieczór i tak dobrze im się rozmawiało, bo to i objęcie się nawzajem rozgrzewało ich od środka. Hajime pociły się dłonie ściskające lekko barki Tooru, ale Oikawa chciał go całego i ze wszystkim, nawet i zbyt mocnym rumieńcem, którego sam Hajime nienawidził.

Oikawie mocno biło serce i oddychał nieco szybciej, a jego oddech świstał, a Iwa nie wiedział, czy pocałować go w czubek nosa, czy jeszcze trochę więcej po prostu być obok.

Gdy Tooru sięgnął do paska jego spodni, po prostu trzymał jego twarz w dłoniach i opowiadał mu z początków ich relacji, a partnerowi mocno biło serce i szkliły się oczy, i spełniała dusza. Potem przesunęli się nieco dalej, nieco niżej, by hołubić resztę ukochanej osoby. Każdą harmonijną część ciała, tak jak celebrowali harmonijne elementy związku; ani mniej, ani bardziej ważne, przenikające się, czerpiące z siebie nawzajem.

Następny poranek nie był pełen wyrzutów. Ani ta mała kłótnia za kilka dni, bowiem wreszcie wydawali się porozumiewać i awantura skończyła się na spokojnej rozmowie i kocham cię. Naprawdę byli bezpieczni.

W malinowym chruśniaku [Haikyuu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz