Rozdział 1

19 2 0
                                    

Lorien obudził się nagle, siadając gwałtownie na łóżku. Ciągle miał w głowie słowa ojca (prawdziwego ojca)- "Zniszcz Uranosa i Gaję!!!" No tak, dzisiaj pierwszy dzień w mojej nowej szkole-liceum. Przeciągnął się, wstał, poszedł do rozległej łazienki zainstalowanej w jego ogromnym, piętrowym pokoju, znajdującym się w jeszcze większej rezydencji jego przybranego ojca. Pomimo swojego wielkiego niefartu, miał nadzieję, że pozna jakąś fajną dziewczynę. Pakując się użył swojej mocy wiatru, patrząc czy nikt nie idzie. Jego 16-letnie życie było pełne prób i wyzwań, a przede wszystkim umiejętności zapanowania nad żywiołami.
-Hestia?! Wychodze do szkoły, Norman już czeka?- krzyknął Lorien
Norman był ich szoferem, napakowanym gorylem mającym na celu chronić swoich pracodawców.
-Dobrze Lorien. Norman zgłosił już swoją gotowość.-Hestia jak zwykle była sztywna i formalna(jest ona sekretarką rodziny [przyszywanej!] Loriena Angela). Lorien wyszedł na zewnątrz, i wsiadł do czarnego alfa romeo. Norman, nic nie mówiąc nastawił nawigację na 13. liceum w Londynie. Lorien zapatrzył się w okno samochodu i westchnął. Prawie w ogóle nie mógł wychodzić poza dom, a już sam spacer wokół domu było czymś dla chłopaka. Te widoki go zachwycały. Miał nadzieję, że uda mu się namówić Hestię, aby zmieściła czas na wyjścia z kolegami na "miasto" w dosyć napiętym grafiku Loriena. Norman zaparkował tuż przed szkołą i usłużnie otworzył drzwi. Tak, jak się spodziewał (Lorien) otoczył go tłum fanów chcących autografy- przecież był synem milionera. Powoli wyrywał się z tłumu dając wymówkę, że musi iść pod salę. Wszedł do klasy i zobaczył ją... Piękną dziewczynę, z włosami przechodzącymi gładko z blondu na blady róż. Zatrzymał się, i zaczął wbijać w nią swój wzrok. Czując jego wzrok dziewczyna popatrzyła na niego i pomachała mu. Zarumienił się i spuścił wzrok. "Pomachała mi"- pomyślał. Czyżby się zakochał? Przecież żadna dziewczyna w żadnym przedziale wiekowym nie zdobyła jego serca. Dlaczego ta drobna, niepozorna blondynka skradła jego serce?...

-Chwiiiilaaa. Czy ja właśnie zarumieniłem się???-myślał zaskoczony sobą.
Usiadł w 3. ławce z jakimś chłopakiem w pomaranczowej bluzie z kapturem.
-Cześć! Nazywam się Lorien, a ty?- zapytał.
-Siema, jestem Jack. Klapnij sobie.-odpowiedział.
-Znasz kogoś z naszej nowej klasy?- próbował stworzyć konwersację.
- Aj tam tylko kilka osób-odparł wymijająco.- A ty z której szkoły jesteś?
-Nigdy wcześniej nie chodziłem do szkoły.- lekko speszył się- Dotychczas miałem prywatnych nauczycieli, i nie miałem kolegów.
-Spoko, stary! Już cie kojarze. Ty to ten syn tego milionera, Roymsa Antillesa. Ale chyba czas nabyć kumpli- Jack wyciągnął rękę.
-Właściwie jestem jego przybranym synem. Jego żona wybrała mnie spośród dzieci z sierocińca, ale później zmarła. I dzięki, że mnie zaakceptowałeś jako przyjaciela.- uścisnąłem jego dłoń.- Wiesz może kim jest ta dziewczyna?-wskazałem blondynkę.
-Uuuuuu... widzę, że już widzisz fajne dziewczyny w tłumie. To Lily Campbell, podobnie jak ty jest przygarnięta przez przybranych rodziców- Adam i Rose Greenów, milionerów. Zagadaj z nią na przerwie.- rzekł i mrugnął dwuznacznie.
Lily siadła z inną dziewczyną, według Jacka z Madison Mitchell. Pierwszą lekcją był angielski. Porobili sobie pare przykładów odmian itp., a potem zadzwonił dzwonek. Zdecydował, że porozmawia z Lily. Podszedł do niej (oczywiście uciekając przed tłumem fanów, w sumie tak jak ona) i przysiadł koło niej. Ufff, na szczęście jest sama pomyślał.
-Cześć, jestem Lorien, a ty?-zapytał.
-och, witaj. Nazywam się Lily- odpowiedziała.- ty jesteś tym synem przybranym Antillesów?
-teoretycznie😉. Mam pytanie. Czy chciałabyś przyjść do mnie w piątek?- poprosił Lorien.
-bardzo chętnie przyjdę-odrzekła.
Jeeeeest pomyślał.
-hej, a jak oceniasz klasę?-zapytał chłopak.
- Wiesz, właściwie "bliżej" to znam tylko ciebie i Mad. Ale kojarze też Liama, Connora i Jacka.- odpowiedziała lekko skonsentrowana.
- A zaprosiłabyś ich na imprę do mnie?-chciał wiedzieć- Znaczy czy odpowiadało by ci ich towarzystwo.
- Myślę, że nie miałabym nic przeciwko, a co?- dopytywała się.
- nic, nic-odrzekł-to do piątku, bo chyba jutro mamy wolne.
- cześć.-pożegnała się.
Nie mógł uwierzyć. Zgodziła się! Dobra, teraz wystarczy namówić tylko Hestię.

Hejka. Niestety, rok szkolny trwa, więc nie będę mógł pisać tak często. Dajcie gwiazdkę i piszcie w kom co o tym rozdziale sądziecie. Może wam przypomina jakąś historię?😁

"Zmiennokształtni"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz