Rozdzialik 5.

4.5K 407 38
                                    

Kot

Przez ostatnie kilka godzin widziałem jak gospodarz wraz z innym mężczyzną kręcą się po domu, a następnie zasiadają do stołu. Słysząc ich pijackie rozmowy schowałem się pod jednym z mebli w przedpokoju. Możliwie najbliżej drzwi wyjściowych, licząc, że wymknę się, kiedy gość będzie wychodził. Niestety z każdą chwilą robiłem się coraz bardziej głodny i w końcu poczułem, że muszę wyjść z ukrycia.

Wszedłem do kuchni co od razu przykuło uwagę.

-Kicuś... -Usłyszałem jego wołanie, na co momentalnie się nastroszyłem. Niech nawet nie próbuje się do mnie zbliżyć. Ludzie są okropni. Potrafią być jednak jeszcze gorsi po alkoholu. Wiedziałem coś na ten temat. Zasyczałem na niego, choć nie wyglądał jakby zamierzał się ruszyć z miejsca. -I ty Brutusie...?

Zignorowałem go i zacząłem rozglądać się za jakimkolwiek jedzeniem. Dostrzegłem stojącą na ziemi miseczkę z suchą karmą. Westchnąłem w duchu, lecz ostatecznie nie wybrzydzałem. Nie żebym miał jakieś wyjście. Jedząc słyszałem dokładnie toczącą się rozmowę.

Zrobiło mi się nieco żal gospodarza, lecz nie na tyle by zechcieć tutaj zostać. By to się stało musiałaby interweniować chyba siła wyższa.

Kiedy się najadłem i napiłem, wróciłem do swojej kryjówki gdzie zasnąłem. Obudziły nie hałasy wywoływane przez zataczającego się mężczyznę, gdy był prowadzony do swojej sypialni. Na całe szczęście miał przyjaciela, który mógł mu pomóc. Osobiście czułem się nieco dziwnie przy obcym. Miałem wrażenie, że zbyt uważnie mi się przygląda, lecz ostatecznie postanowiłem to zignorować.

Pozostałem czujny, licząc, że gość wkrótce postanowi się zbierać. Widziałem jak zamyka drzwi sypialni, a następnie wraca do kuchni, gdzie krzątał się przez dłuższy czas. W końcu zgasił wszystkie światła i pozamykał drzwi. Zostaliśmy sami w przedpokoju. Spiąłem wszystkie mięśnie i gdy tylko drzwi się uchyliły, wiedząc, że człowiek pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z mojej obecności, wystrzeliłem z miejsca.

Jak bardzo się zdziwiłem, gdy te zamknęły się mi tuż przed nosem, a ja niemal w nie nie uderzyłem. Zatrzymałem się szurając tyłkiem po podłodze i spojrzałem na człowieka. Ten stał w bezruchu, całkiem spokojny.

-A ty dokąd, co? -Zapytał mnie całkiem pewnym tonem.

Parsknąłem na to i zacząłem odchodzić. Stwierdziłem, że potem i tak sam wyjdę. I sprawi mi niezwykłą przyjemność świadomość, że gospodarz najpewniej pomyśli, że do wina jego gościa, iż jego słodki kotek uciekł.

-Hej, mówię do ciebie. -Powtórzył odwracając się do mnie.

A mów sobie zdrów, pomyślałem, nawet nie udając, że go słucham.

-Może zmieniłbyś postać, by wygodniej było nam porozmawiać.

Postawiłem jeszcze kilka kroków, nim uświadomiłem sobie, co usłyszałem. Zamarłem, lecz po chwili się opamiętałem i zacząłem czyścić sobie futerko. Jak kot, zachowuj się jak zwykły kot. Przecież to nie możliwe, by zwykły człowiek wiedział o czymś takim...

-Nie żeby mi przeszkadzało mówienie do ciebie z góry, lecz sądziłem, że też chciałbyś zadać mi jakieś pytania. -Nie zareagowałem w żaden inny sposób niż zignorowaniem go. -Dobra, skoro tak wolisz. Podstawię więc sprawę jasno. -Skrzyżował ręce na piersi i mówił z brakiem jakiegokolwiek zawahania. -Nie podoba mi się, że wokół mojego przyjaciela kręci się kotołak, lecz nie mam na to wpływu. -Serce zamarło mi w piersi. Powiedział słowo na ,,k"! -Co się stało to się nie odstanie, a Louis wydaje się ciebie lubić. Jednak z tego co słyszałem i widziałem, nie jesteś zbyt pozytywnie nastawiony do roli domowego kotka. -Mówił, a ja słuchałem uważnie, choć spojrzenie moje pozostawało obojętne. Nawet udało mi się udać ziewnięcie, typowe dla kotów, wyrażające totalne olanie. -Dlatego chcę ci zaproponować pewien układ. Ty zostaniesz tutaj i będziesz dobrym zwierzaczkiem, który jest wdzięczny za dach nad głową. -Miałem ochotę na to się zaśmiać. -A w zamian... -Człowiek westchnął głęboko, jakby samemu nie wierząc, że to robi. -Mogę zaaranżować dla ciebie spotkanie z innym kotołakiem. -Na te słowa nie potrafiłem pozostać obojętny. Spojrzałem na niego czystym, ludzkim spojrzeniem, którego nie potrafiłem powstrzymać. -Widzę, że jednak chcesz porozmawiać? -Zaśmiał się i uśmiechnął przebiegle. -Ja jednak wolę prowadzić dialog, a nie monolog.

Dobrana para (LGBT+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz