3.

84 22 3
                                    

- Jak to? - spytałam zdezorientowana.

W Programie nikt nie miał rodziny. Tu każdy był zdany na siebie.
Chłopak rzeczywiście bardzo ją przypominał. Czarne włosy, zielone oczy. Ten sam uśmiech.

- Możemy spotkać się dziś po południu? Wszystko ci wytłumaczę.
Nie powinnam była się zgadzać. Ale chłopak tak mnie zaintrygował.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć?

- Jestem lekarzem i opiekowałem się Larą po jej przemianie. Przejrzałem jej akta i w ten sposób do ciebie dotarłem. W ten sposób dowiedziałem się też o naszym pokrewieństwie. Hayley, oni cię oszukują. To wszystko kłamstwo. Dowiedziałem się o wiele za wiele... - mówił nerwowo.

- Dobrze, dam ci pół godziny. O 16:00 w kawiarni przy szkole.

***

Lekcje minęły szybko. Przez cały dzień myślałam o dziwnym zdarzeniu z poranka. Czy ten chłopak mówił prawdę? To co mówił było strasznie nieprawdopodobne, ale po co miałby kłamać?

Gdy szkoła się skończyła, poszłam do łazienki, nałożyłam na usta błyszczyk i związałam swoje gęste, brązowe włosy w kok.

Kawiarnia była tuż za rogiem. Spojrzałam na zegarek. Cholera.16:09. No i już spóźniona. Miałam nadzieję, że nie będzie mu to bardzo przeszkadzać. Jednak, gdy weszłam do środka, nie mogłam nigdzie go dostrzec. Obeszłam całą kawiarnię, jednak po chłopaku nie został nawet ślad.

Świetnie. Wystawił mnie. Nie powinnam była mu ufać. Zrobił mi jakąś złudną nadzieję, że czegoś się dowiem, a potem zniknął. I o co mu chodziło, gdy mówił, że wszystko jest kłamstwem. Niestety już się nie dowiem. Poczekałam jeszcze kilka minut i wyszłam. No trudno.
Udałam się do swojego pokoju. Nie chciało mi się nawet robić lekcji. Zamiast tego spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie. Jeszcze tylko 15 dni. 15 dni i będę mogła zrobić wszystko.
Otworzyłam szafę i wyjęłam sukienkę, którą razem z Larą przygotowałyśmy na tą uroczystość. Szybko wyskoczyłam ze swoich ubrań i włożyłam sukienkę. Założyłam też szpilki i się umalowałam, czego nie można było robić w szkole.

Przejrzałam się w lustrze.

Powinna stać obok mnie Lara.

I nagle coś sobie przypomniałam.
Dzisiaj powinni ją wywozić. Dzisiaj wychodzi ze szpitala. Dzisiaj jest ostatni dzień, w który mogę ją jeszcze zobaczyć. Nawet nie zdjęłam sukienki. Po prostu wyszłam. W windzie spotkałam dwóch opiekunów. Przyglądali mi się ze zdziwieniem, ale nic nie mówili.

Pół godziny później byłam już przy szpitalu. Ominęłam kobietę na recepcji i przeszłam prosto do windy. Proszę żeby jeszcze tam była. Bardzo proszę. Po chwili byłam przed tą salą. I właśnie wtedy wyszedł z niej lekarz z kołyską z plakietą z imieniem. To była ona. To była Lara.

Wyglądała dobrze. Musieli się nią tu starannie opiekować.

Powinnam była tylko popatrzeć i sobie pójść, ale wyrwałam lekarzowi kołyskę i zaczęłam uciekać. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, to był po prostu impuls. Lara nawet nie płakała. Może jednak coś tam pamiętała.

Złapali mnie przed budynkiem. Zabrali moją opiekunkę, a mnie przygwoździli do ziemi.

- Auć! - jęknęłam. - Puśćcie mnie!
Jeden z nich trzymał swoją stopę na moim karku i mocno wbijał mnie w ziemię.

Leżałam w kałuży i nie mogłam się ruszyć.

- Jeszcze raz spróbujesz takich numerów - wyszeptał mi obleśnym głosem do ucha - a zajmiesz jej miejsce.

ProgramOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz