Rozdział I

61 5 16
                                    

- Kurwa znowu muszę iść do tej zasranej szkoły mam tego dosyć – powiedziałem sobie w głowie, po czym usiadłem na ławce. Był piękny i barwny, a także ciepły dzień. Jednak nie dla mnie. Ja musiałem iść do szkoły, w której by mnie znowu bito i poniżano. Mimo wszystko jednak tam codziennie chodziłem, a po drodze zawsze zadawałem sobie pytanie, po co ja tam chodzę? Każdy dzień wyglądał dla mnie tak samo. Nie było dnia, w którym spotkałem się z kolegami, bo ich po prostu nie miałem. Nienawidziłem swojego życia. Nic zresztą chyba w tym dziwnego. Kto lubi być bitym, poniżanym i ogólnie nikim dla innych. Chyba nikt... Z dnia na dzień traciłem nadzieję na lepsze jutro, mimo to psycholodzy i rodzice ciągle pierdolili mi, że będzie lepiej. Jak ma być kurwa lepiej jak nikt nie mówi głośno o tym co się dzieje w szkole. Jedynie, co mówią głośno to to, że jakiś debil zdobył pierwsze miejsce na zawodach, albo tworzą prowizorycznie dobrą szkołę, która przeciwdziała znęcaniu się nad słabszymi. Ta kurwa, a jak dochodzi do znęcania się to wszyscy nagle oślepli i udają, że nic nie widzą. Wydaje mi się, że to życie musi już być takie i nikt mi nie pomoże. Wstałem z ławki, dalej jednak rozmyślałem nad sensem życia. Przez głowę przechodziły mi teraz różne myśli. Nawet te samobójcze, od których starałem się uciekać. Wreszcie doszedłem do tej namiastki, którą nazywamy szkołą. Przy wejściu rutynowo czekali na mnie Max i Luke, którzy pewnie chcieli mi jak zawsze wpierdolić i zabrać jedzenie, a przy okazji pośmieją się pewnie z mojej matki. Kurwa ile razy można słuchać tych samych obelg. Już nawet nie reaguje na nie. Przestały mnie one po prostu ruszać. Teraz czuję się jak śmieć przez cały czas. Na każdym rogu mówi mi się, że jestem nikim i nic w życiu nie osiągnę. No dobra. Wziąłem się w garść i poszedłem przed siebie w stronę moich oprawców. Luke złapał mnie za kołnierz i rzucił mną o ścianę szkoły.

- No, co kurwo?! Bój się masz rację. Dawaj hajs, bo jak nie to cię zajebie! – wykrzyknął Luke.

Nie do końca rozumiem, co się wtedy wydarzyło, ale wstałem i po raz pierwszy się im postawiłem.

- Wypierdalajcie! Nie macie co kurwa ze sobą zrobić?! – powiedziałem to, po czym zrozumiałem, co właśnie zrobiłem.

Max podszedł do mnie i bez zawahania uderzył mnie w brzuch. Poczułem się wtedy okropnie. Nagle zrozumiałem, że jestem nikim i nie powinienem żyć na tym świecie. Przez te kilka sekund zaczęło mi się wydawać, że urodziłem się przypadkiem i powinienem jak najszybciej zlikwidować się z tego świata.

- Coś ty powiedział?! Twoja matka pewnie dupy daje, żebyś miał, co jeść a ty tak się do nas odzywasz?? Nie będzie z ciebie zadowolona – wykrzyknął mi prosto w twarz Max.

- A twój brat pewnie cię dzisiaj znowu w nocy, jak spałeś, przeleciał, a teraz zapewne rucha się ze starymi i obleśnymi facetami za hajs – dopowiedział Luke.

Wtedy coś we mnie pękło. Pierwszy raz Luke albo Max, albo ktokolwiek inny obraził taką obelgą mojego brata. Pierwszy raz słyszałem ten tekst i zabolał mnie dwa razy mocniej niż inne wyzwiska. Nikomu nie życzę tego uczucia, bo jest ono po prostu okropne i bardzo, ale to bardzo bolesne. Nagle zrobiłem coś tak niestandardowego, że sam się dziwiłem. Z całej siły uderzyłem Luka, który przewrócił się na ziemię, a ja skoczyłem na niego i napierdalałem go z całej siły po twarzy. Krzycząc pytałem się go, czy mu jest miło jak dostaje po ryju. Chyba dałem upust wszystkim negatywnym emocją, jakich dotychczas doznałem od całego świata. Upust moich emocji nie trwał zbyt długo gdyż zjawili się nauczyciele, którzy nas, a raczej mnie, rozdzielili. Jakby to mogło być inaczej. To przecież ja za wszystko dostałem opierdol i cała wina spadła na mnie. Kurwa! Jeszcze bardziej wydawało mi się, że nie powinno mnie być na tym świecie. Niestety jednak jestem na nim, za co wtedy bardzo żałowałem. Moje żale jednak nie wystarczały trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce i zakończyć ten marny żywot. Dyrektor wezwał moich rodziców do szkoły, którzy po jakiś 20 minutach od telefonu dyrektora przyjechali do szkoły. Tata zaczął od razu na mnie krzyczeć. Jak zawsze. Żadna mi już nowość, że ktoś na mnie krzyczy. Chociaż nie pokazał szczytu swoich umiejętność. Potrafił bowiem nawet mnie skopać do nieprzytomności. Niestety rodziny się nie wybiera. Mama jak zawsze próbowała uspokoić ojca, ale i w jej stronę poleciały wyzwiska, którymi ojciec potrafił rzucać na lewo i prawo. Matka to dobra kobieta w przeciwieństwie do ojca. Nauczyła mnie takich wartości jak tolerancja, przyjaźń, miłość i wiele więcej. Jednak nigdy nikt mi nie pokazał jak wygląda rodzina, ponieważ ja jej tak naprawdę nie miałem. Wydaje mi się, że ojca przed pobiciem mnie i matki zatrzymało to, że byliśmy w gabinecie dyrektora. Po kłótni ojciec nie wrócił do domu, może to i lepiej. Zapewne dzięki temu nie dostałem od niego wpierdolu, który według niego mi się należał. Czułem się dalej śmieciem. Jednak zastanawiałem się jak to jest możliwe, że pobiłem Luka, który jest ode mnie cztery razy silniejszy. To pewnie przez te wszystkie emocje. Myśląc o Luku robiło mi się go żal, no bo przecież pobiłem ,,kolegę" tak, że musiał jechać do szpitala. Może mu się należało... Ja jednak uważałem, że źle zrobiłem. Wyrzuty sumienia i moja wrażliwość wygrały ze mną i przez nie zacząłem się martwić o Luka, mimo tego, że był dla mnie okropny i się nade mną znęcał. No cóż taki już jestem. Wreszcie wybrałem się do niego do szpitala, ponieważ wyrzuty sumienia nie pozwalały mi zasnąć. Wszedłem do sali, w której leżał i jak go zobaczyłem poczułem się jeszcze gorzej.

- Przepraszam – powiedziałem do niego podchodząc do łóżka, na którym leżał.

- Nie, to ja przepraszam – odpowiedział lekko schrypniętym głosem.

Po tych słowach stanąłem jak wryty. Nie do końca wiedziałem, co właściwie się stało. Nie rozumiałem tego. Zastanawiałem się czy na pewno dobrze usłyszałem.

- Przepraszam cię za wszystko, co przez tyle lat ci zrobiłem. Ja nie chciałem... Znaczy się chciałem, ale... No po prostu przepraszam – wykrztusił z siebie Luke.

Niewiele myśląc wyszedłem z sali z zaspokojonym sumieniem. Poszedłem do domu. Po drodze jednak jak zawsze rozmyślałem, nad tym, co się właśnie wydarzyło. Wszedłem do łazienki nalałem sobie wody do wanny. Znaczy się mama mi nalała, ponieważ wtedy miałem jakieś 8 lat i nie za bardzo umiałem dobrze dobrać temperaturę wody. Jak mama już wyszła to rozebrałem się i wskoczyłem do wanny. Jak się już wykąpałem to wyszedłem z wanny i spojrzałem w lustro, a w nim zobaczyłem nagiego chłopaka, który nie jest obrzezany i ma trochę za krótkie wędzidełko. To byłem ja. Zacząłem się sobie przez chwile przeglądać. Nie doszedłem do żadnych ciekawych wniosków. Założyłem piżamę i poszedłem do łóżka i po chwili zasnąłem.

Historia Nowej Przyjaźni |BaM - ChardreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz