Rozdział 14

7.3K 637 9
                                    

- No przecież mówię, że idę! - zawołałam zirytowana i w końcu otworzyłam drzwi od domu, do których od dobrych pięciu minut ktoś się dobijał.

- No nareszcie! Ile można czekać? - przywitał mnie zniecierpliwiony As i włożywszy ręce do kieszeni spodni, zmierzył mnie uważnie swym palącym spojrzeniem, od którego przeszły mnie niepokojące dreszcze wzdłuż kręgosłupa. - Możemy już iść?

- Coś ty taki nerwowy? - parsknęłam śmiechem widząc zdenerwowanie Astriela, przestępującego z nogi na nogę. Zarzuciwszy kurtkę na wierzch, z ociąganiem wyszłam na mróz, przemykając jednocześnie wzrokiem po okolicy. Ciemno, ponuro, nieprzyjemnie. Typowy, jesienny wieczór. - Gdzie Lilianna?

- Została w aucie. - burknął pod nosem anioł i nie czekając na mnie, ruszył szybkim krokiem do samochodu. Wiedziałam, że to otaczająca całą moją posiadłość aura tak dawała mu się we znaki, lecz zdusiwszy w sobie chęć roześmiania się, podążyłam za chłopakiem.

W momencie gdy wsiadłam do ciepłego wozu, gdzie ciepły nawiew działał w najlepsze, od razu się rozluźniłam. Oparłam się wygodnie o siedzenie i wyprostowałam nogi na tyle, na ile pozwalała mi przestrzeń. Blondwłosa siostra Asa siedząca przede mną odwróciła się do mnie niechętnie kiedy brunet odpalił pojazd i coś tam do mnie powiedziała, lecz obrzuciwszy ją jednym, krótkim spojrzeniem błyszczących ostrzegawczo oczu, które ją uciszyło, zaczęłam ignorować towarzyszące mi istoty.

O dziwo, wyjątkowo nie byłam wściekła, zirytowana czy znudzona. Raczej... podekscytowana. Już nie mogłam się doczekać rytuału skażenia szponu na powrót mroczną energią. Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że, by wszystko poszło zgodnie z planem, wraz z Callysem i Heretem musieliśmy przybrać nasze prawdziwe, pełne formy demonów, a ja za swoją cholernie tęskniłam. Za mocą i jej potęgą, skrzydłami potrafiącymi wzbić mnie wysoko w przestworza, długimi pazurami będącymi moją naturalną bronią, ogólnie całym moim piekielnym jestestwem. Tylko jako demon byłam niepokonana, a moje obecne ciało w porównaniu z tamtym było niczym najkruchsza porcelana. Ledwo co dotkniesz a już się niszczy. Ale już niedługo miałam odzyskać to, co straciłam trzy lata wcześniej i co przebudziłam zaledwie tydzień temu. Odzyskać na stałe.

- Sabrielo? - zaniepokojony głos Asa przywołał mnie do porządku i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że na mojej twarzy malował się mój wszystkim dobrze znany drapieżny uśmiech. - Co ci łazi po głowie?

- Po prostu już wkrótce odzyskam pełnię sił. A wtedy... - urwałam, a z mojego gardła dobył się cichy chichot. Lilianna poruszyła się nerwowo patrząc na mnie z przerażeniem, za to jej brat zmrużył gniewnie oczy zerkając na mnie przez ramię. - Asie, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak potężna jest moja prawdziwa aura. Gdy wasze oślepiają mnie swoją czystością i blaskiem, tak moja przerazi was czernią i złem. Nie jestem aniołkiem i mam wiele grzechów na koncie. Nie zdziwcie się, jak w pierwszej chwili padniecie na kolana od ich ciężaru.

- Niemożliwe, żebyś była aż taka zła. - zaprzeczyła blondynka rzuciwszy okiem na Astriela, chcąc najwidoczniej znaleźć w nim poparcie. Jednak ku mojemu zadowoleniu, anioł zachował pokerową twarz. - Prawda?

- Lil, to córka Lucyfera. Oczywiście, że to możliwe. - przyznał po chwili wahania, wzdychając ciężko. Roześmiałam się głośno i splótłszy ręce na piersiach, posłałam anielicy wyzywające spojrzenie. - O jej zbrodniach wszyscy słyszeli. Jak mordowała bez mrugnięcia okiem, torturowała swoich wrogów, wykonywała każdy rozkaz ojca. Nie zdziwiłbym się, gdyby jej aura rzeczywiście była splamiona do granic możliwości.

W aucie zaległa ciężka, kłująca w uszy cisza. Wszyscy zamilkliśmy, nie wiedząc za bardzo jak zareagować na słowa srebrnookiego. Chłopak wbił swe spojrzenie w krętą drogę ciągnącą się przez las, jego siostra przyglądała mi się z trwogą i pewnie zastanawiała się czy nie zwiać czasem do Nieba i schować się za tatusiem, a ja próbowałam rozstrzygnąć dziwny spór wewnątrz mnie.

Z jednej strony schlebiały mi słowa Astriela. Z tego co powiedział wynikało, że na górze naprawdę miałam niezbyt dobrą reputację i szerzyłam wśród aniołów przerażenie. To dobrze. Dawało im to do zrozumienia, że jeśli to ja stawałam na drodze ptaszków, nie było wtedy żadnych szans na jakikolwiek ratunek. Gdy ich dopadałam, było to równoznaczne ze zbliżającym się końcem. Od zawsze doskonała, od zawsze niosąca śmierć. Żaden wróg nie był mi straszny. Cóż, taka była moja natura.

Lecz z drugiej strony, gdzieś w głębi serca poczułam nieprzyjemny ucisk. To nie tak, że słowa bruneta mnie zabolały. Ale świadomość, że gdziekolwiek szłam wszyscy odbierali plotki na mój temat jako zaledwie fałszywą pogłoskę i dopiero doświadczając na własnej skórze moich umiejętności potrafili we mnie uwierzyć, była... przybijająca. Co, dziewczyna nie mogła być niepokonana? Czemu to zawsze faceci musieli być tymi budzącymi grozę typkami? Czemu mnie lekceważono i...? Szlag by to, dobra, jednak zabolały mnie słowa anioła.

- Uznam to jako komplement. - odezwałam się wreszcie, choć na twarzy wciąż miałam moją maskę obojętności, którą potrafiłam ukrywać wszystkie emocje i uczucia. Ale w głowie myśli wciąż wirowały jak zwariowane. Co się ze mną działo? - Zatrzymaj się tu. - powiedziałam nagle.

Zdezorientowany Astriel zmarszczył brwi, lecz zjechał na chodnik i zahamował. Zgasiwszy silnik samochodu, odwrócił się ku mnie posyłając mi pytający wzrok, a ja tylko wzruszyłam ramionami.

- To tu? Przecież jesteśmy w jakichś slumsach. - zauważyła Lilianna, rozglądając się po okolicy. Jednak ja byłam pewna, że dojechaliśmy do celu. Wszędzie rozpoznałabym te rozwalone lampy na ulicach i ciemny zaułek, w którego głębi ukrywało się wejście do klubu.

- A czego się spodziewałaś? Wystawnej restauracji? - parsknęłam śmiechem i dawszy ptaszynom znać, wysiadłam z pojazdu.

Prawie natychmiast w twarz uderzył mnie ostry wiatr, niosący ze sobą nieprzyjemny chłód szczypiący w policzki. Zmrużyłam oczy, gdyż zaczęły mi łzawić i mocniej opatuliłam się kurtką, czekając aż reszta towarzystwa raczy ruszyć swoje tyłki z auta i do mnie dołączyć. W momencie kiedy ostatnia Lil wyszła na zewnątrz, zauważyłam jej odmienny strój.

No proszę, a jednak posłuchała rady demona i przestała brać przykład z dziwek. Dziewczyna nareszcie miała na sobie ciepły, beżowy płaszcz, a nie krótką kurteczkę, miniówkę zamieniła na jasne rurki, a na nogi zamiast szpilek wsunęła ciepłe kozaczki. Włosy upięła w wysokiego kucyka i odpuściła sobie z mocnym makijażem, przez co jej naturalne, anielskie piękno mogło swobodnie robić swoje.

Na ten widok uniosłam pytająco brew, ale powstrzymałam się od komentarza, czując pierwsze napływy fal gniewu spowodowane niską temperaturą. A ponieważ jak na razie byłam w dobrym humorze, nie chciałam tego zmieniać.

- Chodźcie. - rzuciłam tylko do Astriela i Lil, po czym sama szybkim krokiem wkroczyłam w ciemną uliczkę, nie patrząc nawet czy ktoś nas obserwował. Byle by jak najszybciej ukryć się przed przenikliwym wiatrem.

Żołnierz DoskonałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz