Rozdział 11

594 25 0
                                    

Zerwałam się ze zduszonym krzykiem. Obudził on nie tylko mnie, ale i Alana, który drzemał na krześle obok mojego łóżka.
-To tylko zły sen-zapewnił biorąc mnie w ramiona.
-Tak?
-Tak, kochanie-złożył delikatny pocałunek na mojej głowie.
-Boję się-wyznałam cicho.
-Czego?
-Śmierci...
Całe ciało Alana napięło się.
-Blake, nie umrzesz. Zabraniam Ci tak myśleć-powiedział twardo.
-Dobrze.
-Już, kochanie. Nie płacz, proszę-szepnął, kołysając nami delikatnie.
-Cieszę się, że jesteś.
-Blakie, będę już zawsze-obiecał, całując moje czoło. Potem nos, oba policzki, usta. Pocałował mnie krótko, ale czule i troskliwie.
-Kładź się spać, mała-poradził cichym głosem.
-Połóż się ze mną.
-Blakie, ja...
-Proszę-uderzyłam w błagalny ton. Uśmiechnął się, a zaraz potem jak ja ułożyłam się wygodnie, on przytulił mnie do siebie. Jego ciepły tors ogrzewał moje plecy, a ramię oplatało mnie ciasno w talii. Czułam jego oddech na policzku, na którym po chwili złożył delikatny i czuły pocałunek.
-Śpij dobrze, kochanie-wyszeptał do mojego ucha. Zamknęłam oczy. Zasnęłam ukołysana mocnym biciem jego serca, które czułam w kręgosłupie.

-Blake?
Uchyliłam delikatnie powieki.
-Blakie?
Alan. Otworzyłam oczy, uśmiechając się.
-Dzień dobry.
-Cześć-odwzajemnił gest-Wyspałaś się?-
-Tak-mruknęłam-Dziękuję-
-Za co?-zdziwił się.
-Że się ze mną położyłeś-pogłaskałam jego policzek.
-Cała przyjemność po mojej stronie-chwycił moją dłoń, całując jej zewnętrzną stronę. Alan od tygodnia pilnuje mnie nocami, ponieważ tata musiał wrócić do pracy. Odwiedza mnie jak wraca.
-Jesteś głodna?-zapytał. Mój troskliwy chłopiec. Uśmiechnęłam się.
-Troszkę.
Podał mi pączka posypanego cukrem pudrem. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Z budyniem-zapewnił. Ucałowałam jego policzek.
-Jesteś najlepszy-powiedziałam wgryzając się w pączka.
-A Ty słodka-zgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
-To przez cukier-powiedziałam sarkastycznie, wycierając kąciki ust.
-Dzień dobry!-rozległ się wrzask. Zaczęłam się śmiać.
-Cześć David.
-Cześć i czołem!
-Czemu masz taki dobry humor?
-Ogarnij to, człowieku. W końcu nie miałem nocnego dyżuru i się wyspałem!
-To powód żeby zachowywać się jak dzieciak?-zapytałam z przekąsem.
-Wredna jak zawsze-zacmokał złośliwie-Nawet Ty mi nie popsujesz humoru-
-Jakże bym śmiała-uniosłam ręce w geście obronnym.
-Mam dobre wieści-uśmiechnął się tajemniczo.
-Jakie?
-Twoje wyniki są fantastyczne! Jeśli tak dalej pójdzie wyjdziesz w tym tygodniu! Będziesz wracała tylko na chemię-wykrzyczał zachwycony.
-Nie gadaj!-Alan aż się podniósł.
-No serio!
-Wrócę na bal!-sama krzyknęłam i rzuciłam się Alanowi na szyję.
-Ja chciałem czułości-David wziął się pod boki. Wstałam, chwyciłam go za fartuch i pocałowałam w oba policzki.
-Dziękuję doktorze-miałam łzy w oczach.
-To drobiazg-zmieszany, poczochrał włosy.
-Ej, co tu taka euforia?-zapytał tata, który dopiero wszedł.
-Tatuś-rzuciłam się na niego, a kątem oka widziałam jak Alan i David ściskają sobie dłonie.
-Co jest?
-Wychodzę ze szpitala. Wyniki są fantastyczne!-wykrzyczałam mu do ucha.
-Jezu! Córeczko!-objął mnie mocno i okręcił wokół własnej osi kilka razy-Przefantastycznie!!!-
Potem przejął mnie Alan. Przytulił mnie bardzo mocno i uniósł do góry.
-To będzie niezapomniany wieczór-obiecał mi na ucho, po czym pocałował mnie w szyję.
-Blakie-zwrócił się do mnie tata, gdy chłopak mnie puścił-Dostaniesz na sukienkę ile tylko chcesz-powiedział ze łzami radości w oczach.
Wcześniej obiecałam tacie, że postaram się sama zarobić, a on najwyżej mi dołoży. Dorabiałam jako niania 4 razy w tygodniu. Uzbierałam równo 270 doralów. Radość nie miała granic. Tak bardzo się cieszyłam. Wzystko się układa i będzie. Za tydzień bal. Po balu egzaminy. Wracam do normalnego życia.
-Wypis zaplanowałem na 25, wtorek-powiedział David.
-Bal jest w piątek-odezwał się Alan.
-Zdąże-powiedziałam pewna siebie.
-Jeszcze Ci szczęka opadnie, jak się odstroi-podpowiedział tata.
-Na jej widok w piżamie i bez makijażu też mi opada-odparł Alan, a ja zaczerwieniłam się mocno.
-A zobacz ją po chemii-dodał David.
-Ejjj, ja tu jestem!-obraziłam się.
-Dla mnie zawsze będziesz piękna-zapowiedział Alan i przyciągnął mnie do siebie, całując w policzek.
-Tak trzymaj, młody-powiedział tata, który opierał się o ścianę z założonymi rękami. Uuu, polubił go.
-Fajnego chłopaka sobie znalazłaś,  Blakie-powiedział David i zrobił to samo co tata, tylko przy innej ścianie.
-To nie jest mój chłopak-zaprzeczyłam.
-Jeszcze-dopowiedział Alan, nadal obejmujący mnie w pasie.
-Mhm.
David po oznajmieniu nam, że idzie i przybiciu piątku z tatą wyszedł.
-Potrzebujesz czegoś, Blakie?Przywieść Ci coś z domu?
-Nie, tato. Wszystko mam.
Drzwi do sali otworzyły się, a przez nie waparadowała zadowolona Andrea.
-Cześć, Blakie! Słyszałam, że wychodzisz!
-Tak. We wtorek-odpowiedział za mnie tata.
-Lucas-jej policzki przybrały delikatnej różowej barwy.
-Witaj-tata wstał do niej.
-Blake, chodź. Kupię Ci kakao w bufecie-powiedział do mnie Alan, puszczając mi oczko.
-O tak! Dziękuję-rzuciłam, ubierając szarą bluzę-Pa, tato-
-Blake...-zamilkł, gdy posłałam mu wymianę spojrzenie na Andree. Przeczesał włosy, chcąc ukryć zmieszanie. Alan otworzył mi drzwi i puścił przodem.
-Słodko-szepnął mi do ucha, gdy wyszliśmy-Prawie jak my-
Przytuliłam się do niego by ukryć czerwone policzki...

Jesteś moim szczęściem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz