Yiannaryiar

35 4 0
                                    

    Huk uderzających o podłogę garnków mógłby obudzić zmarłego, zwłaszcza w środku nocy. A przecież nikt nie chciałby niepokoić biedaka w jego wiecznym odpoczynku, po męczącej tułaczce na tym niesprawiedliwym świecie. To byłoby bardzo nieuprzejme, ba, wręcz okrutne.

     Dlatego, gdy tylko zauważyła, że stos garnków lada moment runie i nic uchroni domowników przed rabanem, rzuciła się przed siebie. W ostatniej chwili przytrzymała nieposłuszne naczynia bacznie obserwując jak wciąż chyboczą się na boki. Została w tej pozycji jeszcze przez chwilkę upewniając się, że zapobiegła tragedii. To byłby dopiero dramat! Cała kuchnia była zawalona od podłogi po niemal sam sufit. Wszystko powyciągane z szafek, które jeszcze nie wyschły po nie dawnym szorowaniu. Naczynia kołysały się w nierównych kolumnach, ale przecież nie było ich gdzie przełożyć... Dziewczyna bezradnie rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym westchnęła. Jeszcze tyle pracy przed nią, a tak mało czasu! Widząc cały ten rozgardiasz miała szczerą ochotę pogratulować sobie samej za wpakowanie się w to bagno.

     Wciąż czuła skurcze w ramionach po desperackich próbach doprowadzenia tego pomieszczenia do stanu używalności. Szafki wymagały odmalowania, ze ścian sypał się tynk o rozrastającej się wilgoci nie wspominając, sprzęty kuchenne widziały już pewnie nie jedno pokolenie i nie jedno przeszły, a mimo to nadal działały. Co prawda, nie mogła zakupić nowych urządzeń, ale mogła pozbyć się tego paskudztwa ze ścian i nieco poprawić stan mebli, co by nie odstraszały już samym widokiem.

     Układając w głowie listę rzeczy do zrobienia, podwinęła rękawy, poprawiła upięcie jasnych włosów po czym z pasją godną nie jednej sprzątaczki podjęła przerwaną pracę. Dla kogoś stojącego z boku prawdopodobnie wyglądała jak migotliwa smuga. Poruszała się z niesamowitą prędkością, raz będąc w jednym miejscu, a w następnej chwili już zupełnie gdzie indziej. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki całe pomieszczenie zmieniało swój wygląd. Meble lśniły pokryte nową warstwą farby, ze ścian zniknął grzyb, przez które dzieci często chorowały, a okna prawdopodobnie nigdy nie przepuszczały tyle światła co teraz.

     Co jakiś czas zatrzymywała się, mniej więcej po środku kuchni i nasłuchiwała. Upewniona, że wszyscy wciąż smacznie śpią i pozostają nieświadomi jej obecności, pracowała dalej. Tuż nad ranem, gdy noc z wolna ustępowała dniu, usiadła na jednym z wysłużonych krzeseł i przyjrzała się swojemu dziełu. Każdy centymetr powierzchni lśnił czystością, znikły pajęczyny, kłaczki kurzu, plamy tłuszczu oraz wszelakie zabrudzenia nie do zidentyfikowania. Mało tego, na stole czekało śniadanie. Dzbanek z gorącą herbatą, naleśniki, konfitury, twaróg z miodem, pokrojone owoce, krótko - wszystko czego dusza może pragnąć z samego rana, za wyjątkiem kawy.

     — Tak, Yianna, odwaliłaś kawał solidnej roboty - mruknęła sama do siebie, dumna ze swojej pracy.

     Zdawało się, że zegar w przedpokoju tykał co raz głośniej i głośniej, ponaglając ją odejścia zanim ktoś się obudzi. Nie każdy potrafił przywitać nieproszonego gościa o poranku z pełną kulturą, a w przypadku gdy ktoś tak się napracował - było to wręcz absolutnie wymagane.

     Była jednak zmęczona, a krzesło, mimo że wysłużone i przestarzałe, niesamowicie wygodne. Już prawie zapomniała jak to jest, dla odmiany zrobienie czegoś, co niekoniecznie było sprzeczne z jej naturą, zrobienie czegoś dobrego - nie dla niej, ale dla innych. Co ważniejsze, nie oczekując niczego w zamian, nawet prostego dziękuję. Gdyby miała to do czegoś przyrównać... byłoby to powiewem świeżości? Prychnęła w duchu, rozbawiona własnymi myślami. Co też lata monotonności potrafią zrobić z porządną glaestig.

     Leniwie sięgnęła po kawałek jabłka, wciąż niezbyt chętna do odejścia. Prawdę powiedziawszy, miała co raz większą ochotę zostać i przekonać się na własnej skórze jak zareagują na nią domownicy - dwójka dzieci, które ledwo w zeszłym roku poszły do szkoły i przemęczony ojciec. Wypatrzyła tą trójkę nie tak dawno temu w parku, kiedy siedziała na murku fontanny przyglądając się jak toczy się życie przechodzących obok ludzi. Tym co przykuło jej uwagę, był fakt, że dzieci najwyraźniej ją widziały, a przynajmniej zdawały sobie sprawę z jej obecności. Minęły lata od ostatniego spotkania tego rodzaju. W świecie po brzegi wypełnionym technologią oraz logiką, wszelakimi prawami, zasadami, ograniczonym wzorami i definicjami, nie było już miejsca dla takich jak ona. Mimo to wciąż rodziły się dzieci, które czuły i widziały więcej, które były unikatowe. I one właśnie takie były.

YiannaryiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz