Rozdział IV

31 3 2
                                    


-Harry?-słysząc swoje imię podniosłem głowę.
-Louis? Co ty tu robisz?
-Stoję.-zażartował, ale niestety mnie nie było do śmiechu.
-Chodzi mi, tu w tym..-spoglądając na niego zauważyłem moją zgubę.- masz mój plecak? Chwila chwila... Czy to oznacza że przeze mnie wdałeś się w bójkę? Nic ci się nie stało? Tak bardzo cie przepraszam. Myślałem że wyślą jakie..
-Harry. To moja praca, jestem przyzwyczajony.
-Jesteś ochroniarzem?
-Chwilowo tak.-uśmiechnął się.
-Chwilowo?
-Na codzień jestem żołnierzem piechoty morskiej. Przez najbliższy tydzień będę pilnował porządku na tym statku.-zrobił krótką przerwę-Musimy się już zbierać, wypływamy za 30minut.-podał mi rękę i zaczął prowadzić mnie w kierunku bramek "dla personelu". Jego dotyk działał na mnie bardzo pobudzająco, w miejscu w którym nasze dłonie się stykały czułem tysiące mrówek.
-Harry, pokaż mi twój bilet, zaprowadze Cię pod pokój.
Wchodząc na tego "potwora" (ten prom był przeogromny) cały dygotałem.
-Teraz już się nie wycofam.- pomyślałem.
Po przejściu połowy pięknego statku znaleźliśmy się pod drzwiami o numerze 132.
-Bardzo ci dziękuję.- mówiąc to dostałem nagłego przepływu odwagi i delikatnie go przytuliłem.
-Nie masz za co, zawsze do usług.-powiedział odsuwając się.- Przepraszam że spytam ale czy robisz coś ciekawego dzisiejszego wieczoru?
-Jeśli mówiąc ciekawe masz na myśli czytanie książek to tak.
-Nie do końca o to mi chodziło- zaśmiał się- Może chciałbyś udać się ze mną na kolację?
Szczęka opadła mi do samej ziemi, niespodziewałem się tego po nim.
-Bardzo chętnie, pod warunkiem że.. Później pójdziemy na drinka.-o boże, czy ja serio to powiedziałem?
-Będę po Ciebie o 20.
-Nie, spotkajmy się na miejscu dobrze?
-Dobrze. Do zobaczenia Haroldzie.
*19:25*
Stoję nad łóżkiem pełnym ciuchów i chyba zaraz dostanę zawału. Pani Grenger zdurniała do reszty, w walizce nie ma ani jednej mojej rzeczy, już wiem po co były jej te wielkie siatki...
Nie wiem co ubrać, to niby tylko kolacja, a jednak idę tam z najprzystojniejszym mężczyzną na statku.
*19:35*
Ostateczny wybór padł na białą koszule we wzorki, niby nic a jednak według mnie miała w sobie to coś.
*zdjęcie w Multimediach*
Wyszedłem na korytarz i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę że nie wiedziałem w którą stronę iść.
Już miałam zacząć panikować gdy nagle niczym spod ziemi wyłonił się ochroniarz.
-Przepraszam bardzo, którędy dostanę się do restauracji?- zapytałem dość młodego mężczyznę.
-Windą na pierwsze piętro, wyjdziesz pod samymi drzwiami.
-Bardzo ci dziękuję, jestem twoim dłużnikiem- zażartowałem.
-Podaj mi swoje imię i jesteśmy kwita.
-Harry.
-Miło mi cię poznać Harry, jestem Daniell

Wysiadając z windy prawie się połamałem, ale to taki mały szczegół. Wyobrażacie sobie jak śmiesznie musiało to wyglądać? Drzwi od windy otwierają się a zza nich niczym kukła, w kierunku ziemi leci pokraczny 23-latek.

Widząc Louisa na horyzoncie szybko wygładziłem koszulę ręką, poprawiłem włosy i delikatnym lecz pewnym krokiem podszedłem do niego.
-Tak bardzo Cię przepraszam,  najpierw nie mogłem znaleźć restauracji a potem napotkałem bardzo miłego chłopaka, który podał mi drogę. A potem nie mogłem znaleźć windy i jeszcze....- zacząłem gadać jak nakręcony do momentu aż Lou mi nie przerwał.
-Harry, spokojnie bo się zapowietrzysz.-gdy skończył mówić podszedł w moją strone i delikatnie ucałował mój policzek.- Ja się nie gniewam, ważne że trafiłeś. A teraz chodź bo stolik czeka.

Siedzieliśmy z Louisem od godziny w restauracji rozmawiając ze sobą tak jakbyśmy znali się od dawna. Podsumowując nie poznawałem samego siebie, to ta woda tak dziwnie na mnie działa. A może Lou dorzucił coś do jedzenia jak byłem w łazience?
-Jak to się stało że jesteś tu gdzie jesteś?
-Wiesz.. To był zwykły przypadek. Dostałem bilet od sąsiadki, której zdrowie nie pozwoliło na udział w rejsie.. Przyszła do mnie i nie dość że dała mi bilet za 400 funtów to jeszcze wykupiła dla mnie cały sklep.-zachichotałem.
-Wykupiła sklep?- zapytał zdziwiony.
-Przyszła przed wyjazdem i "pomogła" mi w pakowaniu. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłem tych 3 wielkich siatek! Ale na szczęście ma kobieta dobry gust.
-Bardzo dobry, nie mówiłem ci ale wyglądasz pięknie.-uśmiechnął się w cholernie uroczy sposób.
-Nie wiem co powiedzieć, nie słyszałem takiego komplementu już dawno...
-Nie możliwe!
-Na prawdę, siedzę zamknięty w czterech ścianach od kilku lat.
-Trzeba to zmienić. Jeśli chcesz jutro również mogę zająć ci wieczór.-zrobił przerwę-przepraszam że tylko wieczory, ale w dzień moim obowiazkiem tutaj jest praca...-posmutniał.
-Jasne, chętnie gdzieś wyjdę. -posłałem w jego stronę szczery uśmiech.- Lou, podejrzewam że skoro masz tu pracować to raczej znasz cały ten statek i w ogóle, powiedz mi co mogę robić tu za dnia?
-Hmmm.. Mają tutaj świetny basen, siłownie, sale kinową, punkt widokowy, saune i wiele więcej. Ja bym chyba zaczął jutro od basenu.
-Pomyślę a teraz chodźmy na drinka.

Po dziesięciu minutach byliśmy już przy barze.
-Co byś chciał Hazz?
-Coś słodkiego.
-To spójrz w lustro.-dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Na jego twarzy można było zauważyć lekkie zdenerwowanie i skrępowanie.
-Co podać?-krępujcą ciszę przerwał barman.
-Poproszę Cuba Libre.
-Lou, a ty nie pijesz?-myślałem ze wypijemy razem.
-Dzisiaj podziękuję.-powiedział i podał mi mój napój.
-Wiesz, bardzo się cieszę że Cię poznałem. Czuję się jakbym znał Cię całe życie, już dawno z nikim nie rozmawiało mi sie tak dobrze.

Czy mówiąc to wiedziałem że dzisiejszy wieczór skończy się tak jak się skończył? Nie.
_________________________________________________

A jak się skończył? Tego dowiecie się czytając dalsze cześci Azure Sea!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 04, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Azure sea [Larry Stylinson] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz