Ilość nowojorskich taksówek jest nie do zniesienia. Dołącza do tego także dźwięk klaksonów od których zdążyły mi napuchnąć uszy. Nic jednak nie mogło zmienić mojego zdania na temat, zapierającej dech w piersiach, panoramy Manhattanu widocznej z mojego pokoju hotelowego.
Próbowałam uspokoić oddech i odnaleźć w bałaganie szlafrok, aby choć trochę zakryć swoje nagie ciało. Mężczyzna leżący na wysokim, obitym ciemnym drewnem, łóżku cwaniacko się uśmiechał. Bawiło go to, że nie mogę znaleźć szlafroka. Wyświetlacz telefonu, leżącego na szafce nocnej, zaświecił, a po chwili usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Mężczyzna chwycił za telefon. Spojrzał na niego, zmarszczył czoło. Oczy mu pociemniały, a szczęka się zacisnęła. Przejechał kciukiem po ekranie, odbierając połączenie.
-Ward!
Przygryzłam wargę na dźwięk jego chrapliwego i stanowczego głosu, a moja wewnętrzna bogini znowu zaczęła szaleć i snuć nieprzyzwoite pomysły. Skupiłam się na sprzątaniu ubrań z podłogi. Nie zwracałam uwagi na rozmawiającego mężczyznę, który połowę swojego niezwykle gorącego ciała ukrył pod kremową pościelą. Jego włosy były nadal wilgotne po naszym porannym prysznicu. Na samo wspomnienie chwil spędzonych z Panem Wardem w kabinie prysznicowej, która dzięki swojemu rozmiarowi mogłaby pomieścić około 8 osób swobodnie poruszających się, przeszedł mnie niesamowicie przyjemny dreszcz. Uśmiech wstąpił na moja twarz, a policzki przybrały kolor purpury. Moje spojrzenie napotkało chłodne oczy Warda, które po spotkaniu z moimi od razu rozpalił ogień i żądza. Uśmiechnęłam się niewinnie, a po chwili spuściłam wzrok na swoje stopy. Ruszyłam do garderoby i wzięłam ołówkową spódnicę, lekko prześwitującą koszulę, pończochy i świeżą, jasną bieliznę. Poszłam do łazienki. Wpatrzona w podłogę, aby nie potknąć się o przedmioty, które mogłam pominąć przy sprzątaniu, minęłam dwa pokoje. Miałam już chwycić za gałkę od drzwi łazienkowych, ale nieskazitelne ciało mojego kochanka, który stał w stroju Adama, zagradzało mi drogę.
-Muszę się ubrać.
-Możesz to zrobić tutaj.
-Matt!
-Nie proszę cię o wiele.
Zrezygnowana podeszłam do łóżka na którym rozłożyłam ubrania. Rozwiązałam pasek, a poły szlafroka opadły delikatnie na ziemię. Wsunęłam na swoje biodra majtki. Matt uparł się aby założyć mi biustonosz. Zrobił to nadzwyczaj delikatnie. Usiadł na fotelu i przyglądał się każdemu centymetrowi mojego ciała. Położyłam prawą stopę na łóżku i powoli wsuwałam ciemną, kryjącą pończochę.
-Zrób to jeszcze raz!
Włożyłam dwa palce pod materiał pończochy i je ściągnęłam do kostki. Rozpoczęłam zakładanie od nowa. Przygryzłam leciutko wargę i spojrzałam na mojego wciąż nagiego, siedzącego wygodnie w fotelu, kochanka. Idealnie leżące, na moich nogach, pończochy, przykryłam spódnicą. Na ramiona narzuciłam prześwitującą koszulę, która miała podwinięte rękawy, zapięłam powoli małe guziczki, pozostawiając trzy od góry niezapięte. Ward wstał z fotela. Zwinnym ruchem podszedł do mnie. Chwycił moje nadgarstki i przyciągnął do siebie. Jego nagie ciało przylgnęło do mojego.
-Nie mogłabyś zostać?
-Matt, umówiłam się.
-To przełóż to spotkanie.
-Już raz to zrobiłam.
-To twoja koleżanka, powinna zrozumieć.
Spojrzał w dół na swojego nabrzmiałego penisa i docisnął jeszcze mocniej biodra do moich . Musnęłam ustami chłodny policzek Matt’a. Dłonią odgarnęłam jego wilgotne włosy z czoła.