Moje ciało usycha, a wraz z nim i serce. Czuję, że został tylko cień dawnej Ketmii. Zostało echo. Malaria afrykańskiego buszu mnie wykańcza. Nie mogę ruszać nogami, ani dłońmi. Gorączka pali gorzej niż słońce. Nawet chłód wiatru nie daje mi wytchnienia. Leżę i patrzę na drzewa, które śpiewają mi stare kołysanki. Nie mogę wrócić do wioski, bo już jej nie ma. Białe zwierzęta splądrowały ją do cna. Nie potrafię nazwać ludźmi tych, którzy odebrali mi Malutiego i matkę. Nie potrafię nazwać ludźmi tych, którzy nie szanowali ognia i roznieśli iskry, jak gwiazdy. Tylko, że nasza ziemia nie miała być niebem.
Umutima cierpi wraz ze mną. Już nawet nie wie, czy wzywać Imany, czy Jezusa. Już nic nam chyba nie pomoże. Wszyscy zniknęli w płomieniach białych ludzi. Iskry były tak jasne, jak oni. Iskry.
Chłopak też ma wysypkę, ale znosi to lepiej niż ja. Jest bardzo dzielny. Karmi mnie, czym tylko ma, samemu odejmując sobie od ust. Jest pasterzem.
Nagle wstaje i idzie głęboki w las. Wyglądam za nim niecierpliwie, boję się. Bez niego czuję się, jak rozproszony ogień. Potrzebuję strażnika, bo w mojej głowie palą się myśli. Nadając mi imię, mama chciała, bym była łagodnie piękna. A ja się kruszę, rozpadam na kawałki. Usycham jak kwiat. Ludzie są jak kwiaty — tak łatwo je zerwać i zniszczyć. Dlaczego tak jest?
Bo ludzie są zachłanni. Dostając mleka, chcą całą krowę. Pragną i pragną, jakby byli bogami. A nie są. Są podeptanymi kwiatami. I zrywają inne kwiaty, by ukryć to, że sami uschli.
Słyszę szelest zarośli i po chwili widzę jak Umutima wyłania się z nich, niosąc w dłoniach coś na kształt koła. W moim nosie szaleje ostry zapach roślin. Przymykam oczy, gdy kładzie mi na włosach wianek z ketmii. Ich bladofioletowe płatki ocierają pot z mojego czoła. Ostatnie, co słyszę, to huk jego ciała po zderzeniu z ziemią. Nie umiera cicho. Jego śmierć jest głośna, jak krzyk mojego serca. Tym razem nikt nie szepcze.
A potem serce, mój kochany sąsiad, milknie. Dziś pewnie zobaczę i polskie, i afrykańskie niebo. W mojej dłoni pozostaje kwiat. Trącany lekkim wiatrem opada na ziemię, a wraz z nim i moja ręka.
Jestem Ketmia, uschnięte piękno.
CZYTASZ
Ketmia
Short StoryPiękno bywa łagodne, lecz także niezwykle kruche. Ludzie są piękni, dlatego tak łatwo ich zniszczyć. Opowieść o dziecku, które żyjąc w promieniach afrykańskiego słońca odkrywa, że bycie człowiekiem, to coś więcej niż posiadanie imienia. „Echo zawsze...