Rozdział 5

49 7 3
                                    

   Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Ostatnie tygodnie spędziłam praktycznie jedynie w domu siedząc przy książkach. Bardzo zależało mi na dobrych ocenach na koniec roku. Chciałam być dobra. Nawet najlepsza.

   Odrabiałam właśnie pracę domową z biologi, gdy Tessa wciąż nie dawała mi spokoju, wysyłając sms-y. Miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę. Czy ona naprawdę nie rozumie słów "jestem zajęta"?! Starałam się to ignorować, aż do czasu, gdy zaczęła dzwonić. Ze złością nacisnęłam zieloną słuchawkę.

   - Tessa, jestem zajęta! Co chcesz? 

   Z jej telefonu dochodził okropny hałas. Słychać była głośną muzykę, krzyczących ludzi... 

   - Musisz po mnie przyjechać! - krzyknęła. 

  Szybkim ruchem odsunęłam telefon od ucha na bezpieczną odległość. Była pijana. 

   - Oczywiście, powiem tylko rodzicom. Na pewno mi pozwolą - zakpiłam.

   - Jenny, przecież wiesz, że cię kocham! Nie wiem jak trafić do domu! Ja bym to dla ciebie zrobiła! - to co mówiła nie było w porządku. Dobrze wiedziała w jakiej sytuacji się znajduję.

   Zrobiło mi się głupio. Oczywiście, że wiedziałam iż by po mnie przyjechała. Że by przeszła pół świata gdybym ją o to poprosiła. Ale ja nie mogłam. Ani nie byłam na tyle odważna by łamać zasady panujące w moim domu, ani nawet nie potrafiłam tego zrobić. Za bardzo się bałam. Może i była to oznaka tchórzostwa. Ale na tamten moment wolałam żyć jako tchórz, niż pozwolić na to aby mój cały świat się załamał. 

   - Jesteś tam?! - jej słowa otrząsnęły mnie z transu. 

   - Tak, jestem - odparłam cicho.

   - Jestem w tym klubie niedaleko lasu! Błagam przyjedź tu! Potrzebuję cię! - rozłączyła się.

   Jej słowa zmiękczały mi serce. Niemal zeskoczyłam z łóżka. Chodziłam w kółko po pokoju, trzymając się za głowę. Co zrobić? Co zrobić? Chciałam jej pomóc. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką. W końcu nie chciałam by stało się jej coś złego. Ale z drugiej strony nie mogłam. Ani nie mogłam wyjść o tej porze z domu, ani nie miałam skąd wziąć samochodu. Cholera, jakim cudem Tessa mam po ciebie przyjechać? Jedyne co mogę najwyżej wziąć to rower, ale wątpię, że o taką podwózkę ci chodziło. Nie no może zwinę komuś jakiś wóz po drodze - zaczęłam mówić sama do siebie - Ach tak, to cudowny pomysł! - wyrzuciłam ręce ku górze. 

   Nie zastanawiając się już dłużej, zaczęłam wyjmować z szafy jeansy, pierwszy lepszy sweter i kurtkę. Wiedziałam, że rodzice jeszcze nie zasnęli, więc wyjście z domu przez drzwi frontowe było niemożliwe. Otworzyłam okno, wpuszczając tym zimny powiem wiatru. Tess, będziesz mi winna wielką przysługę - wyszeptałam, przekładając swoje nogi na parapet. Jakie szczęście, że miałam pokój nad niewielkim daszkiem. Jakie szczęście, że mam lęk wysokości! 

   Nie miałam zbyt wiele czasu na zastanowienie się, jak dostać się na miejsce. Postanowiłam więc, by nogi same mnie poniosły. Szłam w środku nocy, pustymi ciemnymi ulicami, zupełnie sama. Mówiąc, że się bałam to za mało. W głowie wciąż powtarzałam "to dla Tessy, to dla Tessy." Gdy tylko usłyszałam jakiś hałas, od razu miałam ochotę odwrócić się i zacząć biec w stronę domu. Ale nie mogłam tego zrobić. Przede wszystkim dlatego, że już zrobiłam ogromny krok i przełamałam się by "uciec" oraz Tess na mnie liczy. 

   Droga zajęła mi trochę czasu. I tak znacznie mniej niż kiedykolwiek, ponieważ niemal biegłam. Gdy tylko zbliżałam się do miejsca coraz bardziej, dźwięk pogłębiał się, a krzyki pijanych ludzi stawały się coraz głośniejsze. Przeszedł mnie dreszcz, gdy stanęłam przed budynkiem. Na trawniku leżały porozrzucane butelki, śmieci. Ludzie niemal turlali się po ziemi. W tamtym momencie już naprawdę chciałam wziąć nogi zapas. 

   Wyjęłam telefon by zadzwonić do przyjaciółki. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. W duchu modliłam się aby odebrała. Teraz potrzebowałam jej tak bardzo jak ona mnie wcześniej. Nagle wyobraziłam sobie tysiąc czarnych scenariuszy. A co jeśli coś jej się stało? Co jeśli ktoś ją porwał?! Boże, co jeśli ktoś ją zgwałcił?! ZABIŁ?! 

   Zaczęłam podchodzić w stronę nieznajomych mi ludzi. Nagle wszystko stało się dla mnie zupełnie obojętne, liczyła się tylko Tessa.

   - Cześć! Widzieliście może Tesse? To wysoka blondynka o długi włosach! - starałam się mówić tak, aby mnie usłyszeli. 

   Wyglądali jakby chcieli mnie jak najszybciej zbyć. Pokiwali głowami przecząco, po czym od razu wrócili do swojej wcześniejszej rozmowy.

   Rozglądałam się dookoła, starając dostrzec się gdzieś moją przyjaciółkę. Musi gdzieś tu być. M U S I! Nie zastanawiając się długo weszłam do klubu. Od razu uderzył mnie smród papierosów, alkoholu, zmieszanych perfum i okropnego potu. Ludzi było tak dużo, że ledwo się między nimi przeciskałam. Nagle zaczęłam przeklinać swój mały wzrost. Nic nie mogłam dostrzec, stając nawet na palcach. Szukanie jej tutaj jest jak szukanie igły w stogu siana - niemożliwe. Już chciałam wychodzić na zewnątrz, gdy ktoś złapał mnie od tyłu ciągnąc. Wypuściłam z siebie głośny pisk. Mimo wszystko nikt nie zauważył mojego przerażenia. Jakim cudem pośród tak wielu ludzi, nie mogłam liczyć na żadną pomoc?! Nagle poczułam narastającą w sobie adrenalinę. Z całej siły jaką miałam, nadepnełam napastnikowi na stopę, po czym kopnęłam go w krocze, puszczając się pędem w stronę wyjścia. Gdy tylko udała mi się wyjść na zewnątrz odetchnęłam z ulgą. Niestety nie na długo. Mężczyzna, który wcześniej mnie zaatakował, wybiegł za mną. Miał okropny grymas na twarzy. Był wściekły. Szukał mnie wzrokiem po podwórku, jakby polował na jakieś zwierzę. W końcu mnie dojrzał. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Przełknęłam głośno ślinę, odwracając się i biegnąc prosto przed siebie. 

   - Czekaj, maleńka! - krzyczał za mną - Mi nie uciekniesz!

   Mój żołądek fikał mi koziołki ze zdenerwowania. Wiedziałam, że nie dam rady przed nim uciec. Opadałam już z sił, kiedy nagle na kogoś wpadłam, powalając siebie i tą drugą osobę. Czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie miałam już żadnych szans. Nawet nie patrzyłam, kogo przewróciłam, tylko jak najszybciej wstałam z miejsca. I wtedy zostałam złapana za ramię. Mimowolnie odwrócono mnie w przeciwną stronę.

   H A R R Y ! 

   Stał przede mną w zupełnym szoku. Chodź jego twarz była kamienna, widziałam zdziwienie w jego oczach. Patrzyłam mu prosto w zielone tęczówki, czując się jakby czas nagle się zatrzymał. Przeszedł mnie dreszcz. Nigdy w życiu nie poczułam się podobnie. Nie umiałam tego nazwać. To było zupełnie dziwne.

   - Tu jesteś! - wróciłam do rzeczywistości - Chodź! -  poczułam jak zaczął wyszarpywać mnie z ręki chłopaka. 

   W moich oczach pojawiło się błaganie. Chciałam by mi pomógł. Nie musiałam długo czekać by cokolwiek zrobił. Zamachnął się, po czym przyłożył mężczyźnie w twarz. Zrobił to z zaskoczenia i z ogromną siłą. Widziałam jak facet traci równowagę i kładzie się na ziemi. Nie odpuszczał tak łatwo. Powoli wstawał. Widziałam jak sięga po coś do kieszeni, po czym kieruje w stronę Harry'ego nóż. Zamknęłam oczy. Już po nim! Już po nas!

   Stałam tak chwilę, czekając na jakieś krzyki ale nic nie słyszałam. Najwolniej jak potrafiłam zaczęłam unosić powieki ku kurze. 

   - Kurwa - powiedziałam. 

   Harry stał nad mężczyzną z pistoletem w dłoni! Z  P I S T O L E T E M ! 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 30, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Come and Stay forever /H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz