2. Podejrzliwy

733 74 65
                                    


Ciemność.

Otaczała go ze wszystkich stron. W normalnych warunkach już dawno podniósłby się i rozejrzał dookoła, ale teraz nie mógł się przemóc.

Nie chciał otwierać oczu. Wolał zostać w mroku. Czuł przerażenie na myśl o tym, co zobaczyłby po uchyleniu powiek. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo bał się światła. Bał się okrutnej rzeczywistości, która mogła okazać się prawdą.

„Co jeśli to kłamstwo? A jak Stiles nie istnieje? Może nigdy nie byłem w szkole? Może wszystko sobie wymyśliłem? Co jeśli to był tylko sen?!"

Przełknął ślinę. Od dobrych pięciu minut wahał się otworzyć oczy, ale w końcu musiał się poddać, gdyż wrodzona ciekawość obrała nad nim górę.

„Dobra, to jedno po drugim... Albo nie. Oba na raz! Uwaga... Trzy... Czte-ry!"

...I nagle wszystko stało się jasne. Odetchnął z ulgą i rozluźnił wszystkie jak dotąd napięte nerwy. To nie był sen. Niczego sobie nie wymyślił. Naprawdę był wczoraj w szkole, naprawdę dowiedział się, że miał brata bliźniaka, naprawdę postanowili zamienić się miejscami. I naprawdę obudził się w jego pokoju, zawalonym podręcznikami do kryminalistyki i jakimiś papierzyskami, które leżały na podłodze.

Teraz gdy był już spokojny, czuł, że mógł bezpiecznie wrócić do drzemki. Przekręcił się na drugi bok, rozkoszując się ciepłem kołdry i miękkością materaca. Z tego co zobaczył na telefonie, było jeszcze wcześnie — za dwadzieścia siódma — więc nie zawracał sobie głowy dźwiganiem się z łóżka.

Dwadzieścia minut ciszy. Tyle czasu, tyle snu, tyle świętego spokoju. Marzył by pozostać w tym stanie jak najdłużej, lecz w jednej chwili zachcianka ta prysła niczym bańka mydlana, gdy usłyszał dźwięk naciskanej klamki.

– Pobudka, Stiles! Bo się spóźnisz! – odezwał się męski głos, po czym do jego uszu dobiegło pukanie w drzwi.

Thomas jednak nie miał zamiaru się podnosić. Według zegarka zostało mu jeszcze sporo czasu, więc zamierzał go wykorzystać. Nie rozumiał, dlaczego ten człowiek — który przypuszczalnie mógł być jego rodzonym ojcem — budził go przed czasem. Wymamrotał tylko coś pod nosem licząc, że odejdzie.

– Och, na miłość... – To było wszystko, co usłyszał, zanim ciepło zniknęło wraz ze ściągnięciem z niego kołdry, a na kostkach poczuł silny uścisk i w mig wylądował na podłodze.

– Co do...! – wykrzyknął, zerkając na szeryfa z wyrzutem, lecz szybko się zreflektował, jak tylko zobaczył jego niezadowolone spojrzenie.

– Dobrze wiesz, jak tego nie znoszę – wyznał mężczyzna, zakładając rękę na rękę. – No, dalej, wstawaj.

– Z... Zaraz, ale... – Ziewnął, pocierając oczy. – ...Która godzina? Przecież mam jeszcze dwadzieścia minut...

– Dwadzieścia minut, synu, było dwadzieścia minut temu. Jest godzina siódma, a ty, zdaje się, zapomniałeś nastawić budzik.

Słysząc to, Thomas zmarszczył brwi, patrząc przed siebie w przestrzeń i zastanawiając się, jak to w ogóle było możliwe, po czym wziął telefon do ręki.

„Szlag..."

Ojciec mówił prawdę. Była siódma, a nawet minuta po. Próbował zrozumieć, gdzie mu uciekł ten czas, który chciał spożytkować na sen, ale nie potrafił. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Natychmiast poderwał się z podłogi i podbiegł do szafy, wyciągając z niej czarną koszulkę, jasną, kraciastą bluzę z kapturem i czarne spodnie.

O dwóch takich, co wkręcili całe miasto| TW/TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz