Rozdział 2 "Śledztwo w toku"

467 25 9
                                    



Skierowali się w stronę Tundrówki, następnie tunelem 85 aż do wyjazdu z miasta. Tuż przed znakiem informującym o wyjeździe ze Zwierzogrodu skręcili w lewo, w małą asfaltową drogę dojazdową do starych, dawno nieużywanych magazynów.

- Wiesz, jeśli chodzi o prowadzenie radiowozu... - zaczęła Judy, przekonana, że Kojoto znów nastąpił mu na odcisk.

- Karotka, gdyby mi na tym zależało, zaproponowałbym zmianę – przerwał jej Nick, wyglądając przez okno. – Nie mam zamiaru przejmować się tym, co mówi tamten kretyn.

- To dobrze. – Judy uśmiechnęła się do partnera, parkując samochód nieopodal zgliszczy. Przez chwilę spoglądali sobie w oczy, jedne fioletowe, drugie zielone. I choć każde z nich czuło, że mogłoby tak siedzieć w nieskończoność, spojrzenie to było zdecydowanie zbyt głębokie i zbyt długie. Odwrócili się od siebie z rumieńcami na twarzach i wysiedli z samochodu. Pora zabrać się do pracy, a uczucia zostawić na później.

Budynek musiał być dość duży, ściany zostały niemal całkowicie rozwalone przez wybuch, jednak w środku widać było coś na kształt zniszczonej taśmy produkcyjnej.

- To była fabryka – mruknął Nick, gdy weszli na teren magazynu, rozglądając się.

- Owszem. Dawno nieużywana fabryka. – Hiena w mundurze strażaka podeszła do nich z wyciągniętą łapą. – Głównodowodzący akcją John Chichot, jestem zastępcą komendanta straży, miło mi was poznać. Wracając do tematu... Nie było żadnych ofiar, a w środku nie zostało praktycznie nic, więc ciężko stwierdzić, co było tu produkowane, ale znaleźliśmy coś, co może zainteresować policję.

- Niech pan prowadzi. – Judy skinęła głową.

Głównodowodzący poprowadził ich w sam środek zgliszczy. Po drodze mijali pozostałych strażaków ściągających swój sprzęt i badających konstrukcję magazynu.

- Moi ludzie wyciągnęli to z budynku. – Chichot odwrócił się do nich, mijając wejście do niego, które – o dziwo – stało jeszcze w miejscu. – Wyciągnęliśmy to, bo i tak nie moglibyście dostać się do środka – konstrukcja nośna budynku została mocno naruszona, więc wchodzenie tam jest zbyt niebezpieczne dla kogoś, kto nie pracuje w straży.

Poprowadził ich do porzuconego na trawie zwęglonego prostokąta. Nie był on duży, ale jego stan był mniej więcej tak samo opłakany jak stan magazynu – boki były porozrywane i spalone, ale dało się w środku dostrzec pozostałości po kablach. Na dłuższym boku prostokąta przyczepione było coś na kształt starego, połamanego i spalonego telefonu komórkowego.

- Bomba – rzekł Nick, kucając przy znalezisku. – Domowej roboty.

- Zgadza się – rzekł Chichot. – Takiego typu bomby można wyprodukować w salonie, oglądając serial. Detonacja następuje na odległość, wystarczy zadzwonić na numer przyczepionego telefonu, a jego wibracje zamykają układ elektroniczny i następuje detonacja.

- Sporo pan wie o bombach – zainteresowała się Judy, robiąc notatki. John zerknął na nią.

- Chciałem dostać się do sił specjalnych, ale życie potoczyło się trochę inaczej i wylądowałem tutaj.

Nick wyprostował się.

- Znaleźliście coś jeszcze?

- Nic specjalnego – trochę sprzętu, podejrzewamy, że był zniszczony jeszcze przed wybuchem. Nie było tu nic wartościowego.

Godzina zero - ZwierzogródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz