Było gdzieś koło dwunastej. Byłam takim strasznym leniem, że nie chciało się wcześniej wstawać. Po co? Przynajmniej mniej czasu zostało mi do zobaczenia Shawna. O kurczę! Przecież muszę wyglądać nieziemsko! W sumie nie. Jeszcze pomyśli, że jestem kosmitką. Poszłam do łazienki. Obejrzałam swoje odbicie. Wypadałoby umyć włosy. Dokładnie je wymyłam. Teraz wypadałoby zapoznać się z kanadyjskimi markami kosmetyków. W końcu miałam tutaj żyć. Wydawało to mi się niemożliwe. Nie potrafiłam w to uwierzyć. Przecież jeszcze przedwczoraj mieszkałam w Polsce. Powiem szczerze. Nie jechaliśmy za ocean dla chleba. Jeszcze dwa lata temu miałam depresję. Po nieudanej próbie samobójczej polegającej na rzuceniu się pod samochód zmieniłam swoje życie. Wcześniej próbowałam być wyluzowana i niedostępna. Nie byłam taka. Cieżko było udawać kogoś kim się nie było. Dlatego zaczęłam być w stu procentach sobą. Szaloną, delikatną, uroczą i opanowaną dziewczyną. Kiedy udaje się kogoś obcego naprawdę człowiek czuje się paskudnie. A może by tak nałożyć kilo tapety, aby nie widział moich strasznych wyprysków. Nie, wyglądałabym fatalnie. Nawet bardzo. I tak najjaśniejsze podkłady były dla mnie zbyt pomarańczowe. Byłam bialutka. Przez depresję bardzo schudłam. Zdarzało się, że łykałam waciki. Bardzo mnie to bolało. W bólu znajdowałam ukojenie. Nie cięłam się. Zawsze bałam się, że któraś z moich przyjaciółek wygada się moim rodzicom. Nie chciałam ich martwić. Nie chciałam, aby zaprzątali sobie życie mną. Miałam siebie za śmiecia. Często płakałam. Nie szło mi w szkole. Kiedy z mojego ulubionego przedmiotu dostałam jeden bardzo się przejęłam. Płakałam i przeklinałam sama siebie. Skończyłam z prawidłowym myśleniem. Stałam się ostra niczym papryczka chili.
Przejeżdżając swoją twarz płatkiem kosmetycznym namoczonym tonikiem zaczęłam rozmyślać nad zdjęciem, które wczoraj dostałam. Była na nim Lidka. Koło niej stał jakiś rudowłosy gość w spodnie w moro. Obejmował ją. Kto to mógł być? Miał duże okulary typu kujonki. Strasznie dziwnie tak wyglądali. Szipowałam ją z Marcinem nie jakimś rudym gościem. Czułam się strasznie dziwnie. Mimo wszystko najważniejsze było dla mnie szczęście mojej przyjaciółki.
-Kama! Co tak długo w tej łazience się pindrzysz?!
-Tato, chwilka! Zaraz zejdę na śniadanie!
-Śniadanie? Obiad jest już nas stole.
Nerwowo zbiegłam do kuchni połączonej z przestronną jadalnią. Usiałam na czarnym drewnianym krześle. Zaczęłam być głodna na widok sushi. Tak rzadko jedliśmy je w Polsce.
-Mamy więcej forsy, więc będziemy jeść takie pyszności? Jeśli tak to kocham Kanadę.
-Felicja, ja wcześniej ją kochałam. Nie tylko za pieniądze. One to nie wszystko.
-A kto ostatnio mówił, że chciałby mieć te buty za dwa patyki.
-Chcieć, a mieć.
Moja siostra była tak rozpuszczona. Kasa, kasa, kasa! Jakby nie było ciekawszych rzeczy. Co prawda ona są ważne. Jakby nie pieniądze nie byłabym w Kanadzie i zaraz nie miałabym poznać Shawna. Nie myśląc zamoczyłam sushi w wasabi. Wzięłam to do ust. Po chwili wyplułam z obrzydzeniem.
-Jeśli tak kulturalnie będziesz się zachowywać to ucieknie od ciebie gdzie pieprz rośnie. Szkoda by było. Taka z ciebie ładna dziewczynka. Do tego tak uroczo "r" mówi.
-Tato, kulwa zamknij się.
-No i klnąć nie potrafi. Cud miód.
Teraz to się zdenerwowałam. Wyszłam z kuchni. W swoim pięknym pokoju usiadłam przy białek toaletce. Korektor( jak najbielszy oczywiście), podkład, puder, rozświetlacz, maskara, eyeliner. Kompletnie nie potrafiłam się nim posługiwać. Trudno. Założyłam miętową sukienkę przed kolana. Nie za wyzywająca? Przecież nie ma dekoltu, może być. Po co komu buty? Lepiej chodzić boso. Na szczęście miałam pomalowane na biało paznokcie. Włosy uplotłam w warkocz na bok. Luźny oczywiście. Kurde! Z tą kreską wyglądałam okropnie. Szybko ją zmyłam. Nie było po niej śladu. Popsikałam się swoim ulubionym perfumem.
-Kami! Schodź na dół! Goście przyszli!Serce aż mi stanęło. Wzięłam głęboki wdech.
Otworzyłam drzwi. Tam stał on. Osoba dla, której nie popełniłam samobójstwa. Miałam nieustającą nadzieję, że go poznam. No i teraz.
-Hey! Sorry, your mum ask me can I...
-Nic się nie stało. Poprostu bardzo się denerwuję i ten. No wiesz, bo ja....
-Shawn
-Kamila
Ucałował mi dłoń. Jaki z niego dżentelmen....
-Przepraszam, nie pokazałam się z dobrej strony. Od rana się szykuję do twojego przyjścia. Bo wiesz, jestem chyba największą twoją fanką.
-Jestem tylko człowiekiem. Zwykłym. Nie denerwuj się. Jeśli będziesz się zamykać w tej skorupie to nie poznamy się, a wydajesz się bardzo interesującą osobą. Tak w ogóle. Nie wiem czy wiesz, ale znam już jedną Camilę. Ona to Cabello. A ty?
-Kowalczyk, jestem Słowianką.. Chyba z każdego takiego kraju mam jakiegoś przodka.
-Lepiej będzie jak inaczej będę ciebie rozróżniać.
-Jak?
-Hm.... Pomyślę.
-Dobrze, długo nie przychodziłam?
-Z jakiś kwadrans. Ale to chyba dobrze, bo przynajmniej trochę dom pozwiedzałem. Fajny.
-Dziękujemy. Musiałam zemdleć. Przy "Treat you better "zawsze to robię.
-Naprawdę?
Zaczął wtedy śpiewać. No i przekonał się. Zemdlałam. Na szczęście mnie złapał. Kiedy się ocknęłam patrzyliśmy sobie w oczy.
-Romantycznie, co?
-Tak, ale przecież masz dziewczynę.
-Nie mam, show-biznes. Nawet to, że jest romantycznie nie oznacza...
-Rozumiem, ok.
Doszliśmy do jadalni rozmawiając o wszystkim. Fajny gość. Nawet bardzo. W sumie, czy mogło być inaczej?
YOU ARE READING
Toronto! Nadchodzę! Shawn! Jesteś mój!
FanfictionKamila ma 16 lat. Spełnia się jej odwieczne marzenie. Ma zamieszkać w Toronto. Jakby tego było mało jej willa stoi obok domu Shawna Mendesa. Sprawy się komplikują.