Rozdział 1 "Nie zadzieraj z niewyspanym Nickiem"

551 31 20
                                    

Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak ciekawszej akcji w tym rozdziale. Śledztwo się dopiero zaczyna, więc myślę, że następny rozdział będzie znacznie ciekawszy. Tymczasem pomaltretuję trochę Nicka przed poranną kawą ;D

----------------------------------------------

Zegarek na małej szafce wybił godzinę 5.30, a budzik natychmiast zadzwonił. Nick westchnął, sięgając ręką by wyłączyć to szatańskie urządzenie. Zsunął się z łóżka wprost na kilka puszek po piwie.

Przeklinając głośno głupotę tego, kto rozłożył ten tor przeszkód, powlókł się do łazienki. W rzeczywistości on sam je tam wczoraj zostawił, ale uznał, że ból głowy spowodowany kacem z pewnością poprzekręcał wspomnienia, a puszki pojawiły się tam z ręki Finnika.

Gdy się wyszykował, ruszył przez ponurą dzielnicę dopiero budzącą się do życia. Nikt normalny nie odważyłby się samotnie przejść przez slumsy Zwierzogrodu późno w nocy bądź też wcześnie rano mając na sobie mundur policyjny, jednak Nick nie należał do „normalnych" mieszkańców miasta. Był dobrze znany w slumsach z powodu swojej przeszłości, ale również dlatego, że Pan B przebaczył mu sprzedaż feralnego gobelinu po tym, jak razem z Judy Hopps pomogli jego znajomemu floryście, Emilowi Wydralskiemu. Nick uśmiechnął się, wiedząc, że Judy uznałaby raczej, że to jej zasługa – uratowała przecież córkę Pana B przed zgnieceniem przez wielkiego pączka.

W każdym bądź razie wszyscy w slumsach znali nazwisko Nicka i jeśli wśród nich panował kiedyś honor, honorową sprawą było nie ruszać „swoich". Dlatego też każdy przymykał oko na błysk odznaki na jego klatce piersiowej.

Nick ziewnął rozdzierająco, przechodząc przez ulicę. Wyciągnął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów i przejrzał ją w poszukiwaniu nienaruszonej, albo przynajmniej nie połamanej fajki. Próbował ją przypalić zapalniczką, nie rozumiejąc, dlaczego papieros bądź ogień nie chcą z nim współpracować.

- Rany, zombie wygląda lepiej od ciebie przed kawą! – Znikąd pojawiła się Judy.

- Nie zdążyłem jeszcze dotrzeć do automatu – ziewnął Nick, maltretując swojego papierosa. Judy zaśmiała się.

- Wiesz Nick, ja nie palę, ale nawet ja wiem, że podpala się drugą stronę.

Lis uważnie przyjrzał się podłużnemu przedmiotowi pożądania i zaklął szpetnie. Karotka oczywiście miała rację. Problem polegał na tym, że całą drogę próbował podpalić nie ten koniec papierosa, co powinien, a gdy zrozumiał swój błąd, było za późno na zapalenie.

Schował papierosa z udręczoną miną i wszedł za królikiem na komisariat. Pazurian wcinał pączka, machając im ręką, ale nie oderwawszy wzroku od ekranu komputera. Minęli go i skierowali się do sali odpraw, po drodze zatrzymując się, by Nick kupił sobie mocną, czarną kawę, zabierając po drodze również dwie śmietanki.

Zajęli swoje zwykłe miejsca, ale nim szef wszedł na podium pod mapą miasta, Nick wypił już połowę swojej kawy.

Drzwi od strony biura komendanta otworzyły się z hukiem, kiedy bawół przeszedł przez pomieszczenie i wszedł na podium.

- Cisza! – zawołał do podwładnych, uderzając kopytem w mównicę, by podkreślić wagę swoich słów, mimo iż tak naprawdę wszyscy siedzieli cicho. – Mamy dzisiaj kilka problemów. Mianowicie ktoś notorycznie okrada sklepy jubilerskie...

- To zadanie w sam raz dla lisa! – krzyknął Kojoto z tyłu sali, ku ogólnej wesołości. Judy położyła uszy po sobie; wiedziała, że uderzył w czuły punkt Nicka. Ci dwaj szczerze się nie lubili i toczyli ze sobą wojnę odkąd Bajer wstąpił do policji.

- Ha! – zawołał ten ostatni. – Stary, naprawdę powinieneś założyć kabaret! Już sam twój widok wystarcza, że zwierzęta płaczą ze śmiechu.

Przez pomieszczenie przetoczył się serdeczny śmiech kolegów, ale Kojoto powoli podniósł się z krzesełka i byłby się rzucił na Nicka, gdyby jego partner, Szponer, nie pociągnął go za ramię.

- Daj spokój, to było zabawne! – rzucił do niego.

- Wystarczy! – Bogo tracił cierpliwość. – Kojoto, ty i Szponer się tym zajmiecie.

Nick wyciągnął się na krzesełku z leniwym uśmieszkiem odprowadzając Kojoto wzrokiem. Wilk rzucił mu spojrzenie mówiące coś w stylu „ty zajmiesz się parkometrami", albo coś bliższego prawdy – „zamienię cię w parkometr po odprawie".

Bogo odczekał aż dwa wilki przejdą obok siedzenia lisa. Gdy wojna światowa została chwilowo zażegnana, odezwał się po raz kolejny:

- Po drugie, wczorajszej nocy w powietrze wyleciał stary magazyn na obrzeżach Tundrówki. Bajer, Hopps – to robota dla was. Sprawdźcie czy ktoś się tam nie kręcił, zamieńcie słowo z komendantem straży pożarnej. Najprawdopodobniej to szczenięce wygłupy, ale trzeba to sprawdzić.

Nick i Judy wymienili spojrzenia. Lis widział, że Kojoto wyszczerzył kły w paskudnym uśmieszku. To było zadanie równie nudne, co pilnowanie parkometrów – zapewne było tak, jak mówił Bogo, więc partnerzy nie będą mieli zbyt wiele ciekawych rzeczy do roboty.

Zebrali się do wyjścia, Nick po drodze złapał wypitą do połowy, zimną już kawę i dwie śmietanki. Idąc w stronę auta, wlał zawartość obu do kawy i podetknął ją pod nos Judy. Zawsze tak robił, gdy kawa mu wystygła – Karotce nie przeszkadzało, że kawa jest zimna, sama nieraz zabierała mu napój, gdy chciał go wylać.

- Nie rozumiem – rzuciła, gdy wsiadła na siedzenie kierowcy i upiła łyk. Nick rozsiadł się obok niej.

- Czego? – zapytał spokojnie, przyglądając się schowkowi przed sobą. A właściwie metalowemu znaczkowi na nim.

- Dlaczego ty i Kojoto nie możecie po prostu zawiesić broni? Coś się wydarzyło między wami, że tak się nie lubicie?

Nick uśmiechnął się lekko.

- Wiesz, Marchewa, to raczej kwestia tego, że Kojoto w ogóle istnieje.

- Hej, Bajer!

- O wilku mowa – rzucił Nick, przewracając oczami, a potem odwrócił się do Kojoto stojącego kilka metrów dalej.

- Jak ty zdałeś egzaminy w akademii? W życiu nie widziałem, żebyś prowadził auto! Jak się boisz to chyba powinieneś siedzieć z tyłu na foteliku, co?

Jednym z egzaminów pod koniec akademii był właśnie przejazd radiowozem na czas.

Nick stwierdził, że odpowiadanie na tak głupią zaczepkę jest poniżej jego godności, nie mógł jednak powstrzymać się przed wystawieniem środkowego palca w stronę wilka, gdy Judy wyjeżdżała z parkingu.

Godzina zero - ZwierzogródOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz