Prolog

5 1 0
                                    

-Pamiętaj, że was szipuję. Będziecie idealną parą.... -powiedziała rozmarzona Lidka, moja przyjaciółka
-Wątpię, że będzie mi na "dzień dobry" odpowiadać. - odpowiedziałam twardo stąpająca po Ziemi
-Po polsku raczej nie rozumie.
Lidka zawsze potrafiła mnie rozbawić. No, ale tak. Miałam mieszkać koło Shawna Mendesa. Sąsiedzi raczej się znają. Czasem uwielbiają, czasem wręcz przeciwnie. To było nasze ostatnie spotkanie przed moim wyjazdem do Toronto. Przytuliły się.
-No dobra! Wyjeżdżam, ale musisz umówić się w Marcinem! Dreszcz i ja was szipowaliśmy.
-Nie używasz zwykle takich słów Gwiezdne Dziecię ty!
Rozbawiona wróciłam do domu. Calutki w kartonach.
-Żegnaj miejsce, w którym się wychowywałam! Nigdy cię nie lubiłam! W Toronto będzie lepszy!- krzyczałam
Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam. Kurier z pocztą kwiatową. Białe róże. No i karteczka " Bardzo Cię kocham! Pamiętaj. Pedałek". Czy ten idiota nie mógł zrozumieć, że nigdy go nie kochałam? Tylko mi się podobał. Tylko! Liścik urwałam i podarłam na kawałki.

-Żegnaj Polsko!- szepnęłam przed wejściem do samolotu
Pocałowałam ziemię i weszłam. Usiadłam koło mojej siostry, Felicji. Założyłam moje duże pudroworóżowe słuchawki. Włączyłam " Mercy". Zamknęłam oczy. Dziesięć godzin lotu do Toronto. Potem tylko lepiej.
-Shawn? Chłopak z mutacją! Śpiewa jak Chińczyk!- syknęła Fela
-Jak go sobie obwiniasz koło palca tak będzie ci śpiewał.- popatrzyła na mnie mama wyjątkowo dziwnym uśmiechem
Zaczęliśmy lecieć. Mama jak zawsze zaczęła płakać. Jej kochane córcie mogły przecież zginąć. Nie mam pojęcia jak, ale ok. Samolot i loty nie były mi straszne.
Wylądowaliśmy. Wyszłam z samolotu.
-Toronto! Nadchodzę!- krzyknęłam na całe gardło

Toronto! Nadchodzę! Shawn! Jesteś mój!Where stories live. Discover now