Chapter 4

214 13 0
                                    

POV on Cole

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Miałem nadzieje, że to wszystko tylko sen. Moje życie w tej chwili wyglądało jak wyjęte z książki kryminalnej. 'Chłopak widzi dziwną sytuacje na ulicy. Noc jest deszczowa, nic nie widać. Po chwili ktoś uderza go w głowę. Prawdopodobnie jest wieziony w bagażniku do jakieś piwnicy, pewnie w opuszczonym domu na skraju lasu. Budzi się ze związanymi rękami i nogami, nie może się ruszyć. Porywacz albo nic nie mówi albo grozi.' Jakby się zastanowić to jest nawet zabawne. Może napisze o tym książkę, oczywiście jak przeżyje. Dzisiaj już łatwiej jest mi myśleć racjonalnie. Dopuszczam do siebie myśl, że on może mnie zabić.

Zaczyna burczeć mi w brzuchu i przypominam sobie, że nie mam pojęcia ile już tu jestem. Może Lucky chociaż zastanowi się czego mnie nie ma. Albo mi się tylko wydaje, albo zrobiło się trochę cieplej.

-A wiec łaskawie postanowiłeś wstać.- usłyszałem głos dochodzący z rogu pomieszczenia.

On tam siedział. Jakim cudem nie zauważyłem tego wcześniej? Na stoliku leżał laptop i mnóstwo papierów. Oczywiście nie mogło zabraknąć boni. Najwyraźniej to jego miejsce pracy. Na suficie paliła się jedna lampka, a na stoliku stała druga. To miejsce wyglądało jakby ktoś chciał przerobić piwnice na biuro, ale mu nie wyszło.

-Powiesz mi co ja tu robię?- miałem bardzo ochrypnięty głos.

-Mam cię zakneblować?- to był czysty sarkazm. Chyba.

-Zamierzasz poczekać aż sam umrę? Jest tyle sposobów odwodnienie, hipotermia...- tak szybko się odwrócił, że na moment stanęło mi serce.

Ludzie myślą, że mężczyźni nie biorą tak bardzo do siebie tego co się dzieje. To nie prawda. W tej chwili jestem cholernie przestraszony.

****

-Więc... co takiego ciekawego było w deszczową noc na dosyć opuszczonej ulicy? Co?- znowu wsadził moją głowę do tego okropnego wiadra z lodowatą wodą.- Mam nadzieje, że nie powiesz mi znowu, że po prostu tamtędy przechodziłeś.

Topienie się. To najgorsze uczucie na świecie. Chciałem się postawić, ale nadal miałem związane ręce. Moje ciało walczyło samo ze sobą. Normalnie człowiek topi się od 20 do 60 sekund. Łapie oddech nad wodą i wstrzymuje go, gdy się zanurza, nie mogąc zawołać o pomoc. Jego ciało jest wyprostowane, a ręce wykonują słabe ruchy chwytania, jakby tonący chciał wspiąć się nad powierzchnię wody. Kiedy już się topi, jak najdłużej stara się wstrzymać oddech. Potem wdycha trochę wody, krztusi się i wdycha kolejną porcję. Drogi oddechowe zamykają się, a człowiek czuje rozdzierający, palący ból. Na sam koniec przychodzi uczucie spokoju i ukojenia.

Przeżywałem to wszystko do momentu niesamowitego bólu. Odnowa i odnowa. Byłem słaby, odkąd obudziłem się w tej piwnicy minęły jakieś 3 dni. 3 dni bez jedzenia i picia. Głównie spałem lub przyglądałem się temu mężczyźnie. Zdołałem ustalić, że ma jakieś 30 lat, ma psa, którego imienia nadal nie poznałem i często przychodzi tu, chyba pracować.

-To był zwykły przypadek! Czego ty do cholery nie rozumiesz?- nie wiedziałem ile jeszcze wytrzymam.

Moje ciało umierało.

-Nie wierzę w zbiegi okoliczności.- moja głowa znowu znalazła się pod wodą.

On mówił wszystko ze stoickim spokojem, napewno nie robił tego pierwszy raz. Zastanawiałem się, czy powiedzieć mu i tym co zobaczyłem, czy on wszystko widział i dlatego tu jestem.

-Dobra!! Dobra.- ciekawiło mnie jakim cudem moje płuca nie są jeszcze w strzępach. Lub czy są, tylko ja tego nie czuje.

-Słucham.

-Widziałem dwóch chłopaków, mieli może po 15 lat. Obydwoje mieli zaplamione krwią ubrania.

-To tyle?

-Mówili coś, ale nie pamietam co to było. Słyszałem tylko niektóre wyrazy.- to nie było całkowite kłamstwo. Naprawdę w tamtym momencie nie byłem w stanie przypomnieć sobie co mówili.

-W takim razie wrócimy do stymulowania twojego mózgu.

-Myślisz, że przez niedotlenienie sobie coś przypomnę?!?

Mój krzyk zawisł w powietrzu. Tym razem nie próbował mnie utopić. Złapał mnie za koszulkę i pociągną w swoją stronę. Oczywiście miałem związane również nogi, wiec przygotowałem się na upadek z twardym lądowaniem. Ku mojemu zdziwieniu upadłem na materac. Zwykły materac, wyglądał jak te na sali gimnastycznej, ale jednak poczułem ulgę, że nie będę leżał na tym brudnym betonie.

Jedyna myśl jaka przyszła mi wtedy do głowy to ile jeszcze wytrzymam i jaką koleją torturę wymyśli.

****

4 dzień.

Przestałem czuć głód i zimno. Czułem jedynie pragnienie. Ogromne pragnienie. Nie dosyć, że byłem słaby to jeszcze wymyślił to wiadro z wodą. Wydaje mi się, że nie miałem hipotermii, ale napewno anemię i byłem odwodniony. Już nawet nie próbowałem wstawać, to wymagało by za dużej energii, której i tak mi brakowało.

Nagle poczułem lekkie uderzenie w klatkę piersiową. To była kanapka. Kanapka. Obok stała butelka z wodą. Mój mózg magle przestał działać. Myślałem jednanie o jedzeniu, mój głód i pragnienie natychmiast powróciło.

-Zjedz to.- nie musiał mnie dwa razy prosić, ale problemem były związane ręce.

-Ciekawe jak mam to zrobić.- to było bardziej stwierdzenie faktu niż pytanie.

On podszedł do mnie i rozwiązał mi ręce. Z kieszeni wyją kajdanki i przykuł mnie do rury obok. Poczułem niesamowitą ulgę i miałem nadzieje, że tak już zostanie.

****

-Podobno umawiasz się z jakąś dziewczyną.- to pytanie mnie zaskoczyło.

To nawet nie było pytanie, on to raczej stwierdził. Lucky i ja rzadko kiedy rozmawiamy, potrafimy przesiedzieć ze sobą cały weekend nie odzywając się do siebie.

-Hym?- udawałem, że nie usłyszałem pytania.

-Scott mi powiedział, że widział cię z jakąś dziewczyną kilka razy. W parku, potem na przerwie.

-Nie spotykam się z nią.

MASZ NOWEGO SNAPA OD: ZEN🙆🏼

Lucky spojrzał na mnie jakbym przed chwilą powiedział mu, że jestem gejem.

-To nie tak...- moje próby tłumaczenia się były żałosne.

-Tylko winni się tłumaczą. Tak w ogóle to nie masz z czego, przecież możesz mieć dziewczynę. To wszystko już się skończyło, możesz, a nawet musisz zacząć żyć od nowa.

-Skończyłeś już?- ja wiem, że on chciał dobrze, ale słuchałem tego milion razy.

-Nigdy nie skończę. Więc ładna ta Zen?

-Matko kochana... w parku chciała rozmawiać o bracie, a w szkole pytała jak mam na imię.

-I?

-Co i?

-Ale masz jej snapa.

-Mam. W parku nie chciałem o tym rozmawiać, powiedziałem jej żeby się w to lepiej nie angażowała.

-Nie angażowała w sprawę z bratem czy w poznawanie cię? No co to duża różnica.

-W obydwa.

______

Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i proszę o gwiazdki i najlepiej jakieś komentarze (to bardzo motywuje). 😊

The clock is beating || Cole N Zendaya Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz