Rozdział 2

3.1K 134 22
                                    

Danielle siedziała w swoich komnatach na starym, wyświechtanym fotelu, powoli sącząc zieloną herbatę z porcelanowej filiżanki. Dzień zbliżał się ku końcowi. Ostanie promienie słońca zalewały jej pokój jasnością, tworząc na podłodze i ścianach mozaikę cienia i światła. Przez otwarte okna napływał ciepły jesienny wiatr, robiąc harmider pomiędzy ciężkimi kotarami. Słońce powoli znikało za horyzontem.

Danielle czuła się spełniona. Pierwsze lekcje w swojej karierze nauczycielskiej minęły jej nad wyraz sprawnie i szybko. Została zaakceptowana przez profesorów i zyskała sympatię uczniów. W Hogwarcie była bezpieczna, nie musiała się ukrywać przed zwolennikami Czarnego Pana i odzyskała przyjaciela. Wszystko dotychczas szło dobrze, tylko jedno, dręczące pytanie powracało do niej nieustannie. Usilnie próbowała zepchnąć je na peryferie umysłu: jaka była cena za to wszystko?

Na pierwszych zajęciach przeprowadziła ogólną organizację, wyłożyła zasady bezpieczeństwa, a już na następnej lekcji z zaskoczenia zrobiła pierwszy czysto teoretyczny sprawdzian w tym roku. Uspokoiwszy przerażonych uczniów informacją o braku oceny za test, popłoch zniknął z ich oczu. Chciała jedynie wiedzieć, na jakim poziomie są młodzi adepci magii i na jaki stopień zaawansowania, szybkość przerabianego materiału i dodatkowe zagadnienia może sobie pozwolić.

Niestety, testy nie poszło tak różowo, jak myślała, ale nie miała się co temu zbytnio dziwić. Dwulicowy Quirrell został uśmiercony pod koniec roku, nie zdążając z przerobieniem całego materiału do końca. Gilderoy Lockhart był człowiekiem, którego ego wielkością przerastało Hagrida, co było niebywałym osiągiem, jeśli wziąć pod uwagę jego niekompetencję. Chorobliwy narcyzm mógł stanowić odpowiedź dla tej zagadki. Lupin był wilkołakiem w komitywie ze zbiegiem z Azkabanu, co było wystarczającym powodem dla Rady Nadzorczej, aby usunąć profesora z futerkowym problemem ze szkoły. Mimo to, był jednym z lepszych nauczycieli w ciągu tych nieszczęsnych sześciu lat. Pod Moody'ego podszywał się Śmierciożerca, który został ucałowany przez dementora jeszcze przed zakończeniem nauczania. Poza tym, wdrażał czarnomagiczne zaklęcia, co po dłuższym czasie z pewnością nie wyszłoby dzieciakom na dobre. Dolores Umbridge uczyła, co za wielkie słowo, jedynie teorii, całkowicie ignorując praktykę i wszystko, co było z nią związane. Kobieta niemająca podejścia do dzieci raczej nie powinna dyktować, jak one mają się zachowywać. Na szczęście, lub nieszczęście, jeśli spojrzeć z jej perspektywy, pod koniec roku porwały ją centaury. Następny w kolejce był Severus Snape, który siał takie samo przerażenie podczas nauczania Obrony przed Czarną Magią jak na Eliksirach, nauczanych w poprzednim roku przez Horacego Slughorna. Jednakże opieszałość starego Mistrza Eliksirów i widoczna niechęć do kontynowania kariery dydaktycznej zmusiły dyrektora Hogwartu do pożegnania się z przyjacielem, a Severusa Snape'a zdegradowania do poprzedniej roli nauczyciela Eliksirów. Teraz na scenę wkraczała Danielle Rawberth.

Biedne dzieciaki nigdy nie przerobiły całego materiału i stąd były ich ubytki w nauce.

Panna Rawberth zastanawiała się, co ją spotka, patrząc na kolorowe wydarzenia jej poprzedników, które zawsze działy się pod koniec roku szkolnego. Utopienie przez Wielką Kałamarnicę w Jeziorze? Upadek z Wieży Astronomicznej? A może porwanie przez eskadrę Śmierciożerców?

Czarownica wyciągnęła się w fotelu i zamknęła oczy. Ma przecież jeszcze dziewięć i pół miesiąca do totalnej katastrofy. Wypadałoby produktywnie spożytkować ten czas.

***

Danielle przemierzała w pośpiechu korytarz Hogwartu, zmierzając do Wielkiej Sali. Na jej ramieniu siedział stary puchacz, rozglądając się dookoła, chcąc zapamiętać jak najwięcej nowych miejsc, przedmiotów i ewentualnych punktów orientacyjnych. Nigdy wcześniej nie bywał w tym zamku, a był na tyle dumnym ptakiem, że gdyby się zgubił, sam chciałby odnaleźć drogę, nie wymagając od nikogo jakiejkolwiek pomocy. Na każdego mijanego ucznia złowrogo syczał, odganiając tym samym niechcianego delikwenta od swojej właścicielki na drugi koniec korytarza. Pod tym względem przypominał jej Severusa. Bronił tego, co swoje i nie pozwalał nieznajomym zbliżać się zbyt blisko, by nie naruszyli przestrzeni osobistej. Dbał o swój honor, często się puszył i obrażał o nic niewarte błahostki. Pod względem charakterów zgrali się idealnie.

Wielki powrót do Hogwartu | S. SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz