Stay The Night

13 1 0
                                    

- Szybciej... szybciej, no dalej... - mamrotał Armstrong z wzrokiem wlepionym w jeden z ekranów na wielkim pulpicie, nerwowo wciskając czerwony przycisk. Foxy biegł ku niemu z zawrotną prędkością, więc czasu na reakcję nie było zbyt wiele. Uparty guzik nie chciał zablokować drzwi. W końcu w ostatniej chwili wielkie, metalowe płyty osunęły się na ziemię, torując drogę lisiastemu. W kabinie stróża słychać było łomotanie.

-Spierdalaj, zjebie, nie po to tu pracuję by jakiś przerośnięty futrzak mnie wybebeszył - warknął Billie.

W końcu hałas ustał. Jedyne, co dało się słyszeć, to ciężkie kroki zawiedzionego lisa, który zmuszony był do odwrotu. Joe uśmiechnął się tryumfalnie i założył ręce za głowę. Spojrzał na zegarek; była 5:43, jeszcze siedemnaście minut i będzie mógł spokojnie wrócić do domu.

Ciekawe, co siedzi w głowie takiemu lisowi, gdy mnie atakuje, zastanawiał się Billie. Może nudzi mu się cały dzień patrząc na dzieciaki z rodzinami, przeklinajacych pracowników, to samo pomieszczenie... Możliwe, że gadanie w kółko tego samego przez tyle lat, nie jest zadowalającym zajęciem dla pirata, nawet emerytowanego. Albo po prostu nie widzi sensu życia. Został stworzony po to, by zabawiać dzieciaki, ale czy taką czynność można nazwać quod vitae? Czy to powinno być priorytetem? Czy mimo wiedzy na temat swojego przeznaczenia, nie wolno już marzyć? Zakładając, że on też ma uczucia. Marzenia, plany, miłość... To wszystko jest z góry założone ludziom. Tylko dlaczego? Tak, jakby nikt inny nie miał prawa kochać...

Po chwili palnął się w głowę. Przecież to tylko głupi robot. Wielki futrzak którego zadaniem jest zajmować dzieci i umilać im pobyt w Uncle Frank Pizzeria. Co ty stwarzasz, Armstrong, skarcił się w myślach. Świrujesz już od tej roboty...

Rozmyślania Armstronga przerwał dźwięk, sygnalizujący koniec zmiany. Mężczyzna automatycznie wstał, zabrał swoje rzeczy, odwiesił mundur i skierował się do wyjścia - tyle, że do tego, znajdującego się po drugiej stronie pizzerii. W tym celu musiał przejść przez cały budynek, włącznie z pokojem, w którym stał Foxy.

Lis zdawał się lekko uśmiechnąć na widok stróża nocnego. Billie przetarł oczy. To niemożliwe, by animatron się uśmiechał. Chyba zbyt długo nie spałem, pomyślał. Te nocne zmiany źle na mnie wpływają.

Wtedy Foxy drgnął, zamrugał oczami i podszedł do Billie'ego. Ten cofnął się w popłochu pod ścianę i począł nerwowo szukać wokół siebie czegoś, czym mógłby się obronić. Na jego szczęście pod ścianą leżał metalowy pręt. Co on tu robi, do cholery? To pizzeria dla dzieci, family friendly content, przemknęło Joe'emu przez głowę. Chwycił pręt i wycelował w animatona. Foxy zdawał się nie przejmować metalowym ustrojstwem. Przymrużył oczy i wyciągnął łapę do stróża.

- Mamy jeszcze sporo czasu. Stephen jest leniem, nie przyjdzie otworzyć przed dziewiątą. Chodź ze mną. No, dalej, nie bój się - przemówił łagodnym, dość wysokim głosem. Nie takiego Foxy'ego dało się słyszeć bawiącego dzieciaki. Zazwyczaj rozmawia skrzypiącym, automatycznym basem, a teraz... płynny tenor? Czyżby się zepsuł?

- Długo się będziesz namyślał? Po prostu chwyć mnie za rękę - westchnął lis.

Armstrong wyciągnął niepewnie dłoń ku niemu, patrząc na niego spode łba. W umowie wyraźnie było napisane, że lis jest zepsuty i stoi tu tylko w ramach ozdoby. Nikt pod żadnym pozorem nie powinien go dotykać. Cofnął rękę i warknął:

-Czemu mam ci ufać? Przecież nie działasz. W ogóle jak to możliwe że tu stoisz? Ten kto cię programował, musiał mieć nieźle nasrane we łbie.

Lis przewrócił oczyma i skrzywił się lekko kucając. Zmierzył stróża nocnego wzrokiem i rzekł:

-Nie rozumiem twojej irytacji. Ok, możesz być w niezłym szoku, w końcu przedstawili mnie jako zepsuty złom robiący od czasu do czasu to słynne "dum dum dum", a tu proszę, niespodzianka, stoję przed tobą, gadam, w dodatku innym głosem niż zwykle...

Five nights at Franky's  [ONESHOT]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz