Rozdział 4

132 7 4
                                    

 Zaraz po tym, gdy wróciłam do domu, po porannym bieganiu, weszłam do pustej kuchni. Na stole leżały dwa tosty, dżem oraz kawa. Obok dostrzegłam również małą karteczkę z wiadomością, jak się domyślałam od mojej mamy. 

Jennifer, musiałam wcześniej dziś wyjechać do pracy. Idź do szkoły na nogach. 

Mama. 

 Nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Znacznie bardziej wolałam jeździć z mamą lub też z ojcem, aby nie musieć pokonywać tak długiego dystansu dzielącego mój dom od szkoły. Oczywiście miałam już prawo jazdy, niestety jednak dla mojego bezpieczeństwa, rodzicie rzadko kiedy udostępniali mi auto. Ich zachowanie można nazwać zupełną głupotą, bo przecież nie zdałam go przez piękne oczy czy też samo rozpoznawanie znaków drogowych. Byłam dobrym kierowcą, ale kiedy zaczynałam tłumaczyć to mojemu ojcu od razu zaczynał na mnie krzyczeć i wytykać mi lekkomyślność. Kiedy oni w końcu zrozumieją, że mam osiemnaście lat, a nie pięć? 

 Wyjęłam telefon z kieszeni, zaraz po tym, gdy zjadłam śniadanie i szybko się przebrałam. Tessa jednak nie odbierała, a miałam nadzieję, że po mnie podjedzie. Zostało mi więc udanie się pieszo. Wspaniale.

 Droga bardzo mi się dłużyła, a moje weekendowe niewyspanie dawało o sobie znaki. Na szczęście wielkimi krokami zbliżało się lato, więc pogoda była bardzo ładna. Chociaż ona nie była wtedy przeciwko mnie. 

 Gdy udałam się na podwórko szkolne, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciółki. Powinna być tutaj już pięć minut temu i czekać na mnie. Każdego dnia spotykałyśmy się przed szkołą równo 7:45. Odblokowałam telefon, chcąc sprawdzić czy nie mam od niej żadnych wiadomości, ale moja skrzynka była pusta. Napisałam więc do niej krótkiego SMS-a:

Gdzie jesteś? 

Wiadomość przyszła niemal natychmiastowo. 

Od: Harry

Aktualnie w swoim łóżku, słońce. Czyżbyś chciała dołączyć? 

Nie, nie, nie! Tylko nie to! Cholera, jak mogłam pomylić numery?! 

Do: Harry

Przepraszam, to pomyłka.

Moje ręce drżały ze zdenerwowania, kiedy wypisywałam odpowiedź. Aż podskoczyłam z zaskoczenia, gdy usłyszałam szkolny dzwonek. Najszybciej jak potrafiłam schowałam do kieszeni telefon i udałam się na lekcje matematyki. Na szczęście zdążyłam dotrzeć pod salę, zanim wszyscy uczniowie weszli. Zajęłam miejsce pod ścianą i wypakowałam podręczniki. 

- Dzień dobry! - mężczyzna przywitał się z nami i zaczął pisać na tablicy dzisiejszy temat lekcji. 

 Właśnie otworzyłam zeszyt, gdy mój telefon zawirował. Z zaskoczenia uderzyłam kolanem w ławkę, robiąc przy tym huk i ściągając na siebie spojrzenia prawie całej klasy. Postanowiłam to jednak ignorować i jak najostrożniej potrafiłam przeczytałam SMS-a.

Od: Harry

Przypadki nie istnieją, skarbie

Prychnęłam pod nosem na jego beznadziejny tekst. 

Gdybym tylko wiedziała, że miał rację

Come and Stay forever /H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz