Chapter 7

140 14 8
                                    




POV on Cole

-Znowu przerabiamy to samo? NIE MASZ NIKOGO, KTO MÓGŁBY CI POMÓC! NIKT TU NIE PRZYJDZE! Jesteś tak bardzo beznadziejny. Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię! Masz okazywać mi szacunek! –łzy spływają mi po policzkach.

To nie jest jedna czy dwie łzy, to cały wodospad łez. Chciałem być twardy, tak jak na początku, ale po prostu nie mam już siły.

ZŁAMAŁ MNIE

To najgorsza rzecz na świecie, ale tak się stało. Minęły jakieś 3 tygodnie ciągłych tortur, fizycznych i psychicznych. Nie mam już siły, czuje się słaby.

-Ile ty masz lat żeby płakać?! Zachowuj się jak mężczyzna! –moje oczy są już przekrwione, a moja twarz pewnie cała sina, nie tylko od łez.

Mam milion ran na ciele, które powinny się już goić, ale ON na to nie pozwala. Jedyne, co robi to zadaje głupie pytania, na które nie znam odpowiedzi. Nawet, jeżeli na nie odpowiadam zgodnie z prawdą, to on wybiera sobie, co chce.

-Zamierzasz cały czas milczeć?! Mam ci pomóc w mówieniu?? –ostatnim razem postanowił dołączyć prąd do naszej zabawy w wodzie.

Wydaje mi się, że miałem wstrząśnienie mózgu. Przez trzy dni leżałem po prostu na materacu. Potem był naprawdę miły. Dostawałem posiłek dwa, nawet trzy razy dziennie. Wszystko powróciło do dawnego rytmu, kiedy 'źle' odpowiedziałem na jedno pytanie. Skończyło się, przypuszczam, że złamanym żebrem.

-Jak bardzo zbędnym trzeba być, żeby nikt nie zainteresował się twoim zniknięciem? –tego pytania nie wykrzyczał. Zrobił to tak, aby bardziej bolało.

Nie mam pojęcia czy ktoś zainteresował się moim zniknięciem. Minęło mnóstwo czasu. On na pewno pochwaliłby się sprytem.

Przed tym wszystkim pokłóciłem się z Lucky'im, więc prawdopodobnie myśli, że zmyłem się na jakiś czas. To była tak bardzo bezsensowna kłótnia. Wkurzył się za imprezę, którą zrobiłem, kiedy go nie było. W sumie nawet nie za imprezę, ale za mnie leżącego z nagą dziewczyną w jego łóżku.

-Chyba jednak przypomnę ci jak się mówi. –nagle poczułem przeszywający ból na prawym policzku, w ustach miałem smak świeżej krwi. Nie to było jednak najgorsze, po chwili podniósł mnie tak, że klęczałem na kolanach nie mając pojęcia, co się dzieje.

Budząc się zawsze czułem to samo, przeraźliwy ból. Wydobywał się on ze środka i promieniował wszędzie. Znowu nie mogłem oddychać. Obok mnie już siedział Lucky i mówił coś do mnie, ale ja słyszałem tylko JEGO krzyk. Moje ciało domagało się tlenu, a ja nie mogłem mu go dostarczyć.

-Cole! Cole musisz wziąć oddech! Słyszysz mnie?! Musisz zacząć oddychać! –jego słowa do mnie nie docierały. Słyszałem go, ale nie mogłem zareagować. Moje ciało ostatkami sił próbowało utrzymać mnie przytomnego.

-Nie mogee... -mówiąc to poczułem kłujący ból w płucach, które domagały się tlenu.

-Cole. –tym razem powiedział spokojnie. –To już koniec, nie masz się, czego bać. Wszystko się już skończyło. Teraz musisz oddychać. Słyszysz mnie? Musisz oddychać. Nie pozwól mi żyć w świecie bez ciebie.

Nie mógłbym zostawić go tu samego. Jest dla mnie starszym bratem. To jedyny argument, dla którego próbuję żyć jeszcze raz. Jest to straszne, płuca bolą mnie jeszcze bardziej, a razem z nimi głowa. W końcu odważam się na oddech. Za każdym razem przeżywam to samo, za każdym razem, kiedy zasnę. Lucky nie ma racji. To nigdy się nie skończy, bo ON siedzi w głębi mnie. Nie jestem w stanie zapomnieć tego, co mi zrobił, nie jestem w stanie zapomnieć tego bólu. Mimo to znowu oddycham, zaczynam żyć od samego początku. Łapanie powietrza nie wychodzi mi najlepiej, ale ciało dostaje to, czego chciało, TLENU. Mam dreszcze, cały się trzęsę, a Lucky kładzie mnie na łóżku i przykrywa kołdrą. Nawet nie myślę o ponownym zaśnięciu, on to wie. Przez kolejne godziny ja leżę pamiętając o oddychaniu, a mój przyjaciel siedzi obok mnie.

****

POV on Zendaya

-Zendaya! –usłyszałam od razu po wejściu.

-Tak?

-Wytłumaczysz się jakoś??

-Spałam u Holl. –specjalnie u niej zmyłam zbędny makijaż i przebrałam się jeden z jej workowatych swetrów.

-Czego nie odbierałaś tego cholernego telefonu?!

-Czego wy tak krzyczycie? Wiecie, że jest 7.37?? –usłyszałam za plecami głos Max'a.

-Max wracaj na górę!

-Czego wydzierasz się na mnie?! To ona coś zrobiła!

-Teraz to ty się wydzierasz. –powiedziałam to ze stoickim spokojem, nie chciałam pogarszać swojej sytuacji. Miałam szczęście, że Max tu zszedł.

-Max nie powtórzę tego jeszcze raz, idź spać na górę! –mama nie miała pojęcia o tym, co on robi, razem z tatą byli przekonani, że po prostu znalazł sobie dziewczynę i dlatego opuszcza się w nauce.

-Dobra, dobra już idę. –zaczął wchodzić po schodach z rękoma w geście obronnym.

-Mogę też już iść do siebie? –zapytałam ostrożnie mając nadzieję, że zapomniała, o co pytała.

-Czego nie odbierałaś telefonu?

-Był wyciszony, a byłyśmy zajęte gazetką. –chyba mi odpuściła, bo usłyszałam tylko westchnięcie. Następnie poszła w stronę kuchni.

****

          
POV on Cole

Mijały godziny, mój oddech się uspokoił. Lucky zasnął oparty o ścianę, ale nie chce go budzić. Tej nocy znowu mało brakowało, codziennie ocieram się o śmierć. Gdyby to zależało jedynie ode mnie nie walczyłbym, ale nie mogę go zostawić, nie po tym wszystkim, co przeszliśmy. Wiem, że jego również to dotknęło, szukał mnie przez 3 tygodnie. Nie poddał się, mimo że wszyscy myśleli, że po porostu uciekłem. 

-Wszystko okey? –zapytał trochę przez sen.

-Tak. Teraz tak. –głos miałem zachrypnięty, tak jakbym całą noc krzyczał. Jednak ja całą noc nie mogłem wyksztusić z siebie ani słowa.

-Należy nam się jakieś śniadanie. –wstał po drodze potykając się o te same książki. Widziałem jego zmęczenie, jego podkrążone oczy.

-I kawa.

-Ja zrobię nam kanapki, a ty ogarnij się trochę. –kiedy spojrzałem na siebie w lustrze faktycznie zobaczyłem ledwo żywego człowieka. Jeszcze wczoraj moja twarz promieniała od uśmiechu, dzisiaj była blada jak ściana. Podkrążone oczy podkreślały moje ostre rysy twarzy. Jak zawsze sprawdziłem czy moja blizna na karku znajduje się na swoim miejscu. Była tam, jak zawsze. Nie wiem, dlaczego sprawdzanie czy ona nadal tam jest, uspokaja mnie. Jeśli tam jest znaczy, że nadal żyję. Umyłem twarz i poszedłem do kuchni. Lucky już czekał ze śniadaniem i kawą.

___________
Miałam w nocy wenę wiec dodaje. 😊

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 05, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

The clock is beating || Cole N Zendaya Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz