Rozdział 8

57 6 0
                                    



Na widok Anny w drzwiach Marek wciągnął gwałtownie powietrze. Wyglądała niesamowicie w skromnej, ale eleganckiej sukience i wysokich butach... jedynie jej sylwetka wydawała mu się bardziej wątła niż ostatnio.

– Gotowa? – zapytał kiedy zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią bez słowa.

Anna również czuła się lekko oszołomiona- nie była przyzwyczajona do takiego jawnego zachwytu w oczach mężczyzn... Marek był ubrany w prosty, czarny garnitur, ciemne, krótkie włosy i wyraźnie zarysowane kości policzkowe przywodziły jej na myśl żołnierza.

– Tak, możemy wychodzić. – odparła i włączyła alarm w domu, Marek zaś wciąż jej się przyglądał.

– Dlaczego się tak na mnie patrzysz? – zapytała z uśmiechem, narzucając na ramiona gruby płaszcz i owijając się jasnym szalem.

– Ślicznie wyglądasz. – odparł po prostu, a ona zarumieniła się.

– Nie przesadziłam? – chciała się upewnić, zanim jeszcze straci ostatnią szansę, by się przebrać... Marek ocenił ją spojrzeniem od stóp do głów, a kiedy na nią spojrzał, dostrzegła w tych oczach coś, czego nigdy wcześniej nie widziała...

– Ani trochę... – powiedział po prostu i cofnął się nieco, by mogła wyjść, następnie otworzył jej drzwi do swojego sportowego samochodu.

Przyjemnie jej się na niego patrzyło, gdy tak obchodził samochód, w jego ruchach było coś dzikiego, nieokiełznanego, ale jednocześnie były one pełne gracji i wdzięku... zajął miejsce za kierownicą i w niewielkiej przestrzeni kokpitu zaświeciły się miliony kontrolek.

Jechali w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie kilkoma uprzejmościami, mimo to żadne nie odczuwało z tego powodu dyskomfortu, wręcz przeciwnie, nie była to pełna napięcia cisza z siekierą wiszącą w powietrzu, ale miłe, przyjacielskie porozumienie- cicha muzyka w tle tworzyła łagodny, przyjemny nastrój. Przypomniało jej się stare powiedzenie jej mamy: nie sztuką jest ze sobą rozmawiać, prawdziwa sztuka polega na tym by wytrzymać z kimś w ciszy... Anna otuliła się ciaśniej płaszczem i oparła się na wezgłowiu, wyglądając przez okno.

Było już zupełnie ciemno, ale świat spowity białym dywanem wyglądał jakby dopiero budził się do życia- uśmiechnęła się do swojego odbicia kiedy mknęli przez praktycznie opustoszałe ulice, czuła się podekscytowana, tak bardzo nie mogła się doczekać, że strach towarzyszący jej godzinę temu wydawał się mały, irracjonalny i taki malutki...

– Cieszę się że mnie zaprosiłaś. – Powiedział nagle Marek, kiedy znajdowali się już w Markach.

– Właściwie powinnam ci podziękować... jakoś nie uśmiechało mi się iść tam samej... – odparła cicho, on zaś uśmiechnął się lekko. – Zresztą... – dodała – Gdyby nie ty, nikt nie zaproponowałby mi czegoś takiego... – chociaż od razu zaczął zaprzeczać, Anna wiedziała swoje, nie chciała jednak psuć wieczoru taką bezsensowną sprzeczką, zamilkła więc i wróciła do podziwiania okolicy...

Równo pół godziny później zajechali pod duży gmach pałacu kultury i nauki- kiedy Anna dostrzegła morze samochodów przed wejściem, jej nadzieję że może to wcale nie okaże się kompletną klapą nieco wzrosły.

Marek wyszedł pierwszy i zanim mogła się zorientować, otworzył przed nią drzwi. Czuła się jak gwiazda filmowa, kiedy podała mu rękę przy wysiadaniu i kiedy później ujęła go pod ramię... Przy wejściu przywitał ją jakiś mężczyzna w schludnym garniturze i z miłą aparycją... uśmiechał się miło, kiedy całował ją w rękę.

Brudna Krew IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz