Rozdział 3

3 0 0
                                    

Jest tu tak pięknie, chyba zaczynam rozumieć dlaczego tak bardzo nalegał na spotkania właśnie tutaj. Czyste, lazurowe niebo, piękne zielone łąki pełne kwitnących wiśni a w środku tego wszystkiego, małe szmaragdowe jeziorko. Ciepły piasek omiata moje stopy a wiosenny wietrzyk pieści moją skórę. Czuję się tutaj niczym w raju, nieskrępowana obcym wzrokiem podążającym za każdym moim krokiem, brakuje tylko jego lecz wiem, że już niedługo i on się tutaj pojawi.

- Wyglądasz dzisiaj pięknie, Saro. Cieszę się, że znowu mogliśmy się zobaczyć.

- Kasprianie, czekałam na Ciebie, powiedz jak Ci minął dzień kochany?- zapytałam z uśmiechem

- Było ciężko ale się udało, zostałem dzisiaj przyjęty na próbę do mistrza Alestra i prawdopodobnie dostanę się do wojska. - powiedział zadowolony z siebie.

- Jestem z Ciebie taka dumna Kasprianie. Mam nadzieję, że Ci się uda. Pamiętaj, że jesteś najlepszym żołnierzem o jakim mógł marzyć nasz drogi mistrz.

Usiedliśmy nad jeziorkiem i zaczęliśmy rozmawiać o naszej przyszłości, wspólnym życiu lecz w pewnym momencie mój ukochany gwałtownie nam przerwał. Przestraszyłam się, że on wcale nie oczekuje dla nas życia razem, lecz to co powiedział było o wiele gorsze niż sądziłam.

- Saro! Z Twojego domu unosi się dym. On się pali!

Odwróciłam się, rzeczywiście mój dom się palił, przecież jest w nim moja rodzina, przyjaciele. Zrobiło mi się słabo, boję się.

- Musimy tam biec, muszę ich uratować, pomóc im. Szybko!

Nie pamiętam jak się tu znalazłam, jestem cała poraniona przez wystające gałęzie drzew, które podczas biegu chłostały moją skórę, bolą mnie nogi i czuję zmęczenie. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć część mojego domu zajęta jest ogniem a ta ocalała jest strzeżona przez facetów z bronią. Jeżeli moja rodzina nie zginęła w płomieniach to na pewno zdążyli ich już rozstrzelać. Tak bardzo się boję ale wciąż mam nadzieję. Moi bliscy są silni, nie poddadzą się bez walki.

Nagle Kasprian wywołuje mnie z zamyślenia.

- Chodź tu - woła stojąc przy wejściu do jakiejś jaskini - To najszybszy sposób aby dostać się do domu. Tylko bądź cicho, nie wiemy co nas spotka w środku.

- Skąd wiesz o tym przejściu? Nawet mi nigdy o nim nie powiedziano a mieszkam tu od dziecka. - Mówiłam niepewna czy aby ten mężczyzna jest tym którego znam.

- Nie uważasz, że to nie jest moment na zadawanie pytań? A teraz cicho bo mogą nas usłyszeć.

Tunel był długi i w końcu straciłam poczucie czasu, gdy doszliśmy do pokoi matki były już one całe zadymione a meble porozrzucane po całym pokoju. Ten widok miażdżył moje serce. czołgając się po podłodze dotarliśmy do drzwi na korytarz Kasprian otworzył je powoli i pierwszy wychylił się aby zobaczyć co się dzieje na korytarzu. Gdy upewnił się, że jest bezpiecznie dał mi znak, że możemy iść dalej. Do tej pory ciągle słyszałam krzyki, które przerwała salwa wystrzałów z broni. Teraz ja zaczęłam krzyczeć.

- Cicho Saro, cicho, przestań krzyczeć bo Cię usłyszą. Już dobrze wyprowadzę Cię stąd, tylko bądź cicho dobrze?

Kiwnęłam głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.

Nagle z przeciwnego końca korytarza usłyszałam głosy a chwilę później znalazłam się w swoim pokoju, który nie był jeszcze objęty pożarem. Tylko, że byłam tutaj sama bez Kaspriana a drzwi były zatrząśnięte, nie byłam w stanie ich otworzyć. Słyszałam tylko odgłosy walki a potem znowu nic. Płakałam. Straciłam go. Po krótkim czasie odwróciłam się w stronę okna z chęcią wyjścia przez nie i próbą odnalezienia Kaspriana kiedy nagle zamarłam. Na moim łóżku siedział obcy mi mężczyzna. W tej sytuacji, przy desperacji którą odczuwałam posunęłam się do równie desperackiego czynu i rzuciłam się na tego mężczyznę aby nie zginąć biernie tylko z odrobiną honoru i odwagi, lecz on nie zrobił mi krzywdy przytulił mnie i pocieszał. Byłam zmieszana i zaskoczona lecz nie chciałam się wyrywać z jego ucisku, ponieważ może to dziwne ale czułam się bezpieczna jak nigdy do tej pory.

Kiedy oprzytomniałam już na tyle aby znowu zacząć myśleć, znowu próbowałam dotrzeć do okna. Nie mogłam go otworzyć więc chciałam je wybić lecz znowu powstrzymał mnie ten mężczyzna. Zaczęłam na niego krzyczeć, miałam dość tego jak bezbronna jestem.

- Co Ty robisz puść mnie! On gdzieś tam jest, potrzebuje mojej pomocy. Puść!

- Saro, on już nie żyje. Ci ludzie nie puszczają wolno nikogo. Przeżyłaś tylko dlatego, że ten pokój już sprawdzali. Niedługo i go podpalą. Pozwól mi sobie pomóc dziecko.

- Nie mów tak! Nie chce tego słuchać, on gdzieś tam jest i potrzebuje mojej pomocy. Kocham go i zamierzam mu pomóc. Nie pozwolę aby obcy mi ludzie zabrali jedynego ważnego mężczyznę, w moim życiu. Przy nim pierwszy raz się dobrze czułam. To on uratował mnie z własnej pułapki. To dzięki niemu tu dzisiaj jestem. Nie poradzę sobie bez niego. - Zaczęłam mówić coraz bardziej łamiącym się głosem, przestałam radzić sobie z moimi uczuciami. Płakałam.

- Jesteś silna, dasz sobie radę. A Twój ukochany oddał za Ciebie życie powinnaś mu za to dziękować a nie narażać wszystko co od niego dostałaś na szwank z powodu idiotycznego młodzieńczego uczucia. Twoja przyszłość jest ważniejsza od życia pojedynczej jednostki, gdy dojrzejesz to uczynisz czegoś wspaniałego, wzniosłego i nikt Ci nie dorówna. Tak więc daj sobie spokój z tym młodzieńcem i zachowaj pamięć o nim w swoim sercu. Niech jego poświęcenie nie pójdzie na marne, bazuj na nim w swoim przyszłym, lepszym życiu.

- Kim Ty jesteś aby mówić mi takie rzeczy! Nie masz najmniejszego prawa aby zwracać mi uwagę na "niedorzeczność" moich uczuć. Ja go kocham i nie zamierzam tego zmieniać tylko dlatego, że jakiś obcy mężczyzna śmie mi mówić jak ma wyglądać moja przyszłość!!! Nie zrezygnuję z niego!

- Jestem Twoim ojcem, będę mówił to co mi się podoba niezależnie od tego czy to szanujesz czy nie!!

Zrobiło mi się słabo, przecież to niemożliwe. Pożar, zabójcy w moim domu prawdopodobnie okłamująca mnie matka, rodzina, służba wszyscy zgodnie twierdzili, że go już dawno nie ma na tym świecie. To dla mnie za dużo.

- Co ty powiedziałeś?! Mój ojciec umarł dawno temu. To nie jest możliwe, nie jest...

- Wytłumaczę Ci to Saro. Potrzebuję tylko chwili. Ta historia może Ci się wydać wyjątkowo absurdalna i niemożliwa ale jest to jedyna prawdziwa historia opisująca Twoje dziedzictwo. Możesz być pewna, że już niedługo w nią uwierzysz.

Nie mam wyjścia, muszę go wysłuchać jedynym innym wyjściem, które mi zostało jest wyjście stąd ale to raczej nie poważne, przecież nikogo już nie uratuje.

- Kilkanaście lat temu udałem się na Twoją Planetę aby spełnić jeden z warunków do odziedziczenia korony, musiałem spędzić tu pięć lat żyjąc jak zwykły człowiek. Wtedy poznałem Twoją matkę a rok później urodziłaś się Ty. Bardzo Cię kochałem lecz moja Planeta była w stanie wojny dlatego nie mogłem z Wami zostać dłużej. Pożegnałem się z Tobą i Twoją matką obiecując, że kiedyś po Ciebie wrócę. I wróciłem. Trzynaście lat czekałem aż znowu zobaczę moją małą córeczkę.

- Jesteś świrem. Utknęłam w płonącym domu ze świrem czy naprawdę musiało to spotkać właśnie mnie!..

Chciałam znowu zacząć krzyczeć, powiedzieć co myślę o tak absurdalnej historyjce, najpewniej wymyślonej na poczekaniu ale w tej samej chwili rzucił w powietrze kulę, która otworzyła portal i cały świat skurczył się do mikroskopijnych rozmiarów. Zemdlałam.



NadziejaWhere stories live. Discover now