Louis
Minęły dwa tygodnie, od kiedy Danny zniknął i jeśli miałbym być szczery, to absolutnie nie czułem się lepiej. Czas spędzany w pracy mijał stosunkowo szybko i przyjemnie, lecz mogłem to zawdzięczać tylko temu, że prowadziłem własną działalność wraz ze swoim przyjacielem. Kiedy jednak nadchodził czas powrotu do domu, dopadało mnie przygnębienie spowodowane nienaturalnym osamotnieniem. Zawsze byłem typem człowieka, który lubił przebywać blisko drogich sobie osób.
Zdarzało się oczywiście, że Danny musiał pojechać na szkolenie, wyjazd czy spędzić noc w innym mieście z powodu swojej pracy, ale zawsze miałem pewność, że wróci. Nie tym razem. Nie byłem zwyczajny do szykowania posiłków dla jednej osoby, cichego oglądania filmów wieczorem, czy chłodnego łóżka do snu. Nie żebym był rozpuszczonym dzieckiem, które potrzebowało niańki. Po prostu nie lubiłem być sam.
Skończyłem właśnie przyjmować nową dostawę towaru i przenosić ją na zaplecze, kiedy odezwał się mój telefon. Dostałem wiadomość od Charlesa, że po spotkaniu będzie wracał już do domu, więc mogę zamknąć biuro i samemu też się zwijać. Odpisałem mu, zebrałem swoje rzeczy i wyszedłem, zamierzając nadrobić nieco drogi i przejść się po parku. Widok przechadzających się po nim par na pewno nie miał pozytywnie na mnie wpłynąć, lecz lepsze to niż nuda w domu.
Pogoda zdecydowanie dopisywała przechadzce. Dało się czuć pełnię lata, które nie było jednak na tyle gorące by męczyć. Nawet mając na sobie składający się z trzech warstw garnitur, nie doświadczałem dyskomfortu. Kierowałem się już pomału ku wyjściu, kiedy moją uwagę przykuło nagłe poruszenie na skraju pola widzenia. Odwróciłem się idealnie w momencie, kiedy spośród kwiecistych krzewów wyskoczył dobrze mi znany szary kot. Miał zamiar wylądować na chodniku, lecz musiał się mnie wystraszyć i natychmiast odskoczył na bok. Nie odbiegł jednak od razu, a przyglądał mi się uważnie.
-No cześć, maluszku. -Powiedziałem do niego z uśmiechem. -Co tam u ciebie? -Zapytałem wesoło wyciągając do niego rękę i kucając. Nie podszedł, a jedynie spojrzał na nią jakby z nadzieją. -Przykro mi, ale nic dzisiaj ze sobą nie mam. Ale wiesz, mógłbym ci coś kupić. -Zacząłem ponownie rozważać opcję zabrania zwierzaka ze sobą, lecz ten spojrzał na mnie jedynie z politowaniem i z dumnie uniesionym ogonem zaczął się oddalać. Poczułem się kompletnie zignorowany. To niemal bolało.
Podniosłem się i już miałem odejść zapominając o całym zajściu, kiedy nagle usłyszałem donośne szczekanie. Kilka metrów od nas przechadzała się kobieta, wyprowadzająca na spacer nic innego jak Rottweilera, który ewidentnie nie żywił zbyt ciepłych uczuć do kotów. Gdy tylko zobaczył przechadzającego się kulturalnie szaraka, natychmiast zaczął ujadać i szarpać. Jego właścicielka nie należała do najsilniejszych, co było widać po jej problemach z utrzymaniem swojego podopiecznego.
Zapobiegawczo odłożyłem torbę na ziemię i zacząłem robić wolne kroki ku kocie.
-Chodź maluszku... -Mówiłem spokojnie wyciągając ku niemu dłoń. Ten oczywiście na mnie zasyczał, lecz po chwili wrócił spojrzeniem do psa. Pomyślałem sobie, że to zwierzę absolutnie nie posiada instynktu samozachowawczego. Każdy inny przedstawiciel jego gatunku by już dawno uciekł i wspinał się na drzewo. Nie miałem jednak czasu się nad tym zastanawiać. W tym bowiem momencie, kobieta nie wytrzymała i linka wyślizgnęła jej się z rąk, a ona sama upadła na kolana.
Kot dotychczas jakby wrośnięty w ziemię, teraz zaczął rozglądać się zdezorientowany, nie wiedząc co zrobić. Na szczęście instynktownie rzuciłem się ku niemu, chwyciłem pod pachy i uniosłem w górę. W momencie, kiedy się wyprostowałem, pies skoczył na mnie, lecz na szczęście byłem zbyt dobrze zbudowany, by stracić równowagę i upaść. W duchu podziękowałem sobie za codzienne treningi.
Rottweiler skakał i szczekał, brudząc mi spodnie łapami, lecz nie próbował mnie ugryźć. Starał się jedynie chwycić między zęby chociażby łapkę kota, którego trzymałem mocno, podczas gdy on chciał mi wejść na głowę. Czułem jak bardzo się trzęsie.
-Przepraszam, przepraszam! -Kobieta starała się przekrzyczeć swojego pupila. Dołączyła do nas po chwili i chwyciwszy za smycz, starała się odciągnąć czworonoga. -Brutus, uspokój się! -Krzyczała do zwierzaka. -Najmocniej przepraszam, on nigdy tak nie reagował na koty. -Mówiła zdziwiona. Zdawała się mówić szczerze, lecz i tak byłem lekko poddenerwowany.
-Taka rasa wymaga szczególnej uwagi i szkolenia, nie wiem czy pani wie. -Powiedziałem nie oszczędzając sobie sarkastycznego tonu.
-Tak, oczywiście. Bardzo przepraszam. -Powtórzyła i na szczęście nie robiąc już więcej problemów, zdołała utrzymać rottweilera, a ja oddaliłem się wraz z kotem.
Zgarnąłem po drodze swoją torbę i ruszyłem już spokojniejszy ku bramie. Oczywiście zwierzę zaczęło się po chwili wiercić i szarpać, lecz trzymałem je mocno przy swojej piersi.
-Wybacz, ale tym razem nie dam ci uciec. Jesteś mi winien dotrzymanie towarzystwa za uratowanie ci skóry. -Mówiłem do niego, jakby faktycznie mógł mnie zrozumieć i skierowałem swoje kroku w stronę domu, wesoło pogwizdując.
C.D.N.
CZYTASZ
Dobrana para (LGBT+)
RomantizmLouis jest załamany rozstaniem z partnerem, którego przyczyny nie dane mu było poznać. Stara się dowiedzieć, co się stało, w międzyczasie szukając ukojenia w pracy i towarzystwie przyjaciela. Tym jednak czego się nie spodziewa, a co mu pomoże, jest...