Lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam biały sufit, na którym widniały promienie wschodzącego słońca. Zmarszczyłam czoło, czując potworny ból głowy. Zamrugałam kilka razy i dotarło do mnie, co stało się zeszłej nocy. W zasadzie, tylko do czasu mojego "wypadku". Potem nie pamiętam prawie nic... jechałam jakimś samochodem? I najważniejsza kwestia: gdzie ja do cholery jestem?!
Odwróciłam się pomału na bok i zobaczyłam duże okno z widokiem na basen oraz duży ogród. Na pewno nie jestem w domu cioci Julii... Byłam tak zmęczona, że nawet nie wpadłam w panikę, jak mam w zwyczaju.
- Jak się czujesz? - usłyszałam przyjemny głos i szybko odwróciłam się do jego źródła, zakrywając się jednocześnie kołdrą.
- Um. - wykrztusiłam tą konstruktywną odpowiedź, gdy zobaczyłam Adama stojącego w drzwiach. Uśmiechnął się lekko, inaczej niż poprzedniej nocy, przyjacielsko i bez ironii.
- Jestem ciekawy, jak to jest, gdy ktoś czuje się "um"... - leniwym krokiem podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu. Automatycznie przesunęłam się lekko w przeciwną stronę i jeszcze bardziej naciągnęłam kołdrę, nie umiejąc wydusić z siebie słowa.
- Przepraszam, nie chciałem... - brunet zmieszał się lekko i szybko wstał - Głupio wczoraj wyszło... Nie wiedzieliśmy gdzie cię zawieźć, ty nie za bardzo umiałaś podać nam adres, więc wmówiłem Stefani, że się znamy i możesz przenocować u mnie. To tak w ramach przeprosin, na prawdę nie chciałem, żeby to się tak skończyło...
Mój umysł przetwarzał informacje najszybciej jak umiał (a nie było to zawrotne tępo) i jak na razie w oczy rzuciła mi się jedynie przemiana w Adamie; w ogóle nie przypominał zarozumiałego dupka z poprzedniej nocy. Przeciwnie, wglądał na trochę zmieszanego, stojąc obok łóżka w krótkich spodenkach i podkoszulku...
- Jak chcesz, możesz coś zjeść, potem odwiozę cię do domu. - kontynuował, patrząc na zmianę, raz na swoje stopy, raz na sufit - No... zejdź na dół, jak będziesz gotowa.
Znowu uśmiechnął się delikatnie i szybko wyszedł w pokoju. Ja zamiast martwić się tysiącami ważnych w tej chwili rzeczy, przejmowałam się jedynie tym, że Adam nie wziął mnie ze sobą dlatego, że mnie lubi, ale dlatego, że czuł się w obowiązku zaopiekować głupią dziewczynką, która przez niego wypiła trochę za dużo. Zresztą nie miał powodów, żeby pałać do mnie sympatią; mówiłam monosylabami (um), wpadałam bez większego powodu w panikę i mdlałam. Świetny start znajomości.
Wygrzebałam się z łóżka i przejrzałam w lustrze na ścianie. Z potarganymi włosami, rozmazanym makijażem i ciuchach z poprzedniego wieczoru wyglądałam jakbym uciekła z zakładu psychiatrycznego. Szybko umyłam się w łazience, marząc o kąpieli w domu. W domu, w którym czekać będzie, zapewne odchodząca od zmysłów, Julia. Będzie wściekła.
Myśląc o koszmarze, jaki mi zgotuje, schodziłam ze schodów, jednocześnie podziwiając duży i jasny dom. Adam siedział w przestronnej kuchni i bez zainteresowania wpatrywał się w wyświetlacz telefonu.
- Śniadanie? - zapytał, nie podnosząc wzroku. Nie wiem czemu, poczułam, że znowu jest osobą, którą poznałam wczoraj, wszelka sympatia w jego głosie zniknęła.
- Nie, dziękuję. - odpowiedziałam tak wyniośle, jak tylko potrafiłam. - Wolałabym wrócić już do domu.
Adam zaszczycił mnie obojętnym spojrzeniem, po czym wzruszył ramionami i mruknął:
- Gdybym był na takim kacu, też nie miałbym ochoty na śniadanie...
Zaniemówiłam. Toż to był już szczyt chamstwa. Podczas gdy ja stałam z rozdziawionymi ustami i szukałam błyskotliwej oraz równie chamskiej odpowiedzi, jasnooki brunet wziął ze stołu kluczyki i mruknął, żebym poszła za nim. Jaki miałam wybór? Bez słowa ruszyłam jego śladem.
CZYTASZ
Fuck You, Adam Lambert
FanfictionNie można wyobrazić sobie lepszego sposobu na zawarcie znajomości - przy męskiej toalecie, w klubie nocnym, podczas ataku paniki. Wiktoria przylatuje do LA na wakacje, razem z najlepszą przyjaciółką. Pierwsza noc owocuje w niespodziewane spotkanie...