Prolog

29.9K 1.3K 150
                                    

Dawszy znać strażnikom niedbałym machnięciem ręki by ci ją przepuścili, gwałtownie weszła do ogromnej sali tronowej, ignorując kłaniających się jej służących i gwardzistów. Obdarzyła ich tylko swoim zobojętniałym spojrzeniem, by po sekundzie przemknąć nim po pomieszczeniu. Znajome ciemne ściany, bogato zdobione kolumny z czarnego marmuru, purpurowe dywany oraz złote żyrandole, które rzucały na pokój jasną poświatę. Wszystko wyglądało ponuro i odpychająco, a ogromny tron z kości górujący na podwyższeniu tym bardziej wzmacniał chęć ucieczki. Lecz tego dnia coś się zmieniło. Wyjątkowo siedzisko było puste.

Sabriela uniosła pytająco brew, skupiając się na postaciach stojących pod nim. Dwóch mężczyzn, jeden starszy, wyglądający na czterdziestkę, o widocznie wyższej pozycji społecznej oraz drugi, dwudziestolatek, ubrany w strój generała wojsk, zapalczywie nad czymś dyskutowali, w ogóle nie zwracając uwagi na przybycie dziewczyny. Ich podniesione głosy rozchodziły się echem po ogromnej komnacie, dając Sabrieli do zrozumienia, że coś się stało i nie bez powodu ojciec ją tu ściągnął. Coś się musiało stać, skoro towarzyszył mu tylko brat dziewczyny, a wszelka służba została wyproszona.

Powolnym, niespiesznym krokiem ruszyła do rozmawiających, a obcasy jej kozaków wreszcie ściągnęły uwagę mężczyzn. Ten młodszy zerknął na nią przelotnie, lecz zorientowawszy się, że to szła tylko jego siostra, przewrócił oczami i splótł ręce na piersi z widocznym niezadowoleniem na twarzy. Uniósł nieznacznie podbródek, przez co czarne jak heban włosy opadły na zmrużone gniewnie oczy i warknął do towarzysza, będącego ich ojcem.

- A ona tu po co? Mówiłem, że sobie poradzę. - przeszył Sabrielę wzrokiem, choć ta nic sobie z tego nie zrobiła.

- Spokojnie, dla niej mam inne zlecenie. - roześmiał się ten starszy i spojrzał na dziewczynę. - Szybko się stawiłaś.

- Nie miałam akurat nic do roboty. - lodowaty ton przybyłej przeszył ciężkie powietrze zalegające w pomieszczeniu niczym bicz. Sabriela przystanęła w końcu przed swym ojcem i bratem, chyląc przed nimi głowę w geście powitania. - O co chodzi?

- Słyszałaś może plotkę o pladze szaleństwa na Ziemi? - rozpoczął, jednocześnie posyłając naburmuszonemu synowi ganiące spojrzenie. Brunet tylko prychnął pod nosem, ponownie taksując dziewczynę złowrogo, lecz przesunął się krok w bok, odsuwając od starszego. - Dziś Roth upewnił nas tylko, że plotki o niej są prawdą. A ze względu na to, że jak widzisz sam ma już parę zleceń na głowie, ta sprawa trafia do ciebie.

- Przecież nie zakończyłam jeszcze poprzedniej misji. - zauważyła ze spokojem Sabriela, opierając prawą rękę na biodrze i przestąpiła z nogi na nogę. - I nie może się tym zająć ktoś inny?

- Ta misja ma na razie pozostać tajemnicą, a tylko wam na tyle ufam, by otwarcie o niej mówić. Ta plaga sieje chaos, a to tylko niekorzystnie wpływa na wzbierający bunt rebelii. Jeśli śmiertelnicy nadal będą popełniać samobójstwa, już wkrótce może dojść do zamieszek, a tego przecież nie chcemy. - wytłumaczył takim głosem, jakby to była oczywistość, po czym zerknął kątem oka na syna, z irytacją wpatrującego się w dziewczynę. Ta, nadal pozostając obojętna na zaczepki brata, wsłuchiwała się uważnie w ojca, analizując polecenie.

- Czyli mam się dostać na Ziemię i zlikwidować źródło plagi? - skinęła lekko głową, trąc w zamyśleniu czoło. - A skąd pewność, że to nasi mają z tym coś wspólnego?

- Bo zazwyczaj anioły nie bawią się w takie coś. - odezwał się szorstko Roth, posyłając jej znaczące spojrzenie. - Choć doszły mnie słuchy, że je także zaczęła niepokoić plaga.

- Anioły nie stanowią dla mnie problemu. - odparła ostro Sabriela, mierząc się spojrzeniami z brunetem, dopóki ich ojciec nie przerwał tej małej potyczki.

- Masz znaleźć demona odpowiedzialnego za plagę szaleństwa i doprowadzić go przed moje oblicze. Jasne? - polecił jej mężczyzna, nie oczekując nawet odpowiedzi od córki. - Zaczynasz już teraz.

Sabriela ponownie skinęła głową, po czym odwróciła się na pięcie, zwracając plecami do rodziny. Jej ojciec pstryknął palcami, a wtem zapłonął przed nią wysoki ogień o błękitnej barwie, tworzący na dywanie na pozór chaotyczny wzór, po chwili przedstawiający sporej wielkości odwrócony pentagram. Niebieskie płomienie rozświetliły blade oblicze Sabrieli, jak zwykle ukazujące zimną obojętność. Dziewczyna bez emocji podążyła w jego kierunku odprowadzana spojrzeniami brata i ojca. Bez strachu weszła w ogień, wiedząc, że ten i tak nic jej nie zrobi, a kiedy stanęła na środku gwiazdy i zerknęła przez ramię na mężczyzn, ci się lekko uśmiechnęli.

Ojciec dziewczyny ponownie pstryknął palcami, a błękitne płomienie wystrzeliły do góry i otoczyły Sabrielę, liżąc jej ramiona swymi chłodnymi mackami. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko, następnie uniosła głowę do góry i pozwoliła z lekko uchylonych ust wysunąć się pojedynczym słowom.

- Na Ziemię.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz