1.

41 2 0
                                    

  Z oburzeniem pucowałam szafkę w akompaniamencie jęków jakiejś blondyny z drugiego pokoju. Zdecydowanie praca u pana Salvatore miała takie minusy, że codziennie musiałam słuchać rożnego rodzaju krzyków, jęków czy innych zwierzęcych ryków godowych. Poważnie, czasami zastanawiałam się czy przyjechałam sprzątać czy zajechałam na rykowisko jeleni.

- Ale Damon! Ja nie zdążyłam dojść! - piszczała przesłodzonym głosem blondyna na co parsknęłam w duchu. Spojrzałam kątem oka jak wybiega z sypialni w samym sweterku i nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Najważniejsze, że ja to zrobiłem. - usłyszałam basowe warknięcie. Blondynka otworzyła szeroko oczy i przysięgam, że mogłam zauważyć majaczące się w nich łzy.

- Ale Damon!

- Dla ciebie pan Salvatore, żegnam dziewczynko. - powiedział poważnie, a blondynka szlochając wybiegła z mieszkania gubiąc po drodze różowe stringi, które oczywiście ja będę musiała podnieść.

- Naucz tych swoich koleżanek, żeby nie zostawiały bielizny w twoim domu jak na pralni, co? - mruknęłam do Damona, a ten tylko zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem i wrócił do sypialni zatrzaskując drzwi.

Ktoś ma zły humorek!

Westchnęłam przeciągle i zaczęłam zamiatać korytarz drugiego piętra, który był tak długi jak prawdopodobnie całe moje mieszkanie. Zapukałam do sypialni mężczyzny i nie czekając na odpowiedź weszłam do środka ciągnąc za sobą cały sprzęt do sprzątania.

Zamoczyłam szmatkę w wodzie z mydłem i zaczęłam przecierać szafki patrząc kątem oka na Damona, który stał przy oknie bez koszulki ze spuszczoną głową.

- Ciężki dzień? - spytałam, a ten potrząsnął głową i z impetem obrócił się w moją stronę. Na jego twarzy była wypisana wściekłość i podejrzewam, że normalna osoba by się go bała, jednak ja byłam już zbyt przyzwyczajona.

- Mogłem nie zapraszać tu tej blondynki. - powiedział ze zrezygnowaną miną, a ja parsknęłam na cały pokój.

- Mogłeś. Teraz mam jedno schylenie po stringi więcej. Kompletnie nie dbasz o moje plecy, uważaj, bo się zwolnię. - zaśmiałam się chcąc rozładować atmosferę, jednak Damon tylko spojrzał na mnie błękitnymi tęczówkami i westchnął.

- Nie zwalniaj się, Rose. Nie znajdę drugiej takiej sprzątaczki, która nie będzie się mnie bała i nie zesra się w gacie jak do niej podejdę. - mruknął, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko i zaczęłam zamiatać podłogę wokół łóżka. W większości miejsc leżały powyrywane włosy blondynki, więc wolałam nie pytać co się tu działo.

- Dziękuje za docenienie. - powiedziałam, a on uniósł lewy kącik ust i wstał z łóżka. - Nie mam zamiaru się zwalniać, dopóki ty mnie nie zwolnisz. Podoba mi się tu.

- Wiesz, myślałem nad jedną rzeczą... - zaczął, a moja brew wystrzeliła w górę. Oparłam się o szafkę i ponagliłam go ruchem dłoni, aby kończył.  - Chciałbym, abyś miała tu własny pokój. Sprzedaj swoje mieszkanie i zamieszkaj tutaj, będziesz miała więcej pieniędzy i łatwiejszy dojazd na studia. Mieszkanie w jakiejś wsi za Londynem nie jest fajne.

- A haczyk jest taki, że masz zamiar sprowadzać  tu coraz więcej kobiet, o najróżniejszych porach dnia i nie chce ci się żyć na jedzeniu z knajpek więc grzecznie poprosisz mnie o gotowanie ci, mam racje? - spytałam wzdychając, a Damon zmarszczył śmiesznie twarz i powoli pokiwał głową. - Chyba jestem święta. Przemyślę to.

- Dziękuje, Rosie kochanie. - powiedział, a ja pokręciłam zrezygnowana głową i zabrałam się za czyszczenie dalszej części sypialni.

Tydzień później

Obudziłam się w dużym, wygodnym łóżku czując się pierwszy raz całkowicie wypoczęta. Jednak zgodzenie się na propozycję Damona było dobrą rzeczą. Mam o połowę krótszą drogę na studia, wygodniejszy pokój i większe zarobki. Zauważyłam też, że Damon jest o wiele spokojniejszy, niż jak musiał jeść w biegu. Teraz ma więcej czasu na wszystko przez co jest bardziej wyluzowany i nie zaprasza tylu dziewczyn do domu. A to plus.

Podniosłam się z łóżka i ledwo widząc na oczy wymacałam drzwi do łazienki. Weszłam do środka, związałam włosy i przemyłam twarz lodowatą wodą. Chwyciłam moje kosmetyki i zrobiłam ładny makijaż, następnie przeczesałam brązowe włosy szczotką i założyłam wygodne ubrania składające się z czarnych legginsów, czarnej bluzki z długim rękawem i sportowych butów.

Wyszłam z łazienki i od razu zbiegłam schodami do kuchni, aby przygotować Damonowi śniadanie. Zrobiłam mu sałatkę z fetą i pomidorami, a do picia wyciskany sok z marchwi i jabłka.

Sama zrobiłam sobie jogurt z płatkami i zaczęłam jeść opierając się o szafkę. W pewnym momencie usłyszałam kroki na korytarzu drugiego piętra. Uwaga, schodzi dziki człowiek.

Spojrzałam kątem oka jak Damon bez koszulki, z mokrymi włosami schodzi na dół. Mimo wszystko nie dziwiłam się, że kobiety dosłownie legły mu do stóp. Wyglądał jak bóg.

- Dzień dobry. - powiedział do mnie niskim głosem, a ja skinęłam do niego głową i przełknęłam jogurt.

- Cześć, śniadanie na stole. - wskazałam ręką na stół a ten uśmiechnął się, podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.

Ochujchodzi

- Uwielbiam cię za te śniadania. - mruknął i usiadł przy stole zaczynając z apetytem jeść sałatkę.

Coś jest nadzwyczajnie miły.

- Damon? Dlaczego zachowujesz się jakbyś właśnie dostał dwa nowe auta? - spytałam stając przed nim i uniosłam brew do góry. Ten przerwał jedzenie i spojrzał na mnie lodowymi tęczówkami.

- Bo w końcu czuje się spokojny. W firmie nie ma problemów, ja jem za darmo jak w najlepszej restauracji, wysypiam się. Mówię ci, jest świetnie teraz. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się i poklepałam go po ramieniu.

- Cieszę się. Mam nadzieje, że przez twój wewnętrzny spokój nie będę musiała znosić codziennie jęków tych twoich dziewczyn.

- Uważaj, bo zaraz będziesz słyszeć swoje własne. - mruknął, a ja zatrzymałam wszystkie swoje ruchy i przełknęłam ślinę.

- Jedyny moment, w którym mogę ci zajęczeć to taki, gdy się zbyt zmęczę podnoszeniem stringów. - parsknęłam, a Damon prychnął i wstał od stołu.

- Dziękuje za pyszne jedzenie, Rosaleene. - powiedział niskim głosem i zaczął się wspinać schodami do góry.

A to popieprzony człowiek.

Mr. SalvatoreWhere stories live. Discover now