Kilka dni później jej nadzieje zostały rozwiane. Właśnie ubierała choinkę i po raz kolejny zastanawiała się, co kupić mężowi na prezent, kiedy ten wrócił do domu i od progu oznajmił, że niestety, ale dwudziestego siódmego grudnia wybiera się do pracy na drugą zmianę.
– Nie mógł byś iść na pierwszą, a później jakoś to odrobić? – zapytała, zamierając z czerwonym łańcuchem w dłoniach.
– Chcesz żebym pracował w Wigilię, tylko po to żeby jechać z tobą do Warszawy na jakiś wieczorek? – łzy zakręciły się jej w oczach. Nie jakiś wieczorek, chciała wykrzyczeć, mój wieczorek! Powstrzymała się jednak od komentarza i tylko mocno zacisnęła zęby.
– Nie. – powiedziała ze spuszczoną głową i wróciła do ubierania drzewka... nagle straciło to dla niej cały urok.
Wszystko układało jej się nie tak jak chciała, do Bożego Narodzenia zostały cztery dni, a jej powieść znajduje się w kompletnej rozsypce, wciąż nie ma prezentu dla Piotra, a jej bóle głowy nie tylko nie ustały, ale też zaczęły się pojawiać z zatrważającą regularnością- zawsze koło dziesiątej rano, a później koło piętnastej... o ile teraz mogła być na nie w miarę przygotowana, o tyle ból za każdym razem wydawał jej się trudniejszy do zniesienia... modliła się, żeby lekarstwo które dał jej mąż w końcu zaczęło działać. Najgorsze było to, że już nie była w stanie ukryć bólu przed Piotrem- zawsze kiedy wydawało jej się, że głowa lada chwila jej eksploduje, znajdował się przy niej i głaskał po plecach, obiecując że wszystko będzie dobrze...
Kiedy tak o tym rozmyślała, nagle poczuła jakby ktoś kopnął ją w brzuch, a brzuch podjechała do samego gardła... upuściła szklaną bombkę i z dłonią przy ustach popędziła do łazienki, zdążyła dosłownie w ostatniej chwili- cała treść żołądka wylądowała w muszli klozetowej.
Jeszcze tego mi potrzeba, pomyślała, niestrawność tuż przed Świętami... ich plany rysowały się następująco: Wigilię mieli spędzić tylko we dwoje, pierwszego dnia świąt wybierali się do rodziców Anny na uroczysty obiad, zaś na drugi dzień zostali zaproszeni do starszego brata Piotra, Pawła... A później był jej wieczorek- nie mogła się wprost doczekać, nawet jeżeli mąż nie będzie jej towarzyszył!
Podniosła się z podłogi, opłukała usta i wróciła do salonu, by dokończyć strojenie drzewka- najpierw posprzątała resztki bombki, a raczej jej tysiączne części... jej męża nie zwabił żaden dźwięk, wciąż siedział w swoim gabinecie, Bóg jeden wie co tam robiąc...
Kiedy już zawiesiła gwiazdę i uznała, że choinka całkiem jej się podoba, nagle przyszedł jej do głowy pomysł, co kupi mężowi na urodziny... uśmiechnęła się do siebie, szybko się ubrała i wyszła, by wcielić swój plan w życie.
Jak to przed świętami, miasto przeżywało istny Armagedon. Ludzie biegali, krzyczeli, kobiety nosiły w rękach monstrualnie duże torby wypełnione po brzegi jedzeniem... pokręciła tylko głową i weszła do najbliższego jubilera.
Asortyment może nie był najładniejszy, ale oceniła to jedynie przez pryzmat kobiecego oka, a miała przecież kupić prezent dla Piotra... z pomocą miłej ekspedientki wybrała zielone, wieczne pióro, czuła się podwójnie szczęśliwa, ponieważ przeznaczyła nań wszystkie własne pieniądze- swoje, a nie Piotra... zwykle mąż raz w tygodniu oddawał jej pewną część swojej wypłaty, by mogła kupić jedzenie i wszelkie niezbędne produkty, ale przecież nie mogła kupić mu prezentu za jego własne pieniądze. To by było tak, jakby sam sobie go kupił.
Nagle do głowy wpadł jej jeszcze jeden pomysł.
– Czy można by coś na tym wygrawerować? – zapytała, a kiedy okazało się że, owszem, bez większego problemu, na małej karteczce napisała ekspedientce tekst: Twoja Anna, do końca życia... obok dodała jeszcze datę, po czym zapłaciła i wyszła- pióro było do odebrania jutro.
Zadowolona wyszła ze sklepu i wróciła do domu, ekspedientka długo za nią patrzyła, a kiedy kobieta zniknęła jej z oczu, westchnęła przeciągle.
– Co tak wzdychasz? – zapytała właścicielka, wyłaniając się z zaplecza.
– Ta to ma dobrze... godzinę temu jej mąż kupił u nas te złote kolczyki, które wczoraj zamówiłaś. – Jak ona jej zazdrościła! – By kupić sobie takie kolczyki musiałabym odkładać co najmniej rok, a ona od tak je po prostu dostanie... – szefowa zaśmiała się chrapliwie słysząc swą naiwną pracownicę i pociągnęła spory łyk z białego kubka.
– O ile są dla niej...
Piotr właśnie gdzieś wychodził, minęli się w drzwiach domu, obydwoje równie zaskoczeni.
– Wychodzisz? – Anna pierwsza przełamała ciszę.
– Tak, mam spotkanie. – odparł mąż, mierząc ją badawczym spojrzeniem – Gdzie byłaś? – Kobieta poczuła że się czerwieni. Przecież nie powie, że poszła kupić mu prezent!
– Chciałam się przejść... podobno świeże powietrze dobrze wpływa na organizm... – wyjąkała on zaś uśmiechnął się.
– Powinnaś mnie uprzedzać... – Coś w jej duszy wydało gwałtowny sprzeciw, ale ona sama pozostała tchórzem – A co do świeżego powietrza to uwierz mi, wystarczy że łykasz swoje kropelki... – Minął ją i ruszył w stronę garażu, ona zaś odetchnęła z ulgą. Już nie zobaczyła więcej swojego męża tego wieczoru.
Jej myśli powróciły do wieczorku autorskiego, który miał się odbyć już niedługo... czy naprawdę musi iść tam sama? Będzie to co najmniej przygnębiające, czymże jest radość z odniesionego sukcesu, jeżeli nie ma z kim jej dzielić? Rozmyślała gorączkowo, szukając w głowie jakiegoś rozwiązania... nagle ją olśniło, w momencie w którym ta myśl pojawiła się w jej głowie, sięgnęła po telefon.
– Halo? – Głos Marka, miły i przyjazny, sprawił że mimowolnie się uśmiechnęła. Oby tylko miał czas!- błagała w duchu.
– Cześć Marek, to ja. – zaczęła.
– Ania? Mam nadzieję że chcesz mi powiedzieć że skończyłaś książkę! – Powiedział śmiejąc się chrapliwie.
– Nie... chcę cię zaprosić na mój wieczór autorski. – przez chwilę w słuchawce zapadła zupełna cisza.
– Jesteś tam? – zapytała w końcu.
– Jestem. – Odpowiedział natychmiast – Ale chyba nie do końca rozumiem. – westchnęła. Proszę bardzo, naświetli mu całą sytuację.
– Mój mąż wtedy pracuję, no i przyszło mi do głowy, że ty, jako mój agent i przyjaciel mógłbyś iść ze mną... – powiedziała na jednym oddechu, a kiedy nie odpowiedział dodała: – O ile chcesz i o ile masz czas oczywiście...
– Chcę. – niemalże jej przerwał. – O której po ciebie podjechać? – Odetchnęła z ulgą. Właśnie dlatego wybrała Marka na swego agenta- był niezawodny.
– Za dziesięć siódma?
– Okej, w takim razie do zobaczenia. – Podziękowała mu jeszcze i z uśmiechem odłożyła telefon. Jej humor zdecydowanie się poprawił, nawet nie zastanawiała się nad ty, jak zareagowałby jej mąż gdyby się dowiedział...
CZYTASZ
Brudna Krew I
Misterio / Suspenso"I że cię nie opuszczę aż do śmierci"- Czy Anna, wypowiadając te słowa zdawała sobie sprawę, że jej ukochany mąż zapragnie przyspieszyć wypełnienie tej obietnicy w tak okrutny, bezlitosny sposób? Czy mogła wiedzieć, jaką straszliwą pułapkę zastawił...