Dwa tygodnie spędzone w Incheon były niczym odskocznia od mrocznej rzeczywistości. Pracę zastąpiły ciągłe ucieczki w objęcia heroiny; właściwie ledwo co udało im się zarobić, a więcej zużyć na własne zachcianki. Z tego powodu Yoongi czuł strach, im więcej znaków informujących o zbliżaniu się do Seulu mijał po drodze. Złamał zasady, pomimo wyraźnych ostrzeżeń. Zignorował swojego szefa - najgroźniejszego dealera w całym koreańskim półświatku. Skazał się na śmierć.
Zresztą, Jeongguka również.
Zatrzymawszy się na światłach, zerknął smutno na swojego chłopaka, otulonego kocem. Jedna słuchawka wypadła mu z ucha, wypuszczając niewyraźne dźwięki piosenki do wnętrza śmierdzącego papierosami samochodu. Czerwony blask sygnalizacji oświetlał delikatnie śpiącą twarz Jeongguka, opierającego głowę o szybę, za którą panowała późna noc. Zapadnięte policzki, okrążone szarością powieki, popękane usta, zdarty naskórek w okolicach nosa. Wychudzony, osłabiony, wiecznie spragniony wrażeń. To nie ten sam słodki licealista, którego Yoongi odbierał spod szkoły, któremu niechętnie dawał fajki, którego zabierał na długie wieczorne spacery. To nie był już Kookie. Sam go zniszczył, doprowadził do stanu, na granicy którego Yoongi niegdyś balansował. Odwzajemniona miłość odciągnęła go od strzykawek. Paradoksalnie ta sama miłość, która chroniła go i trzymała przy zdrowych zmysłach, sprowadziła go do punktu wyjścia - na samo dno zapchlonego, ćpuńskiego świata. Yoongi westchnął ciężko, czując jak smutek ściskał go za gardło.
— Nie tak to miało wyglądać... — szepnął, ostrożnie poprawiając kocyk na ramionach Kookiego.
Gdy światło zmieniło się na zielone, on niechętnie ruszył dalej, walcząc z dwiema pokusami. Pierwszą była ucieczka. Drugą - szybka dawka heroiny na uspokojenie. Starał się ze sobą walczyć i jakoś przeżyć brak narkotyku. Pomyślał nawet, że skoro rozważał już odejście ze "Stigmy" i zaszycie się w jakimś bezpiecznym miejscu, mógłby wyrzucić pozostałe prochy do rzeki, żeby nie kusić losu. Jednak nie zrobił ani tego, ani nie zmienił kursu. Po prostu dojechał do Seulu, pozwalając na to, by niewidzialny sznur owinięty wokół jego szyi zaciskał się mocniej i mocniej z każdą kolejną godziną, dzielącą go od konfrontacji z Taehyungiem.
Zaparkował na ulicy nieopodal wysypiska śmieci, z dala od centrum. Zbliżała się czwarta rano, a on czuł, jak jego serce dudniło boleśnie, domagając się porządnego zastrzyku. Nie zasnąłby w takim stanie, prędzej wykończyłyby go bóle ciała i zbierające się wymioty. Nie wytrzymał. Sięgnął po kolejny woreczek heroiny i już po chwili na przypalonej, zgiętej łyżce szykował sobie dawkę, za którą Taehyung przestrzeli mu mózg. Unoszące się w powietrzu opary zbudziły Jeongguka, który wpierw rozejrzał się po okolicy, zastanawiając się, czy dojechali już do Seulu, a następnie skierował swój nieprzytomny wzrok na skupionego blondyna.
— Co ty robisz? — spytał lekko zachrypniętym głosem.
— A nie widać? — prychnął Yoongi. Nie chciał zareagować tak kąśliwie, jednak jego pragnienie było teraz ważniejsze od dobrych manier.
— Yoongi, on nas za to zabije.
— Jeongguk, proszę cię, zamknij się na chwilę, okej? Wiem! Wiem, że nas zabije! Nie musisz mi tego powtarzać.
— Dobra, uspokój się... — odparł Jeongguk, spuszczając wzrok na swoje dłonie. — Nie lubię, kiedy na mnie krzyczysz...
Min nic mu na to nie odpowiedział. Nabrał do strzykawki narkotyk i w końcu wprowadził go do krwi, wzdychając spokojnie. Odchylił głowę na oparcie fotela i utkwił pusty wzrok w przestrzeni przed sobą, rozkoszując się działaniem heroiny. Natomiast Jeongguk przyglądał mu się w ciszy, zazdroszcząc tego stanu. Nagle sam odczuł potrzebę zaćpania.
CZYTASZ
||YoonKook|| Trip ✔
FanfictionZmuszony trudną sytuacją rodzinną, Min Yoongi decyduje się podpiąć pod działania słynnej w półświatku szajki narkotykowej. Przypadkowo wciąga w to swojego najlepszego przyjaciela i jednocześnie ukochanego - Jeongguka - z którym wyrusza w trasę po na...