19 + Epilog

567 32 11
                                    

Chciałabym zacząć od tego że jak po samym tytule widać będzie tu też epilog. Dobra zaczynamy.
3 miesiące później...
POV Karina
Minęły trzy miesiące od naszego ślubu. Za miesiąc mam urodzić synka. Tak znamy już płeć dziecka. Nikola i Martinus zdecydowali że nie będą robić badań na płeć dziecka. Wolą poczekać do narodzin. Mieszkamy w naszym domu, ponieważ mamy dom dla siebie. Dzisiaj mam wizytę u doktora. Idę wraz z Nikolą. Tata nas zakresie. No dobra trzeba wstać i się ubrać. Podeszłam do garderoby i wybrałam:

 Podeszłam do garderoby i wybrałam:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(Bez tych kolczyków w ustach. - aut.) Marcus jeszcze śpi. Nie będę go budzić. Zeszłam na dół, by zjeść śniadanie. Na dole zastałam moją siostrę jedzącą kanapki. Zabrałam jej jedną. Udawała że ma na mnie focha, ale coś jej to nie wychodziło. Nagle do środka domu wszedł tata.
- Gotowe? - spytał.
- Gotowe. - odpowiedziałyśmy. Ubraliśmy kurtki i buty i wyszliśmy.
W gabinecie lekarza...
- Teraz zrobimy badania. - oznajmił. Zrobili mi jakieś badania. Mamy czekać godzinę na wyniki.
1 godzinę później....
Czekamy tutaj około 60 minut. Nagle usłyszałam swoje nazwisko. Weszłam do środka gabinetu. Usiadłam na niewygodnym krześle. Pominmy jednak ten fakt.
- Mam dla pani złą wiadomość... - zaczął, a ja od razu się spiełam. - Ma pani nowotwór... - dodał. W moich oczach pojawiły się łzy. - Może pani zacząć się leczyć... - w tej chwili się ucieszyłam bo jest szansa na moje przeżycie. Jednak po chwili to się zepsóło. - Jednak tego dziecko by nie przeżyło... - załamałam się. - Niestety musi pani wybrać między życiem pani, a życiem pani dziecka. - oznajmił.
- Zaraz przyjdę i odpowiem. - oznajmiłam i nie czekając na to co powie wyszłam. Podeszłam do Nikoli, która siedziała na krześle na korytarzu.
- Nikola, ja mam nowotwór... - zaczęłam płakać. Ona tak samo.
- Ale możesz się z niego wyleczyć? - spytała z nadzieją w głosie.
- Albo ja przeżyję, albo mój synek. - powiedziała nadal płacząc.
- Nie możesz umrzeć! - krzyczała.
- Nie rozumiesz że ja nie zabiję mojego dziecka?! Trudno ją już postanowiłam! - wykrzyczałam i weszłam spowrotem do gabinetu.
- Chcę urodzić te dziecko. - powiedziałam stanowczo.
- Jest pani tego pewna? - zapytał.
- Jestem. - odpowiedziałam. On dał mi jakieś papiery do podpisania.
- Za tydzień zaczynamy przygotowania do porodu. Proszę przyjść. - wytłumaczył mi. Powiedziałam tylko: Dobrze, dziękuję, do widzenia.
Gdy tylko wyszłam zostałam objęta przez moją siostrę.
- Karina powiedz że to nie prawda. Powiedz że to jest cholerny żart. A jeżeli to nie żart, to zgodziłaś się na te badania nowotworu. - powiedziała płacząc.
- Za późno. - stwierdziłam też już płacząc. - Za miesiąc będę w lepszym świecie. Ale za to dam szansę życia komuś innemu. - oznajmiłam i pogłaskałam się po brzuchu.
- Ja tego nie wytrzymam. Skoro ty umrzesz ja też. - rzekła.
- Nawet nie próbuj. Proszę. Wiem mam dla kogo żyć, dobrze o tym wiem. Ale za bardzo kocham mojego synka żeby go zabić. - wytłumaczyłam. - Tylko proszę, Marcus nie może się o niczym dowiedzieć. - poprosiłam.
- No dobrze. - zgodziła się. - A teraz chodźmy do domu. Jestem tym wszystkim zmęczona. - oznajmiła. Zadzwoniliśmy do taty. Gdy jechaliśmy do domu wytłumaczyliśmy tacie wszystko i powiedzieliśmy że Mac ma się o niczym nie dowiedzieć. On się zgodził. Widziałam łzy w jego oczach. Strasznie się boję śmierci. Ale już zdecydowałam i zdania nie zmienię.
Dzień porodu.....
Dziś na świat ma przyjść mój synek. Dziś też mam umrzeć. Czuję wielkie szczęście oraz wielki smutek. Wszyscy oprócz Marcusa wiedzą o mojej chorobie. Ze wszystkimi się pożegnałam. Oczywiście też z Anią i Amelą. Siedzimy tak wszyscy w salonie i oglądamy telewizję. Nagle dostałam bardzo mocnych skurczy. To teraz...
- Zaczyna się! To już! - krzyczałam z bólu.
- Szybko ona rodzi! - krzyczała Nikola i płakała. Wiedziała że to mój koniec. Wczoraj dałam jej list. Ma go przekazać dla Marcusa po mojej śmierci. Tam mu wszystko tłumaczę. Wracając. Jestem już pod jakimś przypadkowym szpitalem. Szybko pomagają mi wysiąść z auta i prowadzą do środka budynku. Czy się boję? Trochę, ponieważ zdążyłam się z tym pogodzić. Leżę na jakimś łóżku z kółkami. Prowadzą mnie na porodówkę. Cały czas jest ze mną Marcus. Trzyma mnie za rękę. Gdy już jesteśmy blisko porodówkę ściskam mocniej dłoń Mac'a i mówię ze łzami w oczach:
- Do zobaczenia tam na górze. - uśmiechnęłam się, lecz jednak dalej płakałam. Na twarzy mojego męża widziałam zdziwienie. Wjechaliśmy na porodówkę. Już mieli zacząć gdy nagle...
- Dokotorze! Doktorze! - ktoś krzyczał. Jak się później okazało to była pielęgniarka. Podeszła do doktora powiedziała coś na ucho i dała mu jakąś kartkę. Później wyszła.
- Jest pani tego pewna? - spytał doktor który przyjmował mój poród. Pewnie na tej kartce było napisane o mojej sytuacji.
- Tak jestem. - odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. - Tylko proszę nie mówić temu chłopakowi co ze mną tu szedł że to przez nowotwór zginełam. I powiedzieć mu że ja bardzo proszę żeby zajął się naszym synkiem. - poprosiłam.
- Dobrze. - odpowiedział. - Niestety ale to koniec... - nie dokończył.
- Proszę już zacząć, chcę mieć to już za sobą. - rzekłam. Wyroniłam ostatnie łzy. A później ciemność. Nie zobaczę już nigdy Nikoli i Martinusa. Nigdy nie pocałuję Marcusa. Nigdy nie przytulę Ani i Amelii. Nigdy nie pojadę na zakupy z mamą. Nigdy się nie wyżalę dla taty. Ale są też plusy. Zobaczę moje rodziny, które już dawno odeszły. Nagle widzę światło. A później nic nie słyszę, nic nie widzę i nic nie czuję.

Umarłam

POV Marcus
Siedzę tu 2 godziny. Czekam aż w końcu będę mógł zobaczyć całą naszą rodzinę: Ja, Karina i Alex. Tak nazwaliśmy naszego synka. Czekam i czekam. Wszyscy są jakoś cicho. Dziwne. Bo mama teraz by pewnie ustalał a kolory ścian do pokoju dziecka itp. Tata by przytakiwał. Martinus i Nikola rozmawiali by o swoim dziecku. Ale nie. Oni cicho.
- Czemu jest tu tak cicho? - spytałem brata który siedział obok mnie.
- Po prostu jesteśmy zmęczeni. - odpowiedział. No to siedzimy dalej.
- Synku, zawsze będziemy z tobą i zawsze ci pomożemy. - nagle odezwała się moja mama.
- Dzięki. - stwierdziłem. Nagle z porodówki wyszedł lekarz. Nie wiem czemu, ale cała rodzina zaczęła płakać. Wszyscy się pocieszał itp. Lekarz odbierający poród podszedł do nas.
- Mam dla pana dobrą i złą wiadomość. - rzekł.
- Niech pan mówi. - oznajmiłem.
- Ma pan zdrowego synka. - w tej chwili się bardzo cieszyłem. - A jeżeli chodzi o tą złą... Może lepiej jak pan usiądzie. - zaproponował. Zrobiłem to o co poprosił - Więc jeżeli chodzi o tą złą pani żona nie przeżyła porodu... - ostatnie trzy wyrazy powiedział ciszej.
- ŻE CO?! TO NIE JEST PRAWDA! TO TYLKO JAKIŚ PIEPRZONY ŻART! - krzyczałem w myślach.
- Pańska żona przed porodem poprosiła mnie żebym pani przekazał, że ona bardzo prosi żeby pan się zajął ich synkiem. - wytłumaczył mi.
- Dobrze. - odpowiedziałem, cały czas miałem łzy na twarzy. - kiedy będę mógł go zabrać do siebie? - spytałem.
- Za jakiś tydzień. - odpowiedział.
- A mogę się pożegnać z Kariną? - spytałem. Teraz nawet jej imię trudno mi wymówić.
- Jasne. Proszę za mną. - weszliśmy do środka. Leżała tam moja żona okryta jakimś materiałem. Łzy leciały mi jak wodospad.
- Czemu? - spytałem nie wiem kogo. Nagle do środka weszła cała rodzina.
- Kazała ci to przekazać po jej śmierci. - wytłumaczyła Nikola i podała mi jakąś kopertę.
- Ja nie wytrzymam bez niej... - płakałem jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę.
- Ale ona jest z tobą. - powiedziała mama. Wszyscy mnie przytulili.
1 tydzień później...
Cały czas jestem w szpitalu z moim synkiem. Cały czas myślę o tej kopercie. Jeszcze jej nie otworzyłem. Za bardzo się boję co tam przeczytam. Moje dziecko dzisiaj wychodzi ze szpitala. Postanowiłem że się wyprowadzę z kraju. Za dużo tu się działo. Od razu jak wyjdziemy z tego okrutnego budynku jedziemy się spakować i lecimy do Anglii.
W Anglii...
Jesteśmy już na miejscu. Mały sobie spokojnie śpi w swoim łóżeczku. Postanowiłem otworzyć tą kopertę. Rozerwałem ją. Wyjąłem z niej kartkę. Zaczełem czytać.
Hej Marcus!
Kiedy to czytasz patrzę na ciebie z góry. Widzę jak jesteś z naszym synkiem. Znaczy mam taką nadzieję. Wracając. Nie będę ci mówić żebyś nie płakał. Wiem jak to stracić ważną ci osobę. Znaczy mam nadzieję że byłam dla ciebie ważną. Żyj życiem. Wychowaj naszego synka na np. piłkarza. Znajdź sobie jakąś dziewczynę. Nie wiem, co chcesz. Dobra teraz przyszedł czas na najtrudniejsze. Bo widzisz ja wiedziałam że zginę przy porodzie. Miesiąc przed porodem poszłam do lekarza na kontrolę. Okazało się że mam nowotwór. Miałam wybór:
- Albo zacząć się leczyć, ale wtedy synek by tego nie przeżył.
- Albo urodzić dziecko, ale wtedy ja zgninę.
Jak się domyślasz wybrałam drugą opcję. Nie chciałam żebyś się o tym dowiedział bo wiem żebyś się nie zgodził. Już wszystko wiesz. Nie będę prosiła cię żebyś nie był na mnie zły. Bo teraz to nie ma znaczenia. To już koniec..
Papa

Twoja Karina

Przeczytałem jeszcze ten list kilka razy. Dlaczego? Dlaczego wybrała życie dziecka? Nie mogę opanować łez. Była dla mnie cholernie ważna. Nadal jest. Będę żył dalej. Ale na pewno nie znajdę sobie innej.....
Jestem strasznie zmęczony. Położyłem się spać. Miałem sen o niej. Byliśmy razem z synkiem na wycieczce w Hiszpanii. Było pięknie. Szkoda że to tylko sen......

•••••••••••••••••••••
TO JUŻ KONIEC😭   
Nie wiem czy to mi wyszło, ale mi się podoba. Przepraszam za wszystkie błędy. I dziękuję że wytrwałeś ze mną do końca.

Łączy nas muzyka 2 |M&M|✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz