[Rozdział trzeci]

235 30 10
                                    


Tiffany

Obudził mnie okropny dźwięk. Z zamkniętymi jeszcze oczami zaczęłam po omacku szukać telefonu. Zrzucilam go przez przypadek z szafki ale w końcu się zamknął. Jęknęłam. Kolejny dzień w szkole. Przypomnialam sobie wczorajsze zdarzenia i szybko przetarlam oczy. Rozejżalam sie po moim pokoju, którego ściany pokrywalo mnóstwo plakatów. Serce zabiło mi mocniej. Może nie będzie tak źle... Niechętnie zlazłam z wygodnego łóżka. Podeszlam do szafy żeby znaleźć coś nadającego się do ubrania. Za dużego wyboru nie mialam. Wyciagnelam pierwsza z brzegu bluzkę i jeansy.  Szurajac głośno nogami powloklam się do łazienki. Nie przejmowalam się otwartymi na osciez drzwiami, bo mieszkam ze starszym bratem, który wyjechal na swoją uczelnię. Ściągnęłam z siebie wielki t-shirt służący mi za piżamę i weszlam pod prysznic. Ciepła woda rozbijająca się o moje plecy działała kojąco. Rozuźniała wszystkie mięśnie. Po jakichś piętnastu minutach wyszłam z kabiny i popatrzalam na swoje odbicie w lustrze. Brązowe włosy jak zawsze w nieładzie, tępy wyraz twarzy, lekko podkrążone oczy. Jedyne, co podobało mi się we mnie, to delikatnie zarysowane mięśnie brzucha, które okropnie długo staralam się wyrobić. Z westchnieniem wytarłam się recznikem i wciągnęłam na siebie czarną bluzkę z nadrukiem z happysad'u. Ubralam się, przeczesalam włosy szczotką i z wachaniem musnęłam rzęsy tuszem. Zazwyczaj tego nie robiłam, no ale poznałam Jennifer, więc musiałam jakoś wyglądać.  Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
- O kurna! - miałam już tylko 20 minut. Pobieglam do kuchni, chwycilam jabłko do ręki, zabralam z mojego pokoju telefon, słuchawki, torbę i  klucze. Wciagnelam na siebie kurtkę, wlozylam do uszu słuchawki i w pośpiechu (jeśli tak się da) założyłam na nogi glany. Zatrzasnelam za sobą drzwi. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. 7:45, czyli raczej zdążę. Na szczęście mam tylko dwa kilometry do szkoły. Chyba pierwszy raz dbam o to, żeby nie spoznic się na lekcje! Zaczyna mi odwalać...
                                   ...
Wbieglam do klasy pięć minut po dzwonku. Wszyscy gapili się na mnie, jakbym była jakimś nader dziwnym zjawiskiem.
- Przepraszam za spóźnienie - wymamrotalam i poslalam klasie mordercze spojrzenie.
- Dobrze, usiadź z panną Yernis - odpowiedziała nauczycielka. Odszukalam wzrokiem Jennifer. Też na mnie patrzala i usmiechnela sie przyjacielsko. Odwzajemnilam uśmiech i z lekkim zaklopotaniem zajelam miejsce obok niej. Poczułam jej oszałamiający zapach. Już chciałam sie odezwać, ale ona przylozyla palec do moich ust. Zaczerwienilam się. Cholera! Czemu ona musi mi to robić? Dziewczyna wyrwała z zeszytu kartkę i napisała coś na niej. Posunęła ją w moja stronę. Przeczytalam.
\Nie rozmawiajmy na głos laska, bo da nam jakieś dodatkowe zadanie, zawsze tak robi.\
\Okay. Jakim cudem miejsce obok ciebie było wolne? Każdy chce zawsze z tobą siedzieć ty chodzący ideale!\ - odpisalam. Jennifer przeczytała i hamując smiech lekko uderzyła mnie w ramię.
\Ehh... Bycie popularną bywa męczące... Już myślałam, że nie przyjdziesz!!!! A zajełam ci miejsce całą przerwę leżąc na dwóch krzesłach\ - teraz to ja parsknęłam.
- Panno Fuliner! Skoro to cię tak śmieszy, zapewne wiesz, jaki jest wynik tego działania? - powiedziała nauczycielka matmy tym swoim ochryplyn glosem nie zwiastujacym nic dobrego. Nie mialam pojęcia o jakie działanie chodzi.
- Minus piętnaście przecinek dwa - szepnela mi do ucha Jenny. Aż podskoczylam na krześle.
- Zapewne to minus piętnaście przecinek dwa - odpowiedziałam.
- Dobrze - odetchnelam z ulgą. \DZIĘKI\ - napisałam na kartce. Resztę lekcji przesiedzialysmy w ciszy. Stykalam sie z Jennifer kolanami. Ze zdziwieniem poczułam, jak dziewczyna łapie moją dłon, i zaczyna bawić się rzemykami na moim nadgarstku. Twarz po raz kolejny zrobiła mi się czerwona. Na szczęście dziewczyna tego nie zauważyła. W końcu zadzwonił dzwonek na przerwę. Jednak Jenny nie puściła mojej ręki. Pociągnęła mnie na korytarz.
- No wreszcie koniec!
- Ta lekcja trwała wieczność! - sasmialysmy się. Moja rozmówczyni wyciągnęła z kieszeni paluszki. Zaczelysmy pochrupywac je z zadowoleniem.
- Hej, Jennifer! Może chcialabys przyjść dziś do mnie? - bałam sie odpowiedzi, jednak dziewczyna rozpromieniła się.
- No pewnie! Twoi rodzice będą? - zaskoczyło mnie to, ze bez żadnego namysłu od razy się zgodziła.
- Nie. Mieszkam ze starszym bratem, ale on aktualnie wyjechał na uczelnię, więc mam cały dom dla siebie - nieznacznie się usmiechnelam. Nagle poczułam czyjas stopę mocno uderzajacą o moją nogę. Zabolalo. Popatrzalam do gory i zobaczyłam byłego chłopaka Jennifer. Był cały poobijany.
- Nadal będziesz zadawała sie z tą zdzirą, Jennifer? - skierował swoją parszywą mordę na Jenny.
- Co cię to obchodzi dupku! Minuta z nią jest lepsza, niż cały ten zmarnowany czas, który spędziłam z tobą. Spadaj! - posłał nam jadowity uśmiech i odszedł powolnym krokiem.
Dopiero teraz zobaczylam, ze wszyscy sie na nas gapią. Zadzwonił dzwonek. Ludzie zaczęli wchodzić do klasy. Tym razem to ja chwycilam Jenny za dłoń.
- Wow... No nieźle! - powiedziałam. W odpowiedzi zarzuciła włosami.
- Się wie! - ze śmiechem ruszylysmy do klasy.
                                  ...
Reszta lekcji minęła mi na wpatrywaniu się w Jennifer. Kazdą z przerw siedzialysmy razem, rozmawiajac o glupotach. Zadzwonił ostatni dzwonek zwiastujacy wolność. Zbieglysmy do szatni i szybko sie ubralysmy. W koncu doszlysmy do mojego domu. Otworzylam drrzwi odsuwając się, zeby wpuścić Jenny do środka.

                        ~~~~~~~~

Yeeaah!!! Powracam!!! Wena wróciła! Przepraszam, ze tak długo mnie nie było... Za błędy też przepraszam.
Ciekawe co się stanie w domu Tiff... Hehehehe...  ;3 Do następnego!
A i dlatego wstawiam rozdział jeszcze raz, bo przez przypadek dodalam wtedy ten nieepoprawiony.

Mudai_

NigdyWhere stories live. Discover now