*10 czerwca*
Siedziałem przed stertą ciuchów i zastanawiałem się co spakować.
Koszule? Garnitur? A może po prostu zwykłe spodnie dresowe?
Wrzucając do walizki dżinsową kurtkę usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Witaj Harry.- powiedziała Pani Grenger.
-Dzień dobry, jak dobrze że Pani przyszła! Jestem w trakcie pakowanie i nie mam zielonego pojęcia
co ze sobą wziąć. W pewnym momencie chciałem wrzucić do walizki tylko dresy.- powiedziałem ze śmiechem.
-Dziecko, zaprowadź mnie do pokoju, ja Cię spakuję, a Ciebie proszę abyś wyciągnął na talerz te pyszności, które dla nas przyniosłam.-mówiąc to podała mi jedną z trzech dużych siatek.
-Już idę, tylko proszę się nie przerazić bałaganem, który panuje w mojej sypialni.- powiedziałem lekko zdziwiony.
Idąc do kuchni zajrzałem do siatki i zauważyłem smakowicie wyglądające muffinki oraz ciasto czekoladowe.
Spójrzmy prawdzie w oczy Pani Grenger jest dla mnie jak babcia.
Wstawiłem czajnik i próbowałem sięgnąć do najwyższej półki po talerzyki deserowe*.
Dziesięć minut później wszystko było gotowe, gotowe herbaty położyłem na stoliku wraz ze słodkościami.-Harry, jesteś gotowa na ten wyjazd?- spytała starsza Pani wchodząc do kuchni.
-Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, jedyne co jest pewne to to, że popłynę w ten rejs.
-Och dziecko, nie denerwuj się niczym. Dasz radę i korzystaj z życia. Swoją drogą, na statku będzie wielu przystojnych młodzieńców z wojska.- puściła mi oczko. Pani Grenger wiedziała że jestem innej orientacji- Mogą płynąć w rejs za darmo pod warunkiem pilnowania porządku. Oczywiście nie wszyscy, niektórzy będą tam tylko w ramach pracy. Ale czy to coś zmienia? Wieczór balowy na pewno będzie wolny.
-Wieczór balowy?- zdziwienie miałem wypisane na twarzy.
-Ups, nie miałem nic mówić. Proszę Cię tylko abyś nie zaglądał do walizki, aż do wejścia na statek.
-Dlaczego?
-Hazz, pamiętaj ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- przerwała wstając- Dziecko drogie, ja będę się już zbierać a ty lepiej położ się dziś wcześniej spać. Wypływacie w południe. A i ubierz się ciepło, jutro ma padać, ale nie martw
się tylko jutrzejszy dzień ma taki być.
*20minut później*
Siedziałem na łóżku z kolacją i przyglądałem się walizce stojącej przy wyjściu, wyglądała tak jakby ktoś wsadził do niej conajmniej 15 kilogramów kamieni. Dziwię się że Elizabeth udało się ją zapiąć.
Odłożyłem talerzyk na szafkę nocną i ustawiłem budzik na godzinę 9, mam zamiar sprzątnąć jeszcze rano mieszkanie.
*11 czerwca*
Biegłem przez miasto z ciężką walizką w lewej ręce, natomiast w prawej trzymałem mały plecak z pieniędzmi i wszystkimi dokumentami, było mi cholernie ciężko, a na dodatek zaczął padać deszcz.
Będąc ulice od portu zauważyłem jeden wielki charmider, było tak dużo ludzi że nie widziałem nawet wejścia na statek.
Stojąc w kolecje, zdałem sobię sprawę że mój bilet jest w małej kieszonce walizki. Nachyliłem się aby go wyciagnąć gdy nagle poczułem jak ktoś popycha mnie na ziemię i wyrywa z ręki plecak.
-Hej! Stój! Zatrzymaj się! Złodziej!- zaczęła krzyczeć jakaś kobieta obok.
Padłem na ziemię z takim impetem, to cud że się nie połamałem.
-Halo prosze Pana, wszystko dobrze?-nachylał się nade mną jakiś mężczyzna.
-T..tak, tylko... co.. co z moim plecakiem? Miałem tam wszystkie oszczędności i dokumenty.- powiedziałem żałośnie i poczułem
jak do moich oczu napływa stado łez.
-Proszę się nie martwić. Wszystkim się zajmiemy. Możesz wstać?- kwinąłem głową na tak.
Mężczyzna podał mi rękę, i pomógł się podnieść. Stojąc oparty o mur, zauważyłem że z pomocą przyszedł mi sam ochroniarz.
-Jak dobrze że ochrona wchodzi jako ostatnia, inaczej nikt by ci nie pomógł. Jeden z moich najlepszych pracowników pobiegł za złodziejem.
-Jestem bardzo wdzięczny, gdyby nie Pan nie wiem co bym zrobił..
-Jaki tam pan, James.- podał mi rękę.
-Harry.
-Harry pokaż mi swój bilet, wejdziemy na statek bocznym wejściem, jesteś już dość zdenerwowany.- chwycił moją
walizkę. Nagle z jego łoki toki wydobył się czyjś głos.-Przepraszam cię na moment.-mówiąc to odszedł na kawałek dalej.
-Dostałem informację że złodziej wraz z twoim plecakiem został złapany. Przepraszam Cię, ale
zostałem wezwany, proszę stań przy tym sklepie i się nie ruszaj. Ktoś zaraz ci ją przyniesie a następnie zaprowadzi do
środka.-podał mi rączkę walizki i odszedł.
Usiadłem na murku, dopiero teraz zdałem sobie sprawę że cały czas delikatnie się trzęsłem, a łzy płynęły ciurkiem.
Sięgnąłem po chusteczkę i zacząłem ocierać policzki do momentu w którym ktoś mi nie przerwał.
-Harry?
_________________________________________
Chcecie dalej? 5gwiazdek :)
CZYTASZ
Azure sea [Larry Stylinson]
FanfictionCo stanie się gdy zechcesz pokonać swój strach, gdy spróbujesz stanąć oko w oko ze swoją słabością? Czy się uda? Tego nie wie nikt. Jedyne co jest pewne w tym wszystkim, to to że na twojej drodze stanie ktoś wyjątkowy, ktoś inny... Ktoś tajemnicz...