Apollo i Daphne

996 42 8
                                    

Las świecił się tego dnia na najpiękniejsze kolory zieleni poprzetlatane jakby wstążkami barwnego kwiecia. Wśród śpiewów ptaków i szumu liści przez leśne ścieżki pędziło konno rodzeństwo: ona, brązowowłosa bogini lasów, on, blondwłosy bóg sztuki. Oboje byli niezrównanymi łucznikami. Postanowili sobie tego dnia zorganizować zawody, by sprawdzić, które z nich trafi w środek tarczy najwięcej razy. Pouwieszali w tym celu mnóstwo tablic po całym lesie. Początkowo Apollo wysuwał się na prowadzenie, jednak Artemida ostatecznie okazała się być lepsza.
Pod koniec dnia zatrzymali się na jednej z polan, przy małym strumyku, przy którym bawiły się nimfy. Jedna z nich w szczególny sposób spodobała się Apollinowi. Miała na imię Daphne. By się jej jakoś przypodobać, postanowił zaprezentować swoje umiejętności strzeleckie. Kazał postawić cele wzdłuż drzew, a sam zrobił sobie kilka nowych strzał. Trafiając w środek tarczy raz za razem, chwalił się, jakoby był najlepszym łucznikiem wśród bogów i nawet sam Eros nie może się z tym równać.
Na jego nieszczęście bóg miłości zwabiony uczuciami Apollina i Daphne siedział w tamtym czasie na gałęzi jednego z pobliskich drzew. Słysząc kłamstwa pod swoim adresem, napiął łuk i strzelił prosto w serce niewinnej nimfy. Była to strzała nienawiści.
Daphne odwróciła się na pięcie od Apollina i zaczęła odchodzić. Zdezorientowany bóg rzucił łuk na ziemię i zaczął iść za nimfą. Kiedy ta się spostrzegła, zaczęła uciekać. Apollo bez wahania ruszył za nią.
Jednak zanim zdążyli podbiec do strumyka, błagająca o pomoc Daphne zaczęła przeobrażać się w drzewo oliwne i zanim Apollo zdążył dobiec, było już za późno.
Bóg upadł na kolana i gorzko zapłakał. Zaczął krzyczeć w niebo i wzywać Afrodytę, którą z początku obwiniał o całą tą sytuację. Kiedy jednak nie dostał od niej odpowiedzi, wstał i udał się do bogini osobiście.
Gdy Apollo wszedł do jej komnaty, Afrodyta siedziała na poduszkach na podwyższeniu i popijała nektar.
- O co robiłeś tyle hałasu? - spytała podnosząc brew.
- O co?! - Apollo był cały w furi. - Jak śmiesz mnie o to pytać?!
- Zanim zaczniesz mnie dalej obrażać, przypomnij sobie kogo dziś obraziłeś jako pierwszego - Afrodyta zaczerpnęła kolejny łyk z kielicha.
- Eros! - Apollina nagle olśniło. - Słyszał to co o nim mówiłem?
- Możesz go sam spytać. Podejrzewam, że tylko on jest w stanie oczarować twoją "ukochaną" i znieść działanie strzały nienawiści.
- Wiesz, gdzie będę mógł go znaleźć?
- Nie za bardzo - Afrodyta przechyliła kieliszek w taki sposób, że kilka kropel nektaru wylało się na poduszki. - Możliwe, że zjawi się na twoje wezwanie. Pewnie spodziewa się twoich żądań.
Apollo udał się do swojej komnaty i zaczął wołać boga miłości. Ten zjawił się praktycznie natychmiast i usiadł na ulubionym fotelu Apollina.
- W czym mogę pomóc? - Eros uśmiechnął się złośliwie.
- Czego chcesz w ramach rekompensaty za starą postać Daphne i zdjęcie czaru strzały nienawiści?
- Widzę, że jesteś świadom sytuacji - Eros uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Chcę, żebyś zrobił tylko jedną rzecz.
- Zrobię wszystko - Apollo zdawał się być zdeterminowany.
- Chcę, żebyś dziś na wieczornej wieczerzy u Zeusa przy wszystkich przyznał, że jestem najlepszym łucznikiem wśród bogów.
Apollina zamurowało. Zdawał sobie sprawę, że Eros każe mu wybrać między honorem a miłością. Jednak z takim obrotem spraw decyzja zdawała mu się być oczywista. Zgodził się na warunek boga i odszedł w swoją stronę.
Wieczorem przy stole siedziało wyjątkowo dużo bogów i bogiń. Albo przynajmniej Apollinowi tak się zdawało.
- Nie stresuj się - Afrodyta poklepała go po ramieniu i usiadła na krześle obok. - Twoje serce wybrało właściwie.
- Łatwo Ci mówić. To nie ty zrobisz z siebie pośmiewisko - Apollo spojrzał z ukosa na Erosa siedzącego po drugiej stronie sali.
Wtedy Zeus wstał ze swojego miejsca i w kilku słowach zaprosił wszystkich do jedzenia. Czas upływał w miłej atmosferze, chociaż każdy zdołał już zauważyć, że Apollo nie czuje się najlepiej. W końcu bóg nie wytrzymał i wstał od stołu. Krzesło na nim z hukiem upadło na posadzkę. Wszyscy spojrzeli na boga sztuki, który wyglądał, jakby ktoś groził mu śmiercią.
Apollo wziął głęboki oddech i wypowiedział dokładnie te słowa, których oczekiwał Eros. Jak można było przewidzieć, Zeus, Posejdon i Ares od razu zaczęli zabijać się z biednego Apollina, który opadł na krzesło podniesione przez Afrodytę i położył głowę na stole.
- Było warto - Afrodyta pogładziła go po włosach.
- Wymagało to wiele odwagi. Jestem pełen podziwu - odezwał się Hefajstos zza pleców swojej żony.
- Dzięki - Apollo jęknął spod loków.
Ledwo wieczerza się skończyła, Apollo wybiegł w pośpiechu z sali i ruszył w kierunku polany, na której Daphne zmieniła się w drzewo. Ledwo dobiegł do strumienia, gdy zobaczył nimfę obmywającą ręce w strumieniach. Usiadł kolo niej.
- Przepraszam cię. To moja wina, że cię to wszystko spot....
Zanim zdążył dokończyć, nimfą uwieszona była na jego szyi.
- Nie jestem zła - szepnęła i usnęła w ramionach Apollina.

MitologiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz