Umarł Król... Niech żyje król...

97 6 7
                                    


                Weszłam do sali tronowej. Wiedziałam, że dzisiaj miał być najważniejszy dzień mojego życia. Z jednej strony piętnaste urodziny, a z drugiej dzień koronacji na oficjalną księżniczkę. Jasne ludzie mówili tak do mnie wcześniej, ale teraz mogę jeździć z tatą w różnego rodzaju misje dyplomatyczne. Bardzo chciałbym spędzać więcej czasu z tatą. Odkąd wybuchał wojna z Memiarzami, tata cały czas wyjeżdża. Rozumiem, że to dla dobra państwa i tak dalej, ale jestem jego córką i chciałbym spędzać więcej czasu.

- Księżniczko. – Wookash podał mi rękę. Był on najbardziej zaufanym człowiekiem mojego ojca. Kiedy tata jechał na delegacje, to on dbał o mnie i wypytywał „Czy wszystko u Ciebie w porządku? Nie jesteś głodna?". Był trochę upierdliwy, ale wiedziałam, że robi to bo się o mnie martwi. – Jesteś gotowa?

- Po pierwsze mówiłam Ci, żebyś nie nazywał „księżniczką". Dla Ciebie zawsze będę Kasią. – leciutko uderzyłam go w ramię. – A po drugie. Pytasz się mnie o to, chyba dzisiaj piąty raz i piąty raz odpowiadam, że tak. Jestem gotowa.

- Przepraszam, ale chciałbym byś zapamiętała ten dzień do końca życia, więc wybacz mi. – dało się wyczuć w jego głosie przejęcie.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – „Bo czemu miałby nie być" – pomyślałam. – A teraz chodź. Za chwilę zaczynamy to wszystko i chciałbym mieć Ciebie koło siebie. – ruszyliśmy pod tron.

*

Wszystko szło zgodnie z planem. Najpierw tata nałożył mi koronę, potem wygłosił swoje długie i niesamowicie nudne przemówienie. Następnie przychodzili mieszczanie z darami. Nie były one jakoś niesamowite, bo zazwyczaj skupiały się na chlebie, niektórych owocach czy żywych zwierzętach, ale oczywiście nic nie może być, aż takie proste. Zaraz po niesamowitym występie błaznów, którzy pluli żywym ogniem, do sali wszedł dziwny niski człowieczek, który miał na twarzy maskę czerwonej Ryby.

- Witam Państwa! – nie codzienny człowieczek ukłonił się przed nami. Za jego plecami dało się dostrzec dziwnych mechanicznych żołnierz. – Ja tylko chciałem przyjść i powiedzieć, że od dzisiaj jestem nowym królem. Robociki, zajmijcie się byłymi władzami.

Z jego ostatnimi słowami, ten dziwne stworzenia, które stały za nim ruszyły w stronę mnie i mojego taty. Nasi rycerze chcieli nas obronić, ale uderzenia mieczami nic im nie robiły, za to maszyny, jednym cięciem potrafiły odcinały im głowy czy kończyny. Kiedy chcieli się dorwać do nas, oddzielił nas Wookash. Jeden z tych robotów, tylko wbił mu w brzuch długie ostrze, które było zamiast jego ramienia.

- Prze-praszam... Kasiu... - chyba nie chcący splunął krwią na moją sukienkę.

- Zostawicie dziewczynę! – odezwał się dziwny niski człowieczek. – Złapcie ją i zaprowadźcie na plac. Tam się z nią Sandwich zacznie bawić. – uśmiechnął się. – Starego zabicie.

Poczułem jak ktoś albo coś podnosi mnie za ramiona i przerzuca za ramię. To był chyba jeden z tych robotów, gdyż dało się odczuć od niego zimno metalu. Za tym, który mnie niósł, szło jeszcze dwóch temu podobnych. Mogłam zauważyć jak mój ojciec chciał jeszcze się za mną rzucić, ale powstrzymały go roboty, które zamachnęły się na niego. Pierw chciał się bornić, ale po kilku ciosach poddał się, a maszyny to wykorzystały i wbiły tylko mu ostrze w brzuch.

„Kim on jest? Czemu on to robi? Co chce ze MNĄ zrobić?" - Takie myśli gnieździły mi się w mojej głowie.

*

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 19, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Umarł król... Niech żyje król... (Post Scriptum x Kasia)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz