Śnieg był po prostu cudowny w tym roku. Hoseok przewracał się w nim, robił aniołki i nawet udało mu się ulepić dwa bałwanki, chociaż jeden rozsypał się zaraz po postawieniu.
Pomachał jeszcze raz do mamy, która martwiła się, że dresowe spodnie, które ma pod tymi narciarskimi, przemokną mu i dziecku będzie zimno. Malec się tym nie przejmował i wskoczył w wielką zaspę śnieżną, po czym z wrażenia pisnął wesoło. Oh, jak on uwielbiał takie zabawy.
Wychylił zza białego puchu głowę w czerwonej czapce i rozejrzał się dookoła.
Po ulicy szły dzieci z tornistrami na plecach. Większość była uśmiechnięta, cieszyła się na myśl o zimowych igraszkach. Niektóre już formowały śnieżki i wrzucały je kolegom za kurtki, co dla małego Junga wyglądało aż nazbyt świetnie i on sam nie mógł się doczekać, aż będzie mógł szaleć na podwórku z kolegami ze szkoły. W przedszkolu to nie było to samo, w końcu tam były same śliniące się dzieciaki. Szkoła, to dopiero było coś.
Na końcu tego sznurka wlókł się samotny chłopiec, ze złością rozkopujący każdą napotkaną kupkę śniegu. Co mu w tym wszystkim nie pasowało?
Widząc Hoseoka i jego mamę przystanął i ukłonił się grzecznie w kierunku kobiety.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, Yoongi - mama chłopca uśmiechnęła się serdecznie. - Jak ci minął dzień w szkole?
Małemu Hoseokowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Yoongi!
Wyskoczył z zaspy prosto na swojego kolegę i chociaż był od niego mniejszy to i tak siła rozpędu sprawiła, że starszy prawie nie spadł na swoje dżinsy. I tak ich nie lubił, bo nogawki były za długie i można było powiedzieć, że jak się za nim ciągnęły to wyglądały jak błoto, fuj.
- Co ty robisz? - fuknął Min i przeturlał się na bok, żeby wstać i wytrzepać ubranie. Nie miałby nic przeciwko, gdyby tak książki przypadkiem wypadły z jego plecaka prosto w mokrą breję. Wtedy nie musiałby odrabiać zadań domowych od tej głupiej pani. Myślała, że dzieci będą chciały mówić do niej noona lub eonnie, ale dla niego to była zwykła starucha. Miała przecież więcej niż dwadzieścia lat!
Jego przyjaciel tylko zaśmiał się w odpowiedzi, jednak starszy dalej miał paskudną minę i odwrócił głowę w bok.
- Zróbmy bitwę na śnieżki! - Jung wstał wreszcie, ślizgając się po udeptanym śniegu.
- Nie lubię śniegu.
Dla potwierdzenia swoich słów, odsunął się od wielkiej kupy tego wstrętnego zimnego, by przypadkiem w nim nie wylądować, jak Hobi wcześniej. Teraz nawet czapkę miał całą w śnieżynkach, a potem mu się roztopi i woda będzie spływać na buzię. Nie, mu nie pasowały takie rzeczy.
Mama chłopca wstała i otrzepała jego futrzany kaptur.
- Yoongi pewnie jest zmęczony, wiesz, że dopiero wraca ze szkoły - kucnęła przy synie, co wyglądało niebezpiecznie, bo miała wysokie buty, przypominające trochę łyżwy na drewnianym klocku. - Ciebie też to niedługo czeka.
Uśmiechnęła się przepraszająco do Mina i wstała, oceniając w jakim stanie jest Hoseok.
- A ty chyba zaraz dostaniesz przeziębienia, cały się przemoczyłeś - powiedziała surowo.
- Nie!
Malec pisnął płaczliwie i chciał uciekać, ale powierzchnia nie za bardzo mu do tego sprzyjała.
- Posłuchaj mamy - spojrzał zdziwiony na starszego przyjaciela. - Jak będziesz chory, nie będziesz mógł do mnie przychodzić i się ze mną bawić, bo nie chcę się zarazić.
Pani Jung uśmiechnęła się do niego z ulgą, gdy Hobi podał jej rączkę. Zwykle zaciągnięcie go na ciepłą herbatę z sokiem malinowym i przebranie w suche skarpety nie było takie proste.
Pożegnali się i poszli w inną stronę. Chociaż mieszkali niedaleko siebie, do domu Yoongi'ego krócej prowadziła inna droga.
Zanim jednak matka z dzieckiem zdążyli przekroczyć bramę placu zabaw, chłopiec uformował kulkę ze śniegu i tą ścieżką trafił prosto w ramię młodszego przyjaciela - w szkole mówili im, by nigdy nie celować w głowę!
Hoseok odwrócił się i zobaczył tylko Mina, z szerokim uśmiechem i czerwonymi policzkami, szybko biegnącego do domu.