Kolejne minuty w szkolnej ławce dłużyły się coraz bardziej. Nad tablicą wisiał plakat, z którego poczciwa i lekko zwariowana twarz Alberta Einsteina spoglądała na klasę. Bianka zastanawiała się, kto umieścił znanego fizyka w klasie od języka polskiego. Jednak ten jeden przypadkowy uśmiech potrafił poprawić samopoczucie i dodać otuchy. Zwłaszcza gdy pani M. spoglądała w dziennik szukając ofiary do odczytania zadania domowego. Serce Bianki zaczęło bić mocniej. Nie cierpi ona niczego, co wiąże się z jakąkolwiek aktywnością na lekcji. Woli siedzieć cichutko z tyłu klasy i słuchać, jak pani opowiada o nietypowym romansie Tadeusza i Telimeny.
- Filip! Do odpowiedzi! - ryknęła nauczycielka, a chłopak mruknął pod nosem: "dlaczego ja".
Bianka mogła już odetchnąć z ulgą. Zwróciła twarz w stronę okna i zatopiła się w swoich myślach.
Jej wzrok przykuł pewien facet siedzący na ławce przed szkołą. Wyglądał na studenta. Bianka miała wrażenie, że już go wcześniej widziała. Młodzieniec opierał się nonszalancko i spoglądał na drzwi szkoły. Chyba na kogoś czekał. I chyba się nudził, bo po chwili wyjął ze swojej torby marker i zaczął coś bazgrolić na oparciu ławki. Gdy skończył, uśmiechnął się do siebie, spoglądając na swoje dzieło. I nagle przeniósł wzrok na okno, w którym siedziała Bianka. Uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy, jakby został przyłapany. Ale zaraz po tym mrugnął do dziewczyny i przycisnął palec do ust. Bianka zarumieniła się i spuściła wzrok. Odwróciła głowę z powrotem w stronę klasy. To ona czuła się przyłapana.- Co robisz w weekend? - spytała Sandra, przyjaciółka Bianki.
Obie stały na korytarzu i grzebały w swoich szkolnych szafkach.
- Pewnie to co zawsze. Będę siedzieć w domu i oglądać seriale.
- Ah, Bianka! Mogłabyś w końcu zaszaleć. Wyjść do ludzi. W sobotę jest impreza u Klaudii. Myślałam, że ze mną pójdziesz...
- Wiesz... auć! - gruby podręcznik spadł na rękę Bianki, gdy ta chciała wyjąć zeszyt od biologii - Muszę tu w końcu zrobić porządek!
- Nie zmieniaj tematu. Zresztą i tak wiemy, że nie posprzątasz tu przynajmniej do końca semestru. Jesteś straszną bałaganiarą.
- Wiem, wiem... Ale nawet jakbym chciała, to nie mogę pójść z tobą na tą imprezę.
Sandra uniosła brwi. Według Bianki wygląda zabawnie kiedy tak robi, ale zawsze stara się powstrzymać śmiech na ten widok.
- Moi rodzice wyjeżdżają na cały weekend i muszę się opiekować Dropsem.
- Ah, no tak, ten twój Dropsik - odparła Sandra - No, ale skoro będziesz mieć wolną chatę, to szykuj się na babski wieczorek!
- Kupię popcorn - powiedziała z uśmiechem Bianka - A jak dziś wracasz? Idziesz ze mną na przystanek?
- Kuzyn miał po mnie przyjechać. Ostatnio mieszka u nas.
Bianka spojrzała na nią pytająco.
- Dziewczyna go rzuciła. Mieli wspólne mieszkanie. Mówił, że posiedzi u nas póki nie znajdzie sobie nowego.
- Rany... - rzuciła Bianka - Współczuję.
- No wiem - odparła beznamiętnie Sandra - Ale nie widać po nim, żeby się tym przejmował. Dalej jest takim samym dziwakiem jakim był. Pamiętasz, go? Piotrek, był raz na moich urodzinach...
- Hmmm... Nie mogę sobie przypomnieć - Bianka przewijała w myślach wszystkie imprezy urodzinowe Sandry. Co roku roiło się na nich od krewnych i znajomych, więc trudno było skojarzyć kogoś, kto był na nich tylko raz.
- O, i jak chcesz, to ciebie też podwieziemy. Nie będziesz przecież sama drałować na przystanek - dodała Sandra.
- Ok.
Dziewczyny trzasnęły drzwiczkami od szafek i skierowały się do wyjścia. Przeciskając się przez tłum uczniów, Bianka podążała za Sandrą, starając się długi warkocz przyjaciółki nie zniknął z jej pola widzenia.
Wychodząc na szkolny skwer, Sandra machnęła ręką.
- O, tam siedzi - powiedziała.
Bianka spojrzała w miejsce, które jej wskazała. Serce podskoczyło jej do gardła. Ciemnowłosy chłopak podniósł się z ławki i skierował się w ich stronę.
I wtedy sobie przypomniała. W tle leciała piosenka Maroon 5 - She Will Be Loved. Bianka kiedyś ją uwielbiała. Kołysała się, nucąc cicho słowa refrenu i popijając truskawkowy poncz. Stała na uboczu, chowając się z dala od parkietu. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Prawie nikt. Nagle spostrzegła, że przypatruje jej się pewien przystojniak. Jego ciemnobrązowe, prawie czarne oczy przeszywały ją na wylot. Miał delikatnie zakrzywiony uśmiech. "O, nie" - pomyślała Bianka - "Pewnie się ze mnie nabija". Ze stresu zrobiło jej się gorąco. Chciała przejść niepostrzeżenie na drugą stronę pokoju. Ruszyła jednak zbyt raptownie, noga poślizgnęła się na gładkich panelach i BACH! Bianka wylądowała na tyłku, a góra sukienki ociekała ponczem.
- Hej, nic ci się nie stało? - przystojniak podszedł i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nie mógł opanować lekkiego śmiechu.
Bianka wydukała tylko jakieś "nnmmwyymy" i spojrzała na swoją sukienkę. Przez wilgotny materiał prześwitywał jej różowy stanik w pandy. On też to zauważył.
Bianka wstała bez jego pomocy i wybiegła z pokoju, by jak najszybciej zniknąć mu z oczu. Resztę imprezy spędziła chowając się w pokoju Sandry.
- Cześć, jestem Piotrek - ten sam chłopak znów wyciągnął dłoń w stronę Bianki - Mam nadzieję, że nikomu nie powiesz, o tym co widziałaś...