- Jak ktoś może być takim idiotą jak ty?! – Anglia walnął w stół, rozlewając przy okazji swoją herbatę. Znów krzyczał na Amerykę. Żadna nowość. Wszystkie kraje się już przyzwyczaiły, bo działo się tak na każdej konferencji.
Zresztą nikt nawet nie zwracał uwagi na tę dwójkę. Każdy zajmował się sobą jak zawsze, bo i tak dopóki Niemcy nie ogarnie wszystkich, to nie wydarzy się tu nic sensownego.
- Spokojnie, dude. – Alfred wziął kolejny gryz hamburgera, co spowodowało jeszcze większą złość u Arthura.
- Możesz wreszcie przestać jeść te świństwa?!
- Przy twoim jedzeniu to delicje. – Do rozmowy wtrącił się Francis. Twarz Anglika zrobiła się cała czerwona.
- Mam was dość! – Wstał od stołu i ruszył w stronę drzwi.
- A ty gdzie? Spotkanie jeszcze się nie skończyło. – Niemcy spojrzał na niego surowo.
- Do łazienki. Muszę odetchnąć od tych idiotów! – Wyszedł z pomieszczenia. Skierował swoje kroki do toalety. Po wejściu stanął przed umywalką, po czym odkręcił kran, by móc opłukać twarz.
Głupi Ameryka. Głupi Francja. Czy oni zawsze muszą działać mu na nerwy? Wziął głęboki wdech i spojrzał w lustro. W odbiciu dostrzegł ubraną na czarno postać. Szybko przetarł oczy, a postać zniknęła. Jego serce zaczęło bić szybciej. Lekko się przestraszył, dlatego jak najszybciej wolał wrócić do reszty.
Jednak gdy podszedł do drzwi i chwycił za klamkę zorientował się, że drzwi są zamknięte. Teraz to był jeszcze bardziej przestraszony. Ale kraje nie mogą umrzeć, prawda? Coś wzbudziło w nim strach. Nie wiedział czemu. Zwykły człowiek nie może przecież pozbawić życia personifikacji, a przecież wszyscy są na konferencji.
Światło nagle zgasło. Mężczyzna był sparaliżowany strachem. Odwrócił głowę w stronę lustra. To, co zobaczył, zmroziło mu krew w żyłach do reszty. Ta czarna postać stała za nim.
Nagle poczuł wielki ból. Upadł na ziemię z głośnym krzykiem. Dotknął swojej klatki piersiowej. Nóż przebił jego ciało na wskroś. Kolejny raz poczuł wielki ból, gdy jego oprawca wyjął narzędzie zbrodni z jego ciała.
Kirkland leżał na ziemi, a z jego zimnego ciała dość szybko upływała krew. Było mu coraz zimnej, a ból jaki czuł był niewyobrażalny, choć przez szok nie był w stanie czuć nic. Przecież kraj nie może umrzeć. Zaraz się pozbiera, racja?
Próbował zobaczyć twarz swojego oprawcy, ale jedyne co widział to czarna maska. Przed jego oczami panowała coraz większą ciemność. To nie jest koniec, prawda? Prawda?
***
- Co z tym Anglikiem? – Ludwig spojrzał na zegarek. Arthur siedział w łazience już jakieś pół godziny. Miał zaraz wrócić, a wszyscy czekają i czekają.
- Lepiej sprawdzę, co u niego.– Ameryka wstał ze swojego miejsca. Szczerze trochę zaczął martwić się o niego, ale nie chciał przyznać się do tego przed samym sobą.
- Raczej nikt go nie zabił. – Francja przewrócił oczami. Też był strasznie przerażony tym, co mogło się stać jego „przyjacielowi”, ale lepiej udawać, że nic go to nie obchodzi.
Niebieskooki zniknął za drzwiami prowadzącymi do przedpokoju. Minęła chwila, po czym po budynku rozległ się głośny krzyk Amerykanina. Wbiegł zdyszany do pokoju. Teraz wszyscy byli przerażeni.
- Wszystko w porządku? – Niemiec poszedł powoli do niego. To nie wróżyło nic dobrego. Nie wyglądało to na jakiś głupi żart, a na poważną sprawę.
- A-Arthur... o-on... ł-łazienka... j-ja – zakrył twarz dłońmi, a z jego oczu zaczęły lecieć łzy. Wysoki blondyn wybiegł z sali konferencyjnej, by sprawdzić co się stało, a zaraz za nim Francuz.
Podeszli do otwartych drzwi, za którymi znajdowała się łazienka. Im oczom ukazał się krwawy obraz. Na podłodze znajdowała się jedna wielka czerwona plama. Pod ścianą był ułożony martwy Anglik, a nad nim znajdowały się różne napisy z jego krwi.
Francis stał nieruchomo i patrzył na to wszystko. Nie miał pojęcia co zrobić. Nigdy nawet nie myślał, że będzie stał przed zwłokami zielonookiego. Czasem mówił, że wolałby go martwego, ale nigdy tak nie myślał naprawdę. Przecież... to niemożliwe!
Drugi z mężczyzn próbując zachować zimną krew, podszedł do trupa i upewnił się, czy na pewno jest martwy, choć rana na jego klatce piersiowej i wielka plama krwi mówiła sama za siebie. Nie mylił się. Brak pulsu. Brak oddechu. Nie żył.
Ale jak?
- N-Niemcy. – Ludwig odwrócił się w stronę znajomego mu głosu. Feliciano patrzył na niego ze łzami w oczach. Blondyn podniósł się z ziemi, a Włoch podbiegł do niego i wtulił się w jego ciało.
- Spokojnie... – Wyższy delikatnie objął go i przycisnął do swojego ciała. Delikatnie pogładził go po włosach, by chłopak mógł się uspokoić.
- Czy kraje mogą zostać zamordowane? – W jego głosie było wielkie przerażenie. A co, jeśli jemu też coś się stanie? Albo jego przyjaciołom?! To byłby koszmar!
- Nie wiem... – dalej próbował zgrywać twardego, choć sam był bardzo zaniepokojony tą sytuacją. Oby to był tylko jednorazowy wypadek i nikomu więcej z nich nic się nie stanie. Szczególnie Włochom. Nie wybaczyłby sobie, gdyby on też zginął.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Kto następny?
CZYTASZ
,,Losowy morderca" ~Hetalia
FanfictionKraje znikają coraz częściej, a jedyne co po nich zostaje, to zwłoki oraz kartka z nazwą tego państwa. Od dawna mówiono, że personifikacje nie mogą zostać tak po prostu zamordowane, jednak czy teraz to się zmieni i ich życie bez obaw o nagłe zakończ...